tag:blogger.com,1999:blog-68709850100779788492024-03-14T15:09:31.111+01:00 Cynamodowy Pamiętniklucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.comBlogger123125tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-21616747729013376692015-07-09T17:56:00.000+02:002016-02-15T13:40:38.312+01:00Truskawki zapiekane w koglu moglu<a href="http://www.bloglovin.com/blog/14714239/?claim=ymbhmc2eg9h">Follow my blog with Bloglovin</a>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br />
Lato kojarzy mi się z kolorem czerwonym. Czerwone są truskawki i porzeczki w ogródkowym zagajniku, soczyście dojrzałe arbuzy, płomienne zachody słońca, kuszące metki na przecenach, koncertowe opaski czy wieczory spędzone w gronie najbliższych przy ognisku. Kwintesencja okresu, kiedy bardziej lub mniej szczodrze dajemy sobie odpocząć. Bez pośpiechu wstawać z łóżka, sączyć mrożoną herbatę, zatracać się w fabule tytułów, które czekały na nas cały rok, jeździć na rowerze z tańczącymi na wietrze włosami... Na wszystko jest czas. Przyszło lato. Przyszedł więc moment i na to, by zagościł w mojej kuchni przepis, o którym o tej porze roku mówią wszyscy. Niezwykle prosty w przygotowaniu, przyjemnie słodki i w sam raz na raz - czy potrzeba więcej argumentów, by zaliczyć go do klasyki letnich deserów???<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9hAg6x3wtyMspNyogKE6sVWXId1el9yWWRh9KaBUn-gGi_Gl-SC6KGMGyrp7R0wowntzM3XHzHE5irwXRsQPrF0xAZwI67f4b0brwMTxiVXGYe0mLkdgUjPGCt_c0O09DUiefWfWsLu8/s1600/20150708_131842%257E2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9hAg6x3wtyMspNyogKE6sVWXId1el9yWWRh9KaBUn-gGi_Gl-SC6KGMGyrp7R0wowntzM3XHzHE5irwXRsQPrF0xAZwI67f4b0brwMTxiVXGYe0mLkdgUjPGCt_c0O09DUiefWfWsLu8/s400/20150708_131842%257E2.jpg" width="400" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W sezonowych owocach uwielbiam to właśnie, że są sezonowe. Znaczy, że przez większość roku musimy czekać, tęsknić i rozpływać się na samą myśl o świeżych i pachnących egzemplarzach lądujących w naszych buziach w wersji saute lub w postaci smakowitych deserów. I mimo, że z truskawek robiłem już chyba wszystko, nie mam ich dość, bo zawsze przychodzi pomysł na coś nowego. Koktajle jogurtowe, orzeźwiające smoothie, biszkopty z galaretką, kruche babeczki, z makaronem i śmietaną, dżemy, pierogi... Słowem, sposobów bez końca. Skorzystajcie zatem z tego, że jeszcze przez kilka tygodni dostać można te owoce po okazyjnej cenie i zafundujcie sobie deser, który Wasze babcie zapewne same pamiętają z czasów dzieciństwa.<br />
<br />
Składniki (na 3 porcje): <span style="font-size: large;"> 175 stopni/ 12 minut</span><br />
# duża garść truskawek<br />
# 2 żółtka<br />
# 2 łyżki brązowego cukru (może być też biały kryształ)<br />
<br />
Do naczynek żaroodpornych, kokilek lub foremek babeczkowych powkładajcie umyte i pozbawione szypułek truskawki.<br />
W misce utrzyjcie żółtka z cukrem na puszystą, jasnożółtą masę. Następnie równomiernie rozdzielcie ją do foremek. Włóżcie do nagrzanego piekarnika i pieczcie do przyrumienienia. Podawajcie na ciepło!</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-12256958051291855842015-07-08T23:15:00.000+02:002015-07-09T00:16:24.685+02:00Słodkości wieczorową porą czyli francuskie tosty Nigelli<div style="text-align: justify;">
Nie należę do osób, które podjadają w nocy. Kiedy za oknami ciemno i słychać jedynie złowrogi szelest skrzydeł latających nietoperzy, ja smacznie śpię i śnię o karierze na Broadway-u, podbijaniu świata swoim geniuszem, szalonych miłościach, białych rumakach i nieokrzesanych ogierach, wszystko obsypując toną brokatu i kociej sierści. Jest cudnie! Nigella niestety zamiast nocą spalać leniwie kalorie i kreować nowe receptury, zagląda do swojej wielkiej lodówki, w której zawsze znajduje jakieś resztki. Ta to ma zdrowie! Kanapki z pieczenią i majonezem, kawałek czekoladowego ciasta, naleśniki z konfiturą i bitą śmietaną, soczewica na ostro... Kobieto, gdzie ty chowasz te kilogramy?!?! No w sumie to pytanie retoryczne, bo wszystko widać pod obcisłą bluzeczką w kolorze fuksji. <i>Sorry, kochanie</i>. Przed kamerą nic się nie ukryje. Ale prawda jest taka, że w tym cały jej urok. Nigella jest dla mnie uosobieniem włoskiej gospodyni. I szacunek dla niej za to, że nie stara się <i>upiększać</i>, uszczuplać, wręcz uplastyczniać w celu zdobycia aprobaty wymagającego pokolenia<i> fit</i>. Jest sobą i nie ukrywa tego, że lubi zjeść. Ja też kocham dobre jedzenie, jednak ku mojej uciesze większą część roku spędzam na studenckim budżecie, zatem co mi się w wakacje przytyje, to w ciągu roku się straci. Nigella należy do moich ulubionych kreatorów smaku. Ponieważ są wakacje, to w telewizorni puszczają same powtórki. Jest też na antenie jej apetyczny program <i>Nigella Ekspresowo</i>. Ślepimy zatem z mamuśką jak te zahipnotyzowane żyrafy w cyrku i ulegamy czarowi jej kojącego jak balsam z aloe vera głosu. Chciałbym kiedyś wpaść do niej, ot tak, z niezapowiedzianą wizytą. Ciekawe czym by mnie zaskoczyła? Tak czy owak, wczoraj postanowiliśmy przygotować z mamą jej wersję francuskich tostów. Wyszły obłędne!<br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgu5k2WkQNCndl-6vVZ_kupmG5KkwMizVg08kukScPQtykcYSwmoduytgza_uDdaCtXCV2ga0ebQsMypbLSLKoeTBL3FmQRs2jElPfvEaraKBlmpHS1twnWuqxKgiAkKQ_ltkJRff9eB_0/s1600/20150707_222430.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="281" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgu5k2WkQNCndl-6vVZ_kupmG5KkwMizVg08kukScPQtykcYSwmoduytgza_uDdaCtXCV2ga0ebQsMypbLSLKoeTBL3FmQRs2jElPfvEaraKBlmpHS1twnWuqxKgiAkKQ_ltkJRff9eB_0/s400/20150707_222430.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
<u>Składniki (2 porcje):</u><br />
# 2 jajka<br />
# 5 łyżek mleka<br />
# 3 łyżki ekstraktu waniliowego<br />
# 4 kromki chleba tostowego (najlepiej lekko czerstwy)<br />
<br />
Dodatkowo:<br />
# drobny cukier do obtoczenia<br />
# 2 łyżki masła<br />
# 3 łyżki oleju roślinnego<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
W płaskim naczyniu rozkłóćcie jajka, dodajcie mleko i ekstrakt. Wymieszajcie wszystko. Każdą kromkę chleba przekrójcie po skosie na dwa trójkąty a następnie zanurzcie w masie mleczno-jajecznej po minucie z każdej strony. Czerstwe pieczywo szybciej wchłania płyn, ale jeśli macie świeży, to przecież żaden problem. Na patelni rozgrzejcie tłuszcz (dodatek oleju roślinnego sprawi, że masło nie będzie się paliło, za to doda pysznego posmaku). Nasączone kromki kładźcie na patelni, smażąc je na małym ogniu na złotobrązowy kolor. Gotowe tosty obtoczcie z każdej strony w cukrze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
By dodać kolejne kilo kalorii, słodkie kromki polecamy razem z Nigellą polać domowej roboty truskawkowym sosem:<br />
# spora garść truskawek<br />
# 2 łyżeczki cukru pudru<br />
<br />
Umyte i pozbawione szypułek owoce wrzućcie do blendera i zmiksujcie z cukrem pudrem. Polejcie ciepłe tosty. Et voila! Pyszności w sam raz dla gości. Smacznego!</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-15880303557892577572015-06-22T22:29:00.001+02:002015-06-23T11:06:09.621+02:00W proch się obróci (There will be ashes)<div style="text-align: justify;">
Jak to się stało, że po tak płomiennym uczuciu zostały już tylko zgliszcza? Puste nic. Enigma. I nikogo w promieniu tysiąca kilometrów. A ja w pośrodku tej pustelni, klęcząc bezsilnie, wpatruję się ślepo w otaczającą mnie gęstą mgłę. Ostrzegał, nie idź za głosem serca. To głupi narząd a gdy się uprze, to głuchnie. Nie słucha nikogo. Lecz teraz głuchy pozostaje tylko dźwięk jego bicia wydobywający się z małej drewnianej szkatułki, którą przykrywa świeżo zagrabiona ziemia. Nie dasz sobie z nim rady, przestrzegał. I miał rację. Chyba nigdy się nie nauczę, dochodzę do wniosku, sięgając po metalową łopatkę czarnymi od ziemi palcami. Za każdym razem, gdy pozwalam sobie na odrobinę spontaniczności, szczyptę szaleństwa motywowaną romantycznością duszy, kończę, rozdrapując zardzewiałym nożem zaschnięty strup po kuli, która po raz kolejny już przebiła mnie na wylot. Chyba mam za dobre zdanie o ludziach. Bezwarunkowo wierzę w ich dobre intencje, ale gdy tylko zamknę na moment oczy, kończę z pistoletem wycelowanym w moją stronę. To boli, przyznaję w myślach. Na pocieszenie dodam tylko, że z czasem ból staje się nie tyle słabszy, co szybciej udaje mi się nad nim zapanować. Sztuka zwana doświadczeniem. Wcale nie łatwo jest nic nie czuć. Po tak emocjonującej grze indywidualnej wrócić bez szwanku do świata pozorów. Miłość wytrąca z równowagi. A gdy nawet na tak zwaną miłość za wcześnie, to samo oczarowanie drugą osobą powoduje popadnięcie w pewien rodzaj obłędu, czyniąc z nas wariatów, bandę psycho świrów, którzy topiąc się w odmętach fascynacji, samolubnie nie wołają o pomoc... paradoksalnie, byle tylko poczuć przyspieszone bicie serca świadczące o tym, że jednak się żyje. Desperackie pragnienie uczucia tak żywego, że aż wewnętrznie wykańczającego. Podobno ból związany z uczuciem pragnienia na pustyni jest wiele razy gorszy od porządnego kaca. O ile bardziej daje się odczuć ten, spowodowany zawodem związanym z drugą osobą... Myślałem, że tym razem będzie inaczej, że okaże się tym...hmm... jedynym? przeznaczonym? aż po grób? Cóż za farmazony. Tylko głupcy dają się tak łatwo ponieść emocjom. Hipokryta. Najchętniej zniknąłbym teraz na miesiąc. Albo na rok. A w swojej nędzy, w czasie pomiędzy zmienił fryzurę, kupił wiewiórkę, przeszczepił serce.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dlaczego to mi jest z tego powodu niedobrze? Miłość jest samolubna. To <i>ja</i> za tobą tęsknię, to <i>ja</i> chciałbym się z tobą zobaczyć, to <i>ja</i> chciałem ci zrobić niespodziankę. Myślałem tylko o jednym. I o jednym. Gotów poświęcić wszystko, by zdobyć wiele więcej. Bo przecież któż mógłby cię pokochać bardziej... Cóż, tym razem na tej transakcji raczej nie zyskałem. Kieszenie wypchane kamieniami w kształcie twojej twarzy i zapach przegrzanego rzutnika, na którym kiedyś wyświetlalibyśmy nasze zdjęcia. To wszystko. Wtedy symbole oddania, teraz jawią się jako błagalna ofiara na ołtarzu z prośbą o rozum. Czy można tęsknić za czymś czego jeszcze nie było? Mieć w głowie wspomnienia chwil, które jeszcze nie nadeszły? Świadomie się ubezwłasnowolnić tylko z powodu jednego uśmiechu? Czy w końcu, ileż razy można sobą tak bardzo pogardzać, by bez mrugnięcia okiem odrzucać raz za razem wyznawane przez siebie cnoty. Zgaduję, że nieskończenie wiele. W proch się obróci. I wywróżyła. Przysięgam, kiedyś zamachnę się zamaszyście i strącę tę jej głupią kulę ze stolika tak, że zamieni się w drobny mak. Ku pokrzepieniu jednak sięgam po homerycki wywar z dzbanecznika. Bo trzeba umieć z twarzą powstać z martwych. Strzepać energicznie kurz i resztki serca noszonego na ramieniu przez tak długo i spojrzeć prawdzie prosto w oczy. Mam nadzieję, że kolejne jabłko wyciągane z koszyka fortuny nie okaże się robaczywe.</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-33289335486615310322015-05-20T21:10:00.001+02:002015-05-20T21:10:50.606+02:00Pudding chlebowy (wg Pawła Małeckiego)<div style="text-align: justify;">
Spaceruję sobie ostatnio i jak to ja, zupełnym <i>nie</i>ukradkiem przyglądam się swojemu własnemu odbiciu w witrynach mijanych sklepów. W szybach samochodów, wiatach przystankowych, ludzkich spojrzeniach. Przeglądam i przyglądam. Z zainteresowaniem szukając czegoś, co przyciąga wzrok. Jakiegoś detalu, który sprawia, że idąc, zwracam na siebie uwagę. Napisu na czole, wielkiej plamy po buraczkach na rozpiętej koszuli. <i>A może mam coś na zębie?</i><br />
Są różne rodzaje wzajemnie wymienianych spojrzeń. Są takie zwykłe, przelotne mrugnięcia spieszących się zazwyczaj przechodniów. Są pełne sztucznej ignorancji podszytej wyczuwalnym zainteresowaniem młodych i modnie gniewnych. Są takie, po których masz pewność, że ich właściciel jeszcze się obróci, by lepiej się przyjrzeć i cię zapamiętać. Dla równowagi są i te pełne pogardy i zażenowania, którymi częstują mnie zwykle trzy grupy społeczne: stare dewotki, bezwłose jednostki z gatunku chadzających stadnie z lśniącym orężem u boku oraz ich farbowane na czarno lub pożółkło (bo blondem tego nazwać nie można niestety) samiczki z papierosem w ustach i bobasem pod pachą. Bywa, że nasze spotkania nie ograniczają się li tylko do wrażeń wizualnych - gdy łapię zasięg, mam też okazję odbioru audio. Pakiet w full HD. Takie drobne przyjemności za półdarmo. Uroczo. Czasami mnie to rusza, czasem wzrusza, najczęściej spływa jak po kaczce. Czasami mnie to onieśmiela, czasem rozbawia, ale zazwyczaj dodaje szczypty tego, co sprawia, że od tej chwili spoglądam na dzień z zupełnie innej perspektywy - pewności siebie. Bezcenne.<br />
Podczas mojej przygody z teatrem odkryłem, że niesamowitą przyjemność sprawia mi ludzka atencja. Bycie na scenie, w świetle reflektorów, na widoku. Wszyscy patrzą a ty po prostu <i>jesteś</i>. Odkryty. Jak obraz w muzeum. I tak mi zostało. Ten mój wewnętrzny głód spojrzeń. Każdy chce być zauważany. Marzymy o aprobacie, poklasku, o zaistnieniu w świadomości ogółu chociaż przez te głupie pięć minut. By od zakamarkowych szeptów było o nas głośno. Jedyną rzeczą gorszą od bycia obgadywanym jest bycie nieobgadywanym w ogóle. I nie mówcie mi, że jest inaczej. Wszyscy jesteśmy próżni. Ludzie uwielbiają być w centrum uwagi. Jasne, wszystko ma swoje granice, ale nie uważajmy się za jakichś celebrytów. Ucieczka przed paparazzi raczej nikomu z nas nie grozi. Chodzi o wizerunek. Spojrzenie <i>komplement</i>. Docenienie tego wysiłku, jakiego każdego ranka doświadczamy w kontakcie z dwudrzwiową z płyty pilśniowej. Szafą płaczu. Życie to pasmo nieustannego bycia poddawanym ocenie. I mimo, że nie obchodzi mnie, co przypadkowi ludzie pomyślą lub powiedzą, podświadomie chcę, by pomyśleli lub powiedzieli cokolwiek, bo wiem, że będzie to chyba najbardziej szczery odzew jakim ktokolwiek może mnie uraczyć. Skromny to ja bywam rzadko. Miłe słowo od mam czy babci nie wystarczy - dla nich zawsze jesteśmy najpiękniejsi; nawet wtedy, gdy włóczymy się w wyciągniętym swetrze i przetartych jeansach po domu z miną co najmniej wczorajszą. W kontakcie z powiewem ludzkiej zazdrości zawsze plasować się będziemy na neutralnym poziomie <i>dobrze wyglądasz</i>. Harpie. Dobrze to ja mogę wyglądać, gdy mam zły dzień. Ma być wyrazisty, konkretny i wydobywający się głęboko z przepony pomruk okraszony gestem <i>lubię to</i>! Spójrzmy prawdzie w oczy, przejść niezauważonym w tłumie to jak popełnić jakiś podstawowy błąd. Najlepiej wie to sama Gaga, która od zawsze powtarza: <i>I don't wanna be normal. I am terrified of being average</i>. W punkt, siostro! Nie zastanawiajcie się zatem czy to wszystko nie brzmi przesadnie powierzchownie, choć przyznam, że możecie mieć rację. Liczy się wnętrze, mówią. Zgadzam się, naprawdę. Ale prezentu opakowanego w szary makulaturowy papier raczej nikt w pierwszej kolejności nie odpakuje. Ku<i>pa mięci</i>: <i>Everything is a statement. Especially the outside. Can you speak with your clothes?</i></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKIo4L3XX-UctckHe9s1UwvjWPs6lzvPUC4PoEv98vzoPsEfqrhyPpRNbIV5v7EYcIiMVAVj3hNFH-EN6Uwx3RlOL1Fv0kPfjAtOLYHlsWM0pasSZ1RO8or7DrQjYJtrN-3icfK48mekc/s1600/20150516_170634~2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="340" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKIo4L3XX-UctckHe9s1UwvjWPs6lzvPUC4PoEv98vzoPsEfqrhyPpRNbIV5v7EYcIiMVAVj3hNFH-EN6Uwx3RlOL1Fv0kPfjAtOLYHlsWM0pasSZ1RO8or7DrQjYJtrN-3icfK48mekc/s400/20150516_170634~2.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
No dobrze, ale zebraliśmy się tu dzisiaj z zupełnie innego powodu. Mianowicie przyciągnęło Was tu nie co innego jak mój czerwony garnuszek wypełniony czymś smakowitym. Pudding chlebowy. Nic dodać, nic ująć. Brzmi wystarczająco intrygująco a smakuje to już zupełnie niecodziennie. Jedzcie, bo dobre. Uwielbiam takie niespodzianki. Polecam koniecznie. </div>
<br />
Składniki: <b><span style="font-size: large;">175 stopni/ 35 minut</span></b><br />
(porcja dla czterech osób)<br />
# ok 150g słodkiego pieczywa (chleb tostowy, chałka, rogale maślane lub bułki mleczne - mogą być czerstwe)<br />
# 300 ml mleka<br />
# 3 żółtka<br />
# opakowanie cukru wanilinowego (8g)<br />
# 5 płaskich łyżek cukru<br />
# mała garść rodzynek lub żurawiny<br />
# masło lub margaryna do posmarowania pieczywa<br />
# wrzątek lub rum <br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Pieczywo pokrójcie w grubsze kromki, posmarujcie masłem z obu
stron. Rodzynki zalejcie wrzątkiem lub alkoholem i odstawcie do napęcznienia. Do garnka wlejcie mleko,
dodajcie żółtka, cukier wanilinowy oraz zwykły cukier. Podgrzejcie na małym ogniu, ubijając trzepaczką do momentu, aż płyn lekko zgęstnieje <u>(nie
doprowadzamy do zagotowania)</u>. Dno naczynia żaroodpornego lub niewielkiego żeliwnego garnuszka wyłóżcie
połową przygotowanego pieczywa, na to wylejcie część masy
mleczno-jajecznej i posypcie połową namoczonych rodzynek. W ten sam
sposób postępujcie z drugą warstwę. Pudding pieczcie w nagrzanym piekarniku aż się zarumieni. Podawajcie do razu!</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=-1-z48cJDbc" target="_blank">♫ MISTER D. - CHLEB ♫</a></div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-24228491186048176232015-05-09T22:09:00.000+02:002015-05-09T22:09:00.810+02:00Ciasto z kuskusem i powidłami<div style="text-align: justify;">
Wierzycie w miłość od pierwszego wejrzenia? Cóż, ja nie. To zbyt banalne. A poza tym szacunek do własnej osoby i te gorsze doświadczenia na polu bitwy po prostu automatycznie zabraniają sercu na takie szybkie akcje - nie można przecież oddawać się tak w ciemno byle komu. Pierwsze razy bywają zdradliwe, a ja jako osoba oceniająca wszystko i wszystkich w mgnieniu oka, prawdę Wam powiem! Wierzcie lub nie, nie raz takie podejście okazało się totalnym błędem, który trzeba było leczyć słonymi łzami i podwójną porcją lodów waniliowych z popcornową <i>kruszonką</i>. Każdemu się zdarza. Dla odmiany natomiast nie wierzę w przypadki. Wszystko ma znaczenie. I mimo, iż najbardziej w ludziach pociągają mnie ich oczy, to czyste szaleństwo na ich punkcie zaczyna się u mnie dopiero po trzecim wejrzeniu.<br />
I to nie takim byle jakim, całkiem zwykłym, dwusekundowym, pustym rzutem lecz intensywnym i pełnym nadziei jak w twórczości Gardella. Musi zaiskrzyć. A jak ktoś wtedy podejdzie, cytując klasyka, <i>serce suche jak pergamin w książkach, które tak często przeglądam</i> okazuje się być tym, dzięki czemu płonę jak czarownica na stosie. <i>Fire meet gasoline</i>. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wiecie, ostatnimi czasy jakoś tak rzadziej narzekam na bolący bardziej niż odleżyny spokój i starczą stagnację. Nie wyleguję się nadmiernie na materacu, rozmyślając nad tym czy pingwiny mają kolana i dlaczego UFO atakuje tylko i wyłącznie Amerykę :) Sporo się przez ostatni miesiąc zdarzyło. Nie macie o tym pojęcia (w większości), gdyż co tu dużo mówić - do klawiatury było za daleko. I mimo zjawiskowych wypieków wielkanocnych, świetnych urodzin, długaśnego pobytu w domu, mnóstwa koncertów, chwilowego powrotu do mojego ukochanego Krakowa etc. wena nie atakowała mnie w swoim drapieżnym stylu jak to zwykle bywa, gdy właśnie <i>coś</i> się dzieje. Poza tym niecierpliwie czekałem na nowego smartfona i w ogóle wszystko tylko nie blog. A teraz w dodatku mi odbija, więc nie mogę się skupić nawet na myciu zębów :) Stwierdziłem jednak w końcu, że czas się odezwać. Nie możecie przecież w nieskończoność przeglądać archiwum, <i>pfff</i>. Nawet najbardziej gorliwym szybciutko się to znudzi i przeskoczą na bezużyteczną :) Zatem zwolennicy zdrowego żywienia i wielbicielki wszystkiego, co fioletowe, odświeżajcie strony. Nadchodzi kuskus jakiego jeszcze nie znaliście!!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihR7B_003jKZ1HswySyKntgF0tbHq3hYA8gfe3pIEoF1IYTBM36xt8_jgV436pwHwU2yzhBvmF3zVk5w5cam5chXdo-RI8GQEvW2VLSQyDuFWq36tfMONl8XAfvCJD7GI4OHu0ZLaPFmM/s1600/20150509_190110~2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihR7B_003jKZ1HswySyKntgF0tbHq3hYA8gfe3pIEoF1IYTBM36xt8_jgV436pwHwU2yzhBvmF3zVk5w5cam5chXdo-RI8GQEvW2VLSQyDuFWq36tfMONl8XAfvCJD7GI4OHu0ZLaPFmM/s400/20150509_190110~2.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
Ciasto to chodziło mi po głowie już dawno temu. Ale jak to zwykle ze mną bywa, wszystko odkrywam na nowo po czasie. Pamiętam szał na kaszę jaglaną i fikuśne produkcje z kuskusem w roli głównej. Nie dałem się jednak wtedy temu, że tak to nazwę, kulinarnemu trendowi. Mam swój styl i dobrze wiem, co i kiedy najlepiej do mnie pasuje i mnie wyraża. Przepis jednak okazał się na tyle studencki, że nie było <i>zmiłuj</i>.<i> </i>Musiałem Wam go w końcu opchnąć. Tu i teraz. Wbrew pozorom wcale nie jest mdłe ani zakalcowate. Wyczuwalny posmak kuskusa nie psuje wypieku, ponieważ sok z cytryny i owocowe powidła dodają mu tego ciekawego charakteru i wilgotności placka drożdżowego. Porcja wyszła stosunkowo niewielka, zatem przy moim apetycie i wianuszku miłych buź do obdarowania kawałkiem starczy najwyżej do jutrzejszego popołudnia. Cieszę się, że jestem z powrotem. Inspirujecie!<br />
<br />
</div>
Bazowałem na przepisie znalezionym <a href="http://niezlymlynek.blogspot.com/2015/03/ciasto-z-kaszy-kuskus-z-porzeczka.html" target="_blank">o tutaj.</a><br />
<br />
<u>Składniki:</u> <span style="font-size: large;"> 160 stopni/ 35 minut</span><br />
# 3/4 szklanki kaszy kuskus<br />
# 1/2 szklanki gorącego mleka<br />
# 3 łyżki wrzątku<br />
# nieco ponad 1/2 szklanki cukru<br />
# 1 1/4 szklanki mąki pszennej<br />
# 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia<br />
# szczypta soli<br />
# 2 jajka<br />
# sok z 1 cytryny<br />
# mniej niż 1/2 szklanki oleju<br />
# mały słoiczek powideł śliwkowych (ok.100g) lub 250g świeżych owoców*<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Do dużej miski wsypcie kuskus i zalejcie go gorącym mlekiem z wodą, zostawcie do napęcznienia (ok. 10 minut). Po tym czasie wymieszajcie kaszę z cukrem, a następnie zmiksujcie z jajkami i sokiem z cytryny. Potem dodajcie mąkę, proszek do pieczenia i sól. Powtórnie zmiksujcie, a na koniec wlejcie olej. Całość energicznie wymieszajcie łyżką. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do foremki 14x21 cm (równie dobrze możecie użyć keksówki) wyłożonej papierem do pieczenia przełóżcie połowę masy, przykryjcie połową zawartości słoiczka z dżemem (lub posypcie połową owoców) a następnie wyłóżcie resztą masy. Wierzch przykryjcie pozostałą ilością dżemu (resztą owoców). Włóżcie do rozgrzanego piekarnika i pieczcie aż do momentu "suchego patyczka". </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
*możecie użyć porzeczek, jagód, malin czy innych owoców leśnych. Najlepiej jak będą lekko kwaskowate, co fajnie połączy się z cytrynową nutą.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /><iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/YZvQKj-DFZI/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/YZvQKj-DFZI?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-84562304127388053752015-03-29T20:09:00.000+02:002015-05-11T21:09:59.029+02:00Babeczka na mały głód i wielkie smuty<div style="text-align: justify;">
Wiecie, co Wam powiem, coraz bardziej podoba mi się w Łodzi. Mieszkając tu już prawie miesiąc, przyzwyczaiłem oko do obskurnego widoku za oknem, do hałasu przejeżdżających tramwajów, niezbyt stylowych zasłonek pod natryskiem i do tego, że ludzie tu są strasznie smutni i zaściankowi. Na pasach światło zmienia się szybko, po wodzie z kranu mnie nie wypryszcza, loki się kręcą. Na zakupach oszczędzam, zdrowo gotuję a <i>Metro</i> rozdają tylko raz w tygodniu. Przeszczep udany. Czuję się tu coraz bardziej jak w przydomowym schronie. Sucho i jest na czym spać. Plusik! Oczywiście nic nie zastąpi mi Krakowa <chlip, chlip>, ale stwierdziłem, że stać mnie na mały kredyt zaufania dla tego nieodkrytego miasta jednej ulicy. Jak na razie więc nie narzekam na nudę. Wszędzie staram się docierać pieszo. Zawsze uważałem to za lepszą formę poznawania betonowych miast, tych labiryntów ulic i ciemnych zakamarków. A poza tym przyszła wiosna, więc dobry spacer przynajmniej raz w tygodniu to podstawa. Na uczelni się dzieje, zatem na pełną relaksację mam jedynie kilkadziesiąt godzin jakie zostają mi podczas weekendu. Najbardziej doceniam soboty. Wstaję wtedy z samego rana i przełykając owsiankę, knuję chytry plan wyciśnięcia wszystkich trzech cytryn, jakie Bóg położył mi przed nosem. Tak więc pomiędzy szalonymi przygodami z PKP, głośnym siorbaniem czekoladowego shake'a pod Pałacem Kultury i nocnymi wędrówkami po neonowej stolicy, zdarza mi się od czasu do czasu zabłądzić bardziej lokalnie i trafić na naprawdę dobry towar. I nie mam tu na myśli porządnej porcji wróżb od przydworcowej cyganki ani radosnego dilowania amsterdamskim trawskiem, ale wyśmienitego sortu używane szmatki. O, tak! Klaszczmy razem :) Nie uwierzycie, ale Łódź okazała się istnym zagłębiem second handów. Nie-bo! Chociaż w sumie, nie powinno mnie to dziwić. Wszak (podobno) Łódź kreuje. Co prawda, ciekawie ubranych ludzi znaleźć można tutaj równie często, co czterolistne koniczyny, ale czekać warto. Już niedługo Tydzień Mody, więc wierzę w zalew konkurencji. Jak na razie z przyjemnością uzupełniam wiosenne luki w moich zbiorach i przyznam, że jest dobrze. Warto czekać na słoneczniejsze dni. Będzie kreatywnie, będzie i wyzwalająco. Liczę, że po Wielkanocy nikt już nawet nie pomyśli o grubszych kurtkach a kozaki wciśnięte będą w najgłębszy kąt szafy. Wytrzymamy, jeszcze tylko tydzień. Chcica ściga przeogromna, ale tutejszy chłodny wiatr wystarczająco odstrasza. Mam już po dziurki w nosie tej zimowej monotonii. Chcę barwy, chcę rozpięte zamki, chcę kapelusze. Obudzić te hordy zombie z szarego letargu. Ma się dziać i już!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiA2yIrbIOlWg0HsZM2p50t_nMaTJrT1sxlRtgb8qjdgV2CgUgPV9FZXhTMOzU3UfKMDRLVXhu49snPWuQU4YOGC1FBI0RokegKlLkPzvjSelKIAsv7vBgfz43yY4tKRISkNQBk5szKpng/s1600/Zdj%C4%99cie2104.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="301" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiA2yIrbIOlWg0HsZM2p50t_nMaTJrT1sxlRtgb8qjdgV2CgUgPV9FZXhTMOzU3UfKMDRLVXhu49snPWuQU4YOGC1FBI0RokegKlLkPzvjSelKIAsv7vBgfz43yY4tKRISkNQBk5szKpng/s1600/Zdj%C4%99cie2104.jpg" width="400" /></a></div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Ach, na ten moment jednak nie pozostaje mi nic innego jak maniakalne spoglądanie na termometr za oknem i wróżenie z lotu jaskółek. I to tęskne wzdychanie. Jak tu znaleźć czas na wypieki? Dzięki Bogu, święta tuż tuż, odbiję sobie, zobaczycie. Jak zawsze motywujecie mnie do wypróbowywania nowych przepisów, tak więc siedzę i myślę, czym Was tu zaskoczyć tym razem. Jak wrócę do domu, to będzie BANG. Oczekujcie z niecierpliwością. A jak na razie..Hmmmm. Taką tycią babeczkę zajadam sobie w to dzisiejsze, niedzielne popołudnie, kęsując pomiędzy przymusem pisania sprawka a przeglądaniem najnowszego K MAG-u. Za oknem chmury, w uchu Shura a w serduszku mimi-zawód. Okazało się, że za późno ogarnąłem tegoroczną edycję Spring Break Festival w Poznaniu i zamiast prezentu urodzinowego w postaci koncert Y&Y, będą lody, popcorn i powtórki <i>Seksu w Wielkim Mieście</i>. Jacyś chętni?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Składniki:<br />
# 3 łyżki mąki pszennej<br />
# 3 łyżki cukru<br />
# 3 łyżki mleka<br />
# 3 łyżki oleju<br />
# 1 jajko<br />
# 1/2 płaskiej łyżeczki proszku do pieczenia<br />
# 3 łyżki budyniu w proszku o smaku krówki (Dr Oetker)<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Suche składniki odmierzcie do salaterki, wbijcie jajko i dodajcie resztę mokrych składników. Wymieszajcie wszystko dokładnie widelcem do uzyskania jednolitej, półpłynnej masy. Miseczkę z zawartością włóżcie do mikrofalówki, nastawcie na <b>najwyższą moc</b> i "pieczcie" około <b>3 minuty</b>. Otwórzcie drzwiczki i sprawdźcie patyczkiem czy środek babeczki jest suchy. Jeśli tak , to wyjmijcie ostrożnie miseczkę. Przy pomocy noża podważcie boki ciasta tak, aby z łatwością wyskoczyło na talerzyk.<br />
<div style="text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=ahL1x6HX4h0" target="_blank">SHURA - INDECISION</a> ☼</div>
</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-44377181511213122422015-03-14T21:48:00.000+01:002015-03-14T21:48:49.107+01:00Każdy ma swojego murzynka<div style="text-align: justify;">
Może trudno będzie w to uwierzyć, ale nawet tak zdolna i nieustannie dążąca do perfekcji osoba jak ja, miała kiedyś swój owiany tajemnicą pierwszy raz. Wiecie, ten szalony pomysł, objawiający się w postaci unoszącej się nad głową zapalonej żarówki, by coś stworzyć. Zrobić rodzicom jak się później okazało nie-aż-tak-wcale-pyszną niespodziankę. Pierwsze ciasto. Tak bardzo z miłości. Jak wiadomo, początki bywają ciężkie. Od przebitej śmietany, przez wychodzące z piekarnika zakalce, po zważoną polewę czekoladową. Talent nigdy nie objawia się od razu. W moim przypadku niestety nie można mówić o żadnym wyjątku. I mimo, iż ogromnie chciałem chociaż w tej dziedzinie okazać się złotym dzieckiem, wszystko wskazywało mi od samego startu, że zbyt łatwo to jednak nie będzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Akcja klasyk. Nikogo nie ma w domu, zatem siedzę. Sam jak w filmie. I jak to zwykle bywa, nudno. Nudno jak nigdy. Nudno, że aż boli. Rączki świerzbią, nóżka lata. Coś bym zbroił. To znaczy zrobił, oczywiście. I zupełnie nie wiedzieć czemu w jednej chwili znalazłem się nad kuchenką, podgrzewając margarynę z cukrem i kakao. Tak, murzynek na tę okazję będzie idealny. Ciemne, puszyste, podwójnie kakaowe. Z tym mi się kojarzyło to ciasto. Gumowym uchem podsłuchałem plotkujące sąsiadki i wyszło na to, że piecze się je szybko i łatwo. Myślę sobie, babcia zawsze chwaliła moje babki w piaskownicy. Niezbity dowód na to, że szansa na sukces gwarantowana. Toteż brnę w to bagno <i>autogeniuszu</i> niczym jakaś głupia krowa zwabiona blaskiem błędnych ogników. Nie ma ratunku. Ktoś rodziców rozpieścić musi, a każde dziecko wie, iż nie ma lepszego sposobu na wywołanie na ich twarzach szerokiego uśmiechu niż zrobienie samodzielnie jakiegoś deserku. Nie wiedzieć czemu wtedy pomysł na owocową sałatkę nie przeszedł. Niezbyt wysoka poprzeczka jak na dwunastolatka, a ja od dzieciństwa stawiałem na oryginalność. Czyli sobie tak mieszam, mieszam; w końcu smakuję. Hmm, słodkie, a więc z pewnością będzie dobre. Do piekarnika. <i>Babko, babko...</i> Ach, co to wyszedł za zakalec. Epicki. A jaki gorzki. Nawet tabliczka mlecznej czekolady nie zdołała zabić tego posmaku. Trudno, jak kochają to zjedzą. Z jednej strony byłem z siebie raczej dumny, z drugiej jakoś tak porzuciłem ten przepis na zapomniane kiedyś. Po latach postanowiłem się z widmem tej małej porażki zmierzyć. Zatem nie przedłużając, prezentuję moje do afrykańskiego tematu podejście numer dwa. Przed Wami wypiekany pan Bambo.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFS9g5AMUEjsAbR0BEFBQYU7pG8e_7hl_xSpvxZRRVMzYWHAPPWVJ3dGcRvww71ooff06csDnq4vlxwX0vK_zAsOnWoqaNYWY5pGK-z_3BR6tH6biU9WOIFqMKQklea_OBSn06bpud6Gs/s1600/Zdj%C4%99cie2079.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFS9g5AMUEjsAbR0BEFBQYU7pG8e_7hl_xSpvxZRRVMzYWHAPPWVJ3dGcRvww71ooff06csDnq4vlxwX0vK_zAsOnWoqaNYWY5pGK-z_3BR6tH6biU9WOIFqMKQklea_OBSn06bpud6Gs/s1600/Zdj%C4%99cie2079.jpg" height="280" width="400" /></a></div>
<br />
Składniki: <span style="font-size: large;">180 stopni/ 50 minut</span><br />
# kostka margaryny (250g)<br />
# 1/2 szklanki mleka<br />
# 1 1/2 szklanki cukru<br />
# 4 jajka<br />
# 4 łyżki gorzkiego kakao<br />
# 2 szklanki mąki pszennej<br />
# 1 łyżka proszku do pieczenia<br />
# szczypta soli <br />
<br />
W rondelku umieśćcie pokrojoną na kawałki margarynę, cukier, mleko oraz kakao. Podgrzewajcie aż do dokładnego połączenia się składników (masa powinna być gładka i lśniąca). Odlejcie 2/3 szklanki masy, a do reszty przesiejcie mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia. Zmiksujcie. Oddzielcie żółtka od białek. Do kakaowej masy wrzucajcie po jednym żółtku, za każdym razem dokładnie całość mieszając. Z białek ubijcie pianę ze szczyptą soli, a następnie delikatnie wmieszajcie ją w całość. Gotową masę przelejcie do wyłożonej papierem do pieczenia formy (keksówka 30x10 cm lub blaszka 21x14 cm). Pieczcie w nagrzanym piekarniku do tzw. suchego patyczka.<br />
<br />
Upieczonego i ostudzonego murzynka polejcie odstawioną uprzednio polewą kakaową i opcjonalnie posypcie dodatkami np. płatkami migdałów, posiekanymi orzechami lub kolorową posypką cukrową.<br />
<br />
PS. Wpis nie jest w żaden sposób sponsorowany a lokować to ja sobie mogę co najwyżej włosy, ale ciasto pomogła mi przygotować pewna widziana w okienku <a href="https://www.mojeciasto.pl/przepisy/murzynek-5813.html" target="_blank">margaryna</a>, bo jak mówią, z nią zawsze się upiecze :D Ale to nie wszystko. Poniżej pyszny kawałek grupy, która rozkochała mnie w sobie od pierwszego usłyszanego brzmienia. Moje najświeższe muzyczne odkrycie. I nie uwierzycie, wystąpią w tym roku na Open'erze!!! Tyle wygrać #luckyluke <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
♫ <a href="https://www.youtube.com/watch?v=Z0atZQSUE80" target="_blank">Years & Years - Take shelter</a> ♫</div>
</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-6509993789097740442015-03-07T23:07:00.001+01:002015-03-07T23:07:34.416+01:00Apfel Taschen<div style="text-align: justify;">
Na moje pierwsze podejście do tematu piekarnika gazowego wcale nie musieliście długo czekać. Nie po to przecież jechałem kilkaset kilometrów z cieplutką myślą, że w Łodzi będzie cukierniczy raj, żeby w przedbiegach poddać się z powodu jakiegoś muzealnego eksponatu. Co to, to nie. Typowy Łukasz znajduje wyjście z każdej sytuacji, zatem i tym razem nie mogło być inaczej. Okazało się, że wystarczy wykorzystać swój wrodzony czar i wdzięk, by szybko zakumplować się z babeczką sprzątającą piętro i posiąść jakże użyteczną wiedzę z zakresu uruchamiania tego dziwacznego urządzenia. Jakież to sprytne, nie sądzicie. Także teraz, cieszcie się ludziska, mogę już wszystko. Pewnie zastanawiacie się, co to takiego wybrałem na swój debiut kulinarny, gdyż zakładam, że nazwa w tytule dla części z Was wydawać się może dosyć enigmatyczna ;) Dzisiaj poczęstuję Was przepisem przywiezionym przez M. prosto z Deutschlandii, czyli niczym innym jak szybkimi kieszonkami z francuskiego ciasta z nadzieniem jabłkowo-migdałowym. Normalnie napisałbym, że dzięki użytym przyprawom pachną nieziemsko, jednak z uwagi na fakt, że troszkę się od spodu spaliły (czytaj: prawie poszły z dymem), z gracją doświadczonego mówcy tę kwestię przemilczę. Dodam tylko, że w razie podobnej wpadki niezastąpioną okazuje się być kuchenna tarka <i>#sprawdzoneinfo</i> i ciasteczka prezentują się jak nowe.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgiHRfCPpxClCzEAosV_4KZHpadh9Vea0eMR4IHNEPLFId5CbTU6_LuCEVQ7LaIE9g6qb5XRhbiw8tyHLuS3yfC9XPSnshFmMGVvXrSHjSI8SDheFRtQdvnTIl6nZ5CV1WFXSNS5Htw84Q/s1600/Zdj%C4%99cie2051.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgiHRfCPpxClCzEAosV_4KZHpadh9Vea0eMR4IHNEPLFId5CbTU6_LuCEVQ7LaIE9g6qb5XRhbiw8tyHLuS3yfC9XPSnshFmMGVvXrSHjSI8SDheFRtQdvnTIl6nZ5CV1WFXSNS5Htw84Q/s1600/Zdj%C4%99cie2051.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wypieki z ciasta francuskiego należą do tych z kategorii <i>Przepisy dla opornych</i> (<i>ang. Recipes for Dumb</i>) czyli szybkich i stosunkowo łatwych w wykonaniu przez dosłownie każdego. Wystarczy zaledwie szczypta artyzmu, by z miękkiego arkusza przygotować coś wyglądającego bardzo profesjonalnie. Niemniej jednak rzadko po nie sięgam. Jak wiecie na ogół staram się przygotowywać wszystko od podstaw. Dopiero wtedy czuję, że jest to całkowicie moje dziecko. Studia jednak robią swoje, więc eksperymentuję ze wszystkim wokół. Ten rodzaj ciasta jest o tyle uniwersalny, że można je wykorzystać zarówno do słodkich jak i do bardziej wytrawnych wypieków, które świetnie sprawdzą się na każdego typu imprezkach. Ogromny plus. Ciastka wyszły bardzo smaczne, więc jeśli macie pół godzinki, to się nie krępujcie. Polecam, nie namawiam ;)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Składniki: <span style="font-size: large;"> 220 stopni/15-20 minut</span></div>
<div style="text-align: justify;">
#opakowanie gotowego ciasta francuskiego</div>
<div style="text-align: justify;">
# 2 duże jabłka</div>
<div style="text-align: justify;">
# garść płatków migdałowych</div>
<div style="text-align: justify;">
# cukier wanilinowy</div>
<div style="text-align: justify;">
# przyprawy: cynamon, anyż, mielone goździki</div>
<div style="text-align: justify;">
# jajko </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ciasto francuskie pokrójcie na w miarę równe części (u mnie wyszło ich dziesięć). Jabłka obierzcie ze skórki i pozbawcie gniazd nasiennych, pokrójcie na średniej grubości plasterki. Na każdym fragmencie połóżcie 2-3 plasterki jabłka, przekładając je kilkoma płatkami migdałowymi. Przyprawcie do smaku i łapiąc za rogi, sklejcie przeciwne w taki sposób, aby uformować sakiewki. Gotowe kieszonki posmarujcie rozmąconym jajkiem. Pieczcie na złoty kolor. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
***opcjonalnie możecie wierzch ciastek posypać cukrem pudrem. </div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-81559998001088193242015-03-05T19:01:00.001+01:002015-03-05T19:01:42.249+01:00Racuszki z jabłkami<div style="text-align: justify;">
Swoje pierwsze szaleństwa w nowej kuchni rozpoczynam od dosyć bezpiecznego przepisu, z lekką rezerwą traktując te wykafelkowane cztery ściany, gdyż zwyczajnie nie czuję się tutaj jeszcze jak w domu. Trochę ciężko się przestawić i przyzwyczaić do innego otoczenia. Brakuje też wolnego czasu na bardziej pomysłowe zagrania, bo plan na semestr letni jak zwykle pozostawia wiele do życzenia. Na krzątanie się po kuchni dla przyjemności zostaje chyba tylko weekend, choć i to nic gwarantowanego. W pewnym stopniu przypominają mi się czasy Gdańska. Ubiegły rok a także wcześniejsze miesiące. Pamiętam to dobrze. Były chęci, ale z realizacją to już lekki problem. Co pocieszające mamy tutaj piekarniki. Wprawdzie jeden na piętro, ale zawsze lepiej mieć niż nie mieć. Kłopot jednak w tym, iż są to dosyć stare urządzenia i to w dodatku na gaz. W życiu nie miałem do czynienie z tak antycznym ustrojstwem. A poza tym oczywiście boję się, że wybuchnie ( za dużo filmów) xd Podchodzę do niego jak do ognia, ale liczę na to, że z biegiem czasu ktoś nauczy mnie z niego korzystać i zaprzyjaźnimy się tak mocno, iż będzie umilał mi życie aż do kolejnych wakacji. W ogóle to ostatnio strasznie dużo czytam. Niestety nie książek, gdyż nie mam pomysłów na ciekawe tytuły, a magazynów internetowych i stron kulinarnych. Moje najnowsze odkrycie to blog pisany również przez przedstawiciela płci męskiej (men power!), bardzo zdolnego kucharza amatora, który zaintrygował mnie wszechstronnością swoich umiejętności. Mnóstwo ciekawych przepisów i pomysłów z chyba każdej dziedziny kulinariów. Podrzucam Wam jego adres <a href="http://zajadam.pl/" target="_blank">TUTAJ</a>, obczajcie koniecznie. Naprawdę warto. To dzięki niemu zjadłem dzisiaj te racuszki ;)</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8CnY3dANjtyMnko-Dy5EtcPJvVhSANZOU5COPlieEVaQm20QnR78fszAOiTysERxQf2VylUktx_w9cXWVuDr1bORdHguS_8NZ-KOelkDSxvryX2I8Fuhfj6A_HxMI5OKogUwNUVTXLMs/s1600/Zdj%C4%99cie2044.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8CnY3dANjtyMnko-Dy5EtcPJvVhSANZOU5COPlieEVaQm20QnR78fszAOiTysERxQf2VylUktx_w9cXWVuDr1bORdHguS_8NZ-KOelkDSxvryX2I8Fuhfj6A_HxMI5OKogUwNUVTXLMs/s1600/Zdj%C4%99cie2044.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
Proporcje dla jednej bardzo głodnej osóbki:<br />
# 1 szklanka mąki pszennej<br />
# nieco ponad 1/2 szklanki letniego mleka<br />
# 1 jajko<br />
# 4g drożdży suchych (połówka standardowego opakowania)<br />
# 1 łyżka oleju<br />
# 1/2 łyżki cukru<br />
# szczypta soli<br />
# 1 jabłko średniej wielkości<br />
# cukier puder do posypania <br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Do miski przesiejcie mąkę i dodajcie wszystkie inne składniki z wyjątkiem jabłka. Wymieszajcie do uzyskania jednorodnej masy. Jabłko obierzcie ze skórki i usuńcie gniazdo nasienne a następnie pokrójcie owoc na małe kawałki. Wmieszajcie je w masę. Całość przykryjcie folią spożywczą lub pokrywką i odstawcie na min. 1 godzinę w ciepłe miejsce.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po tym czasie ciasto powinno pięknie wyrosnąć, o czym świadczyć będą liczne pęcherzyki. Zamieszajcie masę. Na patelni rozgrzejcie olej. Nakładajcie porcje ciasta łyżką na tłuszcz i smażcie do momentu aż będą złoto-brązowe. Przewróćcie na drugą stroną i tę także przyrumieńcie. Gotowe racuchy przekładajcie na talerz a na koniec całość obficie oprószcie cukrem pudrem.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
♫ <a href="https://www.youtube.com/watch?v=HFatODUR1CE" target="_blank">Ellie Goulding - My Blood</a> ♫ </div>
</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-88378309420491862792015-03-03T18:52:00.001+01:002015-03-30T22:58:21.518+02:00Something's being missed<div style="text-align: justify;">
Ostatnio całkiem dużo się u mnie dzieje. Przeprowadzka do innego miasta, życie na kartonach, brak lodówki w nowym akademiku i problemy z internetem a to wszystko w przeciągu zaledwie jednego tygodnia. W dwóch słowach, każdy dzień zapchany jak torby podróżnicze, które z impetem wpakowałem do transportera. Semestr zaliczony, drzwi zatrzaśnięte, czas się zbierać. Będę tęsknił, wiem to na pewno. W sumie to już zaczyna mi go brakować. Jak to mówią, do dobrego łatwo się przyzwyczaić. Kraków to miasto magiczne. Zakochałem się w nim bez opamiętania. W tych klimatycznych knajpkach, tęczowych klubach, wąskich uliczkach, chrupiących precelkach i dającym się poczuć dosłownie na każdym kroku duchu wielokulturowości. I nawet przywykłem do tych wszystkich gołębi. A w dodatku ludzie są tam tacy mili. Tacy pełni życia, uśmiechnięci i dobrze ubrani. Choć było, minęło, na pewno wróci. Nie wyobrażam sobie, żeby już nigdy tam nie wpaść, choćby na weekend. Poczułem się tam jak w domu i mam wrażenie, że to wyjątkowe miejsce jest stworzone specjalnie dla mnie. Nie przypuszczałem, że jakieś miasto kiedykolwiek tak mną zawładnie, że będzie przyciągało mnie do siebie z tak ogromną siłą jak Kraków. To było niezapomniane pięć miesięcy. Najlepsze prawie-pół roku w moim życiu. Czary, istne czary. Nigdy bym nie przypuszczał jak wiele może się zmienić w tak krótkim czasie. Moje życie nabrało rumieńców, nabrało prędkości i charakteru. Czuję w sobie ogromną zmianę, wręcz ją widzę. I to nie tylko patrząc codziennie w lustro. To <i>coś</i>, co opanowuje całe ciało tak mocno, że nie potrafisz, nie chcesz się temu przeciwstawić. To <i>coś</i>, co umacnia. Odnalazłem w sobie siłę i ukrytą uprzednio dawkę pewności siebie. To tak jakby żyć, nie bojąc się niczego. Jak we śnie. Stawiać każdy krok pewnie, penetrując wszystkie zamglone zakamarki z fascynacją i dozą podekscytowania. Wyjeżdżam z wyśmienitym humorem i zabieram ze sobą masę najcudowniejszych wspomnień. To był niezaprzeczalnie <i>time of my life</i>. Ale to wcale nie znaczy, że się skończył. Wręcz przeciwnie. Otwieram się na oścież. <br />
A teraz? Cóż, przyszła pora na Łódź, a więc czas na nowy plan taryfowy. Z miasta sztuki emigruję do miasta mody. Przynajmniej takie mam założenie. Sprowadzając się tutaj, nie miałem absolutnie żadnej wiedzy o czymkolwiek związanym z tym miastem. Co więcej, wcześniej nie słyszałem nawet o ulicy Piotrkowskiej. Miałem jedynie mgliste pojęcie o znajdujących się tu uczelniach i organizowanym już od kilku lat Tygodniu Mody. I w sumie to tyle. Czysta karta. Zero oczekiwań. Podobno to szare, nieciekawe miasto, którego największą zaletą jest niewielka odległość od Warszawki. Tak mówią. Skoro tak, to ja znajdę sposób, żeby tę łatkę oderwać. I to szybciutko, żeby jak najmniej zabolało. Wyczuwam potencjał. A poza tym idzie wiosna, słyszę w oddali odgłos jej nieziemsko wysokich obcasów. Nie mam złudzeń, że to będzie ciąg dalszy szalonego odkrywania siebie samego. Więc wyciągam pędzle i biegnę w miasto. Malować je na żółto i na niebiesko ;)<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
♫ <a href="https://www.youtube.com/watch?v=8fL5mNR8lrw" target="_blank">2 plus 1 - Chodź, pomaluj mój świat</a> ♫</div>
<br /></div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-72990347823069090702015-02-22T16:33:00.002+01:002015-05-11T21:18:01.237+02:00Czekoladowa pavlova z wiśniami i bitą śmietaną<div style="text-align: justify;">
Jak dobrze sięgam pamięcią, <a href="http://cynamodowypamietnik.blogspot.com/2013/07/krolowa-pavlova.html" target="_blank">moją pierwszą pavlovą </a>piekłem (a właściwie to suszyłem) jakoś tak z półtorej roku temu. To były moje blogowe pierwsze kroki, ale wyszło nieźle i przez całkiem długi czas przepis na nią nie schodził z podium popularności postów na <i>cynamodowym</i>. To była wersja klasyczna, pamiętacie? Wielka jak potwór, puszysta jak chmurka i biała jak śnieg. Z dodatkiem świeżych truskawek i bitej śmietany. Za każdym razem, gdy w lodówce zostają niewykorzystane białka, mam ochotę na kolejny wariant smakowy tego przesłodkiego deseru. Niestety zawsze jakoś tak inne pomysły przyćmiewają biedaczkę i summa summarum robię coś zupełnie innego. Szkoda, bo prezentuje się świetnie. Wytwornie i wykwintnie jednocześnie. Idealna na wszelkie okazje, bo goście tak się zasłodzą, że po pierwszym kawałku będą mieli już dosyć. Całkiem sprytnie. I w dodatki jak ekonomicznie. Kwintesencja geniuszu każdej szanującej się pani domu. Mam tak od urodzenia :)<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEji_re_sTRSKRCGpoCgyUW8x32tM_8DjL7DFMdffqeykKIN0KDHIfCwLDyMC19UpI1mcSv4rdzz5Q0g3ks3AuPLbhC9NuOJYJxsvccgxD-rcBk41CdCFKgvJiuejhvcbFROVZ7NCqF5teE/s1600/Zdj%C4%99cie1998.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="310" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEji_re_sTRSKRCGpoCgyUW8x32tM_8DjL7DFMdffqeykKIN0KDHIfCwLDyMC19UpI1mcSv4rdzz5Q0g3ks3AuPLbhC9NuOJYJxsvccgxD-rcBk41CdCFKgvJiuejhvcbFROVZ7NCqF5teE/s1600/Zdj%C4%99cie1998.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
Ponieważ moje tegoroczne, niezbyt długie ferie zimowe spędzane w domu dobiegają powoli końca, standardowo postanowiłem wziąć na warsztat wypiek, który będzie dla mnie rodzajem wyzwania i miłym pożegnaniem z ukochanym piekarnikiem (nie ma to jak własny). Wiecie, żeby było się czym przed ludźmi z grupy chwalić oraz wzajemnie licytować. Moja propozycja na dzisiejsze, piękne niedzielne popołudnie to beza o smaku czekoladowym w połączeniu z domowej roboty wiśniową frużeliną i porcją bitej śmietany. Brzmi wspaniale, nie sądzicie? Kilo kalorii, ale do półnagiego plażowania jeszcze całkiem sporo czasu, więc wcale nie zaprzątam sobie głowy odkładającym się właśnie w tej chwili tłuszczykiem. Liczy się smak. A ten jest niezaprzeczalnie wart ulegnięcia pokusie.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxcf9bcMDmdRiQ3sFVc4DEJ87zQ_AN-77jKYeJii248rrPEQhRYDQ9jjDu6wtzkczgJIoxuDx4haDGW8obJv6aZtyEl-SmhtxreRBRd3vx-68mTo7PDY_gX_naZqjU-xlNkV3X8w017cM/s1600/zdj%C4%99cie2000.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxcf9bcMDmdRiQ3sFVc4DEJ87zQ_AN-77jKYeJii248rrPEQhRYDQ9jjDu6wtzkczgJIoxuDx4haDGW8obJv6aZtyEl-SmhtxreRBRd3vx-68mTo7PDY_gX_naZqjU-xlNkV3X8w017cM/s1600/zdj%C4%99cie2000.jpg" style="cursor: move;" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Jest przepiękna!!!</span></td></tr>
</tbody></table>
Składniki na <b>bezę</b>:<br />
# 5 białek kurzych<br />
# 250g drobnego cukru do wypieków<br />
# 2 1/2 łyżki gorzkiego kakao<br />
# niepełna łyżka octu balsamicznego<br />
# szczypta soli<br />
# ok. 40g gorzkiej czekolady, startej (7 1/2 kostki czekolady wedlowskiej ;)<br />
<br />
Na początku nastawcie piekarnik na <b>180 stopni</b>.<br />
<br />
W dużej misce ubijcie pianę z białek ze szczyptą soli na sztywno. Delikatnie i powoli wmieszajcie po jednej łyżce cukru aż powstanie nam lśniąca i gęsta beza. Przesiejcie do niej kakao, delikatnie wmieszajcie. Tak samo postąpcie z czekoladą. Na koniec dolejcie porcję octu. Po dokładnym połączeniu wszystkich składników zawartość miski przełóżcie na dużą blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia, na której wcześniej narysowaliście okrąg o średnicy ok. 22 cm. Wyrównajcie bezę, formując z niej rodzaj kopca. Tak przygotowaną, włóżcie do nagrzanego piekarnika i <u>natychmiast</u>(<b>!</b>) zmniejszcie temperaturę do <b>150 stopni. </b><br />
<br />
Pieczcie w tej temperaturze przez <b>1 godziną i 15 minut</b>. Po tym czasie wyłączcie piekarnik, uchylcie drzwiczki i suszcie bezę do ostygnięcia (nawet całą noc). Moja beza trochę się rozeszła w trakcie pieczenia, jednak nie straciła swoich walorów smakowych. Nie zmienia to faktu, że nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało. Także wcale się tym nie przejmujcie, jeśli spotka Was ta sama sytuacja. <span style="font-size: x-small;">(żródło: mojewypieki.com)</span><br />
<br />
Dodatkowo:<br />
# 150 ml śmietany kremówki (30%)<br />
# 1 łyżeczka cukru pudru <br />
# 125g serka mascarpone <br />
# 1 1/2 łyżeczki żelatyny<br />
# 4 łyżeczki gorącej wody<br />
# frużelina wiśniowa (przepis na nią znajdziecie <a href="http://www.mojewypieki.com/przepis/domowa-fruzelina-czyli-owoce-w-zelu" target="_blank">TUTAJ</a>)<br />
# czekoladowe wiórki<br />
<br />
Schłodzoną śmietankę ubijcie z cukrem pudrem, połączcie z serkiem mascarpone. Żelatynę rozpuśćcie w gorącej wodzie i odstawcie do ostudzenia. Dodajcie do ubitego kremu i całość zmiksujcie. Na wysuszoną bezę nałóżcie gotową masę, rozkładając ją w miarę równomiernie. Tę z kolei polejcie gęstą frużeliną z dodatkiem owoców. Wierzch udekorujcie czekoladowymi wiórkami.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
♫ <a href="https://www.youtube.com/watch?v=XgeKHTcufLY#t=65" target="_blank">Florence & The Machine - What Kind Of Man</a> ♫</div>
</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-52732552578889528892015-02-21T17:48:00.002+01:002015-02-21T17:48:34.388+01:00Kokosanki (ulubione mojej mamy)<div style="text-align: justify;">
Przepis na naprawdę dobre kokosanki to skarb, a ten, kto go posiada jest prawdziwym szczęściarzem. Dla mnie muszą być chrupiące na zewnątrz, ale miękkie w środku, mocno kokosowe i obowiązkowo przyrumienione na złoto. Ponieważ lubię, pochwalę się i tym razem. Tak, dzisiejszy przepis jest tym idealnym. Wszystkie dmuchańce oraz gumowe kapcie mogą się schować. Przedstawiam Wam tajemnicę mojego sukcesu czyli recepturę na najlepsze pod Słońcem kokosowe ciasteczka.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgReUTUaKkPGCaotZ8Js4-yiyafamJDOHq4m9YFFfjRX1iz_NbHDE5weED6ub9bc1w25ukI_e_CMv38nLf9b65Y-GU4IGgcXRuwiJvL4Rdi-XhtTeRGudJeZJ8XawxRB_ss4VA6twahDlY/s1600/Zdj%C4%99cie1961.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgReUTUaKkPGCaotZ8Js4-yiyafamJDOHq4m9YFFfjRX1iz_NbHDE5weED6ub9bc1w25ukI_e_CMv38nLf9b65Y-GU4IGgcXRuwiJvL4Rdi-XhtTeRGudJeZJ8XawxRB_ss4VA6twahDlY/s1600/Zdj%C4%99cie1961.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Za każdym razem, gdy wracam do domu po długiej nieobecności pewnego rodzaju zasadą jest, że zamiast chlebem i solą witają mnie starymi czekoladkami i szklanym słoiczkiem pełnym oddzielonego kurzego białka, wciśniętym w najciemniejszy kąt lodówki. Nie wiem jak to się dzieje. To tak specjalnie? Nieważne. Uwielbiam to, więc już niemal jak tradycję traktuję fakt, że nie wyjeżdżam, nie zrobiwszy im kokosanek. W moim domu robią prawdziwą furorę. Jak każde ciasteczka są na jeden kęs, więc nieważna ilość, one i tak znikają naprawdę szybko. Polecam z całego serducha. Nie ma w tym żadnej przesady a smak na pewno Was nie zawiedzie. Przepis podpatrzony swego czasu na Kotlet.tv .</div>
<br />
<u>Przepis uniwersalny</u> <span style="font-size: large;">180 stopni/ 15-20 minut</span><br />
<i>na każde 1 białko przygotujcie</i>:<br />
# 3/8 szklanki cukru (trochę mniej niż pół szklanki)<br />
# 25g margaryny<br />
# 100g wiórków kokosowych<br />
# 1 1/2 łyżki mleka<br />
# 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej<br />
# szczypta soli<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
W średniej wielkości garnku roztopcie margarynę razem z mlekiem. Dodajcie cukier i mieszajcie aż do rozpuszczenia a następnie zdejmijcie z ognia i wmieszajcie wiórki kokosowe. Odstawcie do ostygnięcia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W misce ubijcie pianę z białek z dodatkiem soli. W momencie, gdy będzie już sztywna przesiejcie do niej mąkę i delikatnie wmieszajcie ją w pianę. Następnie przełóżcie do miski ostudzoną zawartość garnuszka i połączcie dokładnie. Z uzyskanej masy bierzcie po łyżce i zwilżonymi dłońmi uformujcie kulkę. Przenieście ją na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia i lekko spłaszczcie. Gdy blaszka będzie już pełna, wstawcie ją do nagrzanego piekarnika i pieczcie kokosanki na złoty kolor.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po upieczeniu będą lekko miękkie z zewnątrz, dlatego odstawie je do ostygnięcia i dopiero później przełóżcie do innego naczynia.</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-13885748312742219902015-02-20T15:26:00.001+01:002015-02-20T15:26:13.624+01:00Krecie kopczyki<div style="text-align: justify;">
Och, jak cudownie zaczyna się robić za oknami. Czujecie to?! Zwłaszcza, gdy promienie ochoczo przebijają się przez chmury i ogrzewają poliki jak szalone. Mmm, uwielbiam ten okres. Przedwiośnie. Nic tylko godzinami spacerować pod Słońce, zamykać oczy i czuć to przyjemnie ciepłe łaskotanie. Zapominam wtedy o wszystkim wokół i zaczynam się uśmiechać. Nikt nie zaprzeczy, że wiosnę czuć już na każdym kroku. Wiem, wiem. Luty nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, ale wszyscy mamy już chyba ochotę na nieco wyższe temperatury. Na zrzucenie tych grubaśnych futer i kurtek na poczet lekkich płaszczy i skórzanych ramonesek. Na conversy i japonki, kapelusze i lenonki. Na życie. Przychodząca wiosna to zupełnie inna siła. Słońce, kolor, muzyka, zapach nowości i kakofonia rowerowych dzwonków. Świeże spojrzenie na wszystko. Jak nowy rozdział albo łaskawie podarowana szansa. Jak ją wykorzystasz, co opiszesz, kim zapragniesz być <i>tym razem</i>??? To jak budzenie się do życia, nowego życia. Ze strzykawką czystej adrenaliny prosto w serce. To trochę jak z Nowym Rokiem. Wszyscy czują ten zew, to teraz albo nigdy. Wszyscy chcą kochać. Chcą szaleć, chcą marzyć od początku. Niby zwykły dzień a wnosi w nasze życie mnóstwo oczekiwań. To zupełnie jak z pierwszymi dniami wiosny. Te małe żółte mleczyki, usypane tu i ówdzie krecie kopczyki, psie kupska oglądające światło dnia po srogiej zimie, rolkarze i pyłki uprzykrzające mi beztroskie dotąd życie zwiastują coś niepowtarzalnego, wręcz niezwykłego. To napięcie, podniecenie, motyle w brzuchu. Bo przecież wszystko może się zdarzyć..<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoP6NoML9CRFFIS4EBIbgukAAKrM0gXZZu3gNg74V4q6v62weX9TsYksbNJJtf3eM2GiZ8EBc6gB6re6BMBQokAoXOTPN5kBl7ORD5fSJ_49a9JTZruaK77bqi9a11VK9dnf1fWAleN-0/s1600/Zdj%C4%99cie1981.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoP6NoML9CRFFIS4EBIbgukAAKrM0gXZZu3gNg74V4q6v62weX9TsYksbNJJtf3eM2GiZ8EBc6gB6re6BMBQokAoXOTPN5kBl7ORD5fSJ_49a9JTZruaK77bqi9a11VK9dnf1fWAleN-0/s1600/Zdj%C4%99cie1981.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Może wybiegam przedwcześnie na tak zwany śnieg w sandałach, ale już
teraz poczułem, że muszę zrobić coś szalonego. Spróbować czegoś zupełnie
nietypowego. Zainspirować Was do zmian. Zawsze ciekawiło mnie jak będę
wyglądał w czymś innym niż przereklamowany już niestety pompadour czy
klasyczna grzywka ukrywająca niczym kurtyna przed światem moje szare
oczęta. Więc postanowiłem zaszaleć. Jak myślicie, inny kolor, jeżyk a może dredy??? Nic z tego. Powiedzmy, że od środy mam nie tylko zakręcone myśli :)<br />
Bierzcie się do roboty, bo kto jak nie Wy i kiedy jak nie teraz. W życiu żałuje się tylko rzeczy, których się nie zrobiło. Zabrzmi to oklepanie, ale to od Was zależy jak będzie wyglądał każdy budzący się razem z Wami dzień. Nie grajcie drugoplanowych ról w Waszym życiu. Bądźcie sobą za wszelką cenę, na przekór tym, których stać tylko na złośliwy komentarz. Po prostu bądźcie szczęśliwi :D<br />
<br />
PS. Mikser nam się popsuł, więc z dumą ogłaszam, że po raz pierwszy w życiu ubiłem kremówkę ręcznie!!!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaZEcm8KDkXYR0uaFyp1t2dzI1-Dw17WFn3rVgtLwEwSnjbdqBNlM_-bf7ZoQTFYo8iWDHIfQdpCBaMbdYLenZJ7rSuETtwEbqpwO2tq05_0Y5JeQ9cfutWNT46e4pZum8Zv-XVQtJwYw/s1600/Zdj%C4%99cie1985.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaZEcm8KDkXYR0uaFyp1t2dzI1-Dw17WFn3rVgtLwEwSnjbdqBNlM_-bf7ZoQTFYo8iWDHIfQdpCBaMbdYLenZJ7rSuETtwEbqpwO2tq05_0Y5JeQ9cfutWNT46e4pZum8Zv-XVQtJwYw/s1600/Zdj%C4%99cie1985.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
</div>
Składniki na <b>babeczki</b>: <span style="font-size: large;">180 stopni/20 minut</span><br />
# 2 szklanki mąki pszennej<br />
# 3/4 szklanki cukru<br />
# 1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej<br />
# 4 łyżki gorzkiego kakao<br />
# 1 łyżeczka octu<br />
# 1 łyżka ekstraktu waniliowego<br />
# 1 szklanka mleka<br />
# 1/2 szklanki oleju<br />
# 1 jajko<br />
# szczypta soli<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
W jednym (mniejszym) naczyniu połączcie wszystkie mokre składniki. Do drugiego (większego) przesiejcie suche. Następnie do suchych przelejcie mokre i niezbyt dokładnie wymieszajcie - tylko do połączenia się składników. Powinno wyjść bardziej gęste niż rzadkie. Gotowe ciasto przełóżcie równomiernie do papierowych foremek. Ponieważ zależy nam w tym przepisie na wysokości babeczek, nałożyłem do każdej papilotki tyle ciasta, aby wypełniona była prawie całkowicie. Pieczcie w nagrzanym piekarniku, pamiętając o suchym patyczku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Po upieczeniu odstawcie babeczki do ostygnięcia. Gdy nie będą już ciepłe, przy pomocy noża z piłką odetnijcie wierzch babeczki (około pół centymetra od krawędzi papierowej foremki), a następnie pokruszcie go palcami do miseczki. Potem używając łyżeczki, wydrążcie babeczkę, robiąc miejsce na nadzienie. Wszystkie okruszki umieśćcie w jednej i tej samej miseczce (jeszcze się przydadzą).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Krem</b>:</div>
<div style="text-align: justify;">
# 3/4 szklanki słodkiej śmietanki (30%)</div>
<div style="text-align: justify;">
# 1 płaska łyżeczka cukru pudru</div>
<div style="text-align: justify;">
# 1 płaska łyżeczka żelatyny w proszku</div>
<div style="text-align: justify;">
# 4 łyżeczki gorącej wody</div>
<div style="text-align: justify;">
# 3 kostki gorzkiej czekolady, drobno starte</div>
<div style="text-align: justify;">
# 4 łyżki okruszków z babeczek </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Schłodzoną śmietankę ubijcie z dodatkiem cukru pudru. W szklance rozpuśćcie żelatynę w gorącej wodzie. Gdy rozpuszczona ostygnie, wmieszajcie ją razem ze startą czekoladą i czterema łyżkami babeczkowych okruszków. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Dodatkowo</b>:</div>
<div style="text-align: justify;">
# banan pokrojony na drobną kostkę</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLxXOIOYuN3oBYhdIIvt3BMJhrJ-a-x1p6nEx1XONl_yJ0ujgw_gGBlzl0ZY9pnxPa3tJKWhgmnZoduPIaW2HJDEBQUX9BMpXCXMJjPlpfgQuZ9EnkbrlPdEgM5JmDZMfiij9VMWFLpeQ/s1600/Zdj%C4%99cie1989.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLxXOIOYuN3oBYhdIIvt3BMJhrJ-a-x1p6nEx1XONl_yJ0ujgw_gGBlzl0ZY9pnxPa3tJKWhgmnZoduPIaW2HJDEBQUX9BMpXCXMJjPlpfgQuZ9EnkbrlPdEgM5JmDZMfiij9VMWFLpeQ/s1600/Zdj%C4%99cie1989.jpg" height="320" width="240" /></a></div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Przygotowanie całości:</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Do wydrążonej babeczki wkładacie kilka kawałeczków banana, przykrywacie łyżką kremu, którą dokładnie wypełniacie przestrzeń babeczki (na płasko). Na tę warstwę nakładacie kolejną łyżkę kremu, formując górkę. Wierzch posypujecie okruszkami z babeczek, dokładnie dociskając lub doklepując, by nie odlatywały. Babeczki najlepiej schłodzić przez kilka godzin w lodówce przed podaniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=_QavjzAfoiY" target="_blank">HAIM - Days Are Gone</a></div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-44503517452886247122015-02-14T13:00:00.001+01:002015-02-14T13:00:34.885+01:00No Love Allowed<div style="text-align: justify;">
Cztery całkowicie zmyślone przez moją wyobraźnię związki, dwie przeszywające mózg niczym pocisk wiadomości, jedną niedoszłą miłość aż po grób, kilogram mniej i jeden przełomowy film temu czyli dokładnie 365 dni wstecz od teraz miejsce miały ostatnie cholerne walentynki. Czas gna szybciej niż jakiś tam etiopski sprinter, bijący właśnie swój życiowy rekord. Co zrobisz jak nic nie zrobisz. Taka sytuacja.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj10STakEGRe43kc01ATOOdWKi7Mt66XgqFSIA2QuvDDObSI8f7jOrtCuugHDIuW0Lq4yVZt3n09CM7IZkOnmDr-M4fvcAoz5jA9WL_lQmT_n-hJQt3wUyR-LPAiB4RAKHHjhqqZBF28iM/s1600/gif.gif" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj10STakEGRe43kc01ATOOdWKi7Mt66XgqFSIA2QuvDDObSI8f7jOrtCuugHDIuW0Lq4yVZt3n09CM7IZkOnmDr-M4fvcAoz5jA9WL_lQmT_n-hJQt3wUyR-LPAiB4RAKHHjhqqZBF28iM/s1600/gif.gif" height="167" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">źródło: scoopwhoop.com</span></td></tr>
</tbody></table>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<a name='more'></a>Moja rozpaczliwa potrzeba posiadania kogokolwiek, kto ma oczy i przynajmniej jedno ucho przez długi czas wpędzała mnie w kompleksy. Poczucie własnej wartości spadało proporcjonalnie do wielkości talerza ze spaghetti, którym zwykłem zajadać tak zwane smuty. Półgodzinne gorzkie żale przed snem stały się zwyczajem praktykowanym zaraz po dokładnym wyszorowaniu ząbków. Tak łatwo było słuchać Lany del Rey czy Christiny Perri nieustannie podrzucających jakiś zgrabny singiel o nieszczęśliwych miłościach. Zanurzać się w nich jak w otwartej głębi postępującej samotności. Zachowanie w stylu typowej <i>zranionej życiem</i> mimozy. Podsumowując, całkiem żałosny widok jak na dwudziestoparolatka. To już zakrawało o więcej niż emocjonalne biczowanie. To droga donikąd. Aż w końcu coś we mnie pękło, nawet w sumie nie wiem co i kiedy dokładnie. Jak to zwykle mawia M., pewnego dnia wyszedłem z siebie i stanąłem obok. Co za godny pożałowania mentalny wrak człowieka, stwierdziłem po chwili obserwacji. Nic tylko farbować grzywkę na czarno. Co to, to nie. Wspólnie z Chylińską powiedzieliśmy sobie dość. Zmiany nie przyszły wcale tak ekspresowo jak zakładałem, ale na dobre warto czekać.<br />
Nie powiem, typowo polaczkowe narzekanie, że wciąż nic się wokół nie dzieje pozwoliło świeżym receptorem poczuć każdy kierowany w mą stronę flirt, nawet ten z pozoru niewinny. Uświadomienie sobie jak znikome znaczenie to pseudo-święto jakim są walentynki ma w moim życiu w pewien sposób mnie wyzwoliło. Przestałem rzucać się emocjonalnie na każdą osobę, od której choćby marginalnie dało się poczuć zainteresowanie. Przestałem się ośmieszać, wierząc że ludzie idą w piątek do klubu szukać miłości swojego życia. Przestałem wyłudzać uczucia i karmić się tzw.<i> second best</i>-ami. Trochę szacunku, sis! Zwłaszcza a w sumie to przede wszystkim do siebie. Koniec żebrania, czas zebrać się do kupy. I to cholernie dobrze wyglądającej kupy. Efekty? Szalony jak nigdy lover-coaster cyklicznie zapewniał odpowiednią dawkę potrzebnych do procesu trawienia emocji. Było przyjemnie, czasami nawet bardzo. Fajnie było poczuć te dziesiątki spojrzeń kierowanych w moją stronę, złapać z <i>tym kimś</i> <i>wyjątkowym </i>wzrokowy kontakt naładowany zmysłowością bardziej niż niejedna kokosowa pralina, poczuć się zdobywanym. Choć jeszcze lepsze było to kłucie zazdrości i ssanie żołądka z tęsknoty dzień po za osobą, której tak naprawdę w ogóle się nie zna, bo ot tak wpadła w to głupie oko niczym niedający się za cholerę usunąć brokat na karnawałowej imprezie. Całkiem milutko jest tak od czasu do czasu sobie poudawać. I co z tego, że z romansu nigdy nic nie wychodzi, że ludzie chcą tylko przez jeden wieczór się zabawić, że rano budzisz się z kacem bardziej moralnym niż pijackim a Boski Alvaro jednak nigdy nie odpisze. Życie to nie telenowela. Kto chce miłości, niech wyjdzie na przystanek albo najlepiej do biblioteki. Liczy się adrenalina, ten dreszczyk emocji, kiedy robisz coś po raz pierwszy. Przełamujesz własne bariery, bezpieczny komfort i decydujesz się na coś szalonego jak w moim przypadku głupie poproszenie o numer. Gesty z pozoru proste w momencie chwilowego podniecenia są trudniejsze niż przebrnięcie przez <i>Godziny </i>Cunninghama. Ale z każdym kolejnym krokiem stajesz się silniejszy, budujesz w sobie mur, który broni przed bólem, smutkiem, upokorzeniem. Wyrabiasz sobie tę grubą skórę. A reszta zaczyna z wolna tracić na znaczeniu.<br />
Może z upływem czasu zamieniam się w Elsę z <i>Krainy Lodu</i>, niedopuszczającą do siebie nikogo. Może ta zmiana sprawia, że głębsze uczucia zamykam na malutki kluczyk, który później wyląduje na dnie Wisły. Może tak zwyczajnie jestem wampirem równie lodowatym na zewnątrz, co w głębi duszy. Może umrę w samotności otoczony przez gromadę liniejących kotów, które liżąc, obudzą we mnie nieudolnie skrywane instynkty. Wszak <a href="http://cynamodowypamietnik.blogspot.com/2013/11/fallin-in.html" target="_blank">bycie KOT-em</a> wyssałem z mlekiem matki. Może najzwyczajniej w świecie wszystko jeszcze przede mną i okaże się, że w wieku czterdziestu lat buszując po paryskim targu staroci, spotkam miłość swojego życia. Jestem za młody, by gorzknieć i tracić pewność siebie tylko dlatego, że nie mam drugiej połówki. W ogóle kto to wymyślił, żeby swoją samoocenę uzależniać od innych? Nie, nie, nie. Nie ma nic bardziej seksownego i pociągającego jak naturalna pewność siebie. Dlatego nie mam zamiaru więcej płakać z czyjejś winy. Będę jak Cameron Diaz w <i>Holiday</i>. Przyjdzie czas to się rozkleję, ale teraz najwyższa pora obudzić w sobie wewnętrzną divę. Wszak <i>Mam te moc</i>.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=fqe_cF-DPrg" target="_blank">Rihanna - No Love Allowed</a></div>
</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-62133295187376175362015-02-10T16:28:00.001+01:002015-05-11T21:22:34.477+02:00Kryzysowe ciasto (szarlotka sypana)<div style="text-align: justify;">
W warunkach standardowych (T=298,15 K, p=1000 hPa - <i>przyp.</i>) moja nieskromna osoba skłonna jest marnować całe godziny na rozbijaniu się po kuchni, robiąc tak zwane cokolwiek. Okraszam, dosmaczam, wygniatam, rozmącam, dodatkowo starając się nikogo przy tym wszystkim nie zabić. Niestety, powtarzam, niestety przychodzi czas kiedy słownikowego międzyczasu nikt w kalendarzu nie uwzględnia, a do kuchni można co najwyżej iść na szybkiego papieroska. Studia, jak to mówią, to nie tylko dobra zabawa, zniżki na piwo w czwartkowe wieczory i zielone plastikowe karty, na których wszyscy wyglądają jak dzieci z Bullerbyn. Przerażające, ale to także nauka. Dla niektórych systematyczna, dla większości od wielkiego dzwonu. Tak się składa, że ten właśnie dzwoni i niestety, nie oznacza wcale radosnego końca ultranudnych zajęć, tylko w sposób nader irytujący przypomina, że żeby przeżyć, <i>Homo</i> musi <i>Sapiens Sapiens</i>. Ludzie ludziom zgotowali ten los. Idź na studia mówili, będzie fajnie mówili. Czasami mam wrażenie, że ta decyzja była podjęta przez aklamację. Bez wiedzy i zgody zainteresowanego. Ale ciągnę ten wóz jak baba, bo konie już dawno uciekły. Czasem gorzej, czasem z górki. Ważne, że jedzie. Będę kiepskim inżynierem, wiem to już teraz, ale jest przyjemnie, więc walczę dalej. Do końca już niedaleko. A jeśli chodzi o sesję, to dopiero półmetek. Ciężko się skupić bez czegoś słodkiego do przegryzania. Nawet na ołówki czy paznokcie nie ma już co liczyć xP Zatem, żeby nie stracić zbyt wiele czasu na kuszącym pichceniu, postanowiłem zakasać rękawy i ze stoperem w ręku wykombinować coś jadalnego, co zwiększy poziom glukozy we krwi. I wiecie co, brak finezji wcale nie musi oznaczać braku zadowolenia z efektu końcowego. A co najlepsze, okazuje się, że sypana może być nie tylko kawa czy herbata, ale również szarlotka.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLGmG7feV97HOcky3wJOfQ_m6SHzTC6tCStgQr-qYXQ-b_vAXfy4sYlJowmbdU8QEigHOt66YWW3uQnsxHghSXETD2nAqtuYIjhOZEkSaXJdWnHiVM4BKUwKWvG2_Ii94RiPNPG5T0b0s/s1600/Zdj%C4%99cie1936.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLGmG7feV97HOcky3wJOfQ_m6SHzTC6tCStgQr-qYXQ-b_vAXfy4sYlJowmbdU8QEigHOt66YWW3uQnsxHghSXETD2nAqtuYIjhOZEkSaXJdWnHiVM4BKUwKWvG2_Ii94RiPNPG5T0b0s/s1600/Zdj%C4%99cie1936.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
Przepis na to ciasto krąży po Internetach od lat. Aż się w sumie trochę sobie dziwię, dlaczego wcześniej go nie wypróbowałem. Byłby idealny na ostatnie wrześniowe popołudnie ze Słońcem, ochoczo przebijającym się przez jesienne poszarpane chmury. Ale lepiej późno niż wcale i w tym wypadku lepiej, że późno. Taki przepis to w obecnej sytuacji świetna alternatywa na szybki i pyszny deser. Praktycznie robi się sam. Oczu może nie cieszy, ale podniebienie już znaczniej. A że wyszło tego całkiem sporo, częstuję wszystkich jak leci. Dopiero wtorek, ale spotkało mnie już wiele bardzo miłych rzeczy, dlatego przekazuję je dalej, by mnożyły się w nieskończoność.<br />
I pamiętajcie: <i>Dreams don't have deadlines. Believe in yourselves.</i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxW_iGIGr6Nm3u7Hs9rTsxYc20j-GjT44OnjAqSFdRgFUDIhbZm9HCp8b-78oeFZyqbO3zOZebltlp-kVKliieaHGF_m7JDK0yPOQ0ARHMJMZq10AD0PBDLKZbO61RUyyFrarQaDOCGps/s1600/Zdj%C4%99cie1930.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxW_iGIGr6Nm3u7Hs9rTsxYc20j-GjT44OnjAqSFdRgFUDIhbZm9HCp8b-78oeFZyqbO3zOZebltlp-kVKliieaHGF_m7JDK0yPOQ0ARHMJMZq10AD0PBDLKZbO61RUyyFrarQaDOCGps/s1600/Zdj%C4%99cie1930.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
Składniki: <span style="font-size: large;">180 stopni/ 1 godzina</span><br />
# 1 szklanka mąki pszennej<br />
# 1 szklanka kaszy manny<br />
# 3/4 szklanki cukru<br />
# 1 1/2 płaskiej łyżeczki proszku do pieczenia# 1/2 kostki margaryny (najlepiej zmrożonej)<br />
# szczypta soli<br />
# 4 średniej wielkości jabłka (ok. 0,85 kg)<br />
# 1 łyżeczka cynamonu<br />
<br />
Na samym początku włóżcie margarynę do zamrażalnika, żeby stwardniała. Mąkę, cukier, kaszę, sól i proszek do pieczenia przesypcie do miski i dokładnie połączcie ze sobą. Rozdzielcie po równo do trzech identycznych salaterek. Jabłka obierzcie ze skórki i zetrzyjcie na największych oczkach na tarce, na koniec doprawiając je cynamonem. Tortownicę o średnicy około 20 cm wyłóżcie papierem do pieczenia. Na jej dno równomiernie wysypcie zawartość pierwszej salaterki (1/3 całości suchych składników). Na tę warstwę wyłóżcie połowę jabłek wymieszanych z cynamonem. Co ważne,<u> nie wyciskajcie jabłek z soku ani nie dociskajcie ich do dna foremki!</u> Następnie powtórzcie dwie kolejne warstwy w taki sam sposób. Zawartością ostatniej miseczki przykryjcie dokładnie wierzch. Wyjmijcie zmrożoną margarynę i zetrzyjcie ją na tarce na grubych oczkach lub pokrójcie ją na bardzo cienkie plasterki. Takimi ścinkami wyłóżcie ciasto, w miarę możliwości tworząc równą warstwę tłuszczu, który pod wpływem temperatury roztopi się i utworzy smaczną skorupkę. Pieczcie w nagrzanym piekarniku.<br />
<br />
Po upieczeniu poczekajcie aż szarlotka ostygnie i dopiero wtedy ją pokrójcie (będzie stabilniejsza). Opcjonalnie można wierzch posypać cukrem pudrem, podać z lodami lub bitą śmietaną, ale wtedy to już nie będzie takie kryzysowe :) Smacznego!<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=6etk6aKXxhA&list=TLLlhKOO7HXoU&index=4" target="_blank">XXANAXX - Story</a></div>
</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-77302041301146242352015-02-06T17:21:00.000+01:002015-02-08T00:23:32.386+01:00Doughnuts czyli angielskie pieczone pączki<div style="text-align: justify;">
Kojarzycie film <i>Julie & Julia</i>? Krótka historia dwóch kobiet zafascynowanych kuchnią - młodej sekretarki i jej wielkiej idolki. Ta pierwsza stawia sobie wyzwanie, by w rok przygotować wszystkie dania z książki autorstwa tej drugiej. Bardzo ambitnie. Wszystko dodatkowo postanawia udokumentować, pisząc bloga, oczywiście. Obejrzałem go tylko raz, ale zapadł mi w pamięć. I wiecie co, ostatnio taka mała myśl zagościła w mojej głowie. Zdałem sobie sprawę, że jestem taką męską wersją Julie. Co prawda nie mam płatnej pracy, męża ani zamiaru, by w rok przytyć z dwadzieścia kilo, ale mam pasję i prawdziwego mistrza, którego przepisy i wskazówki sprawiają, że czuję się lepszym człowiekiem. Nawet gdyby nie padłyby tutaj żadne imiona i nazwiska, założę się, iż niemal wszyscy wiedzieliby kogo mam na myśli. Jeśli czytacie me internetowe bazgroły ze zrozumieniem i kojarzycie fakty, odpowiedź na pytanie o trzy najczęściej używane przeze mnie słowa będzie dla Was bułeczką z masełkiem. I jak?</div>
<div style="text-align: justify;">
Bez względu na szalone klasyfikacje, wszystko absolutnie deklasuje blog MojeWypieki.com . Tak wiele czerpię z dobrodziejstw pani Doroty, że chyba powinienem zapłacić za to wszystko miliony monet srogich sankcji. Przez to pożyczanie jednak czasami odnoszę wrażenie, że jestem tylko kopią. Taką kalką idealnie przerysowującą sukcesy innych. Źle się z tym czuję, bo zamiast improwizować sięgam po sprawdzone. Nie za często staram się dodawać coś od siebie. Nie potrafię tak zwyczajnie zaszaleć i poeksperymentować. Wiecie, gotowanie wiąże się z dużo mniejszym ryzykiem porażki, dlatego łatwiej wymyślić coś nowego. A cukiernictwo? Szereg reguł, często bardzo surowych. Jestem perfekcjonistą i lubię jak wszystko wychodzi za pierwszym razem. Mówią, że człowiek uczy się na błędach. Oczywiście najlepiej tych cudzych. Mi to pasuje. To takie bezpieczne stanowisko. Ale z takim podejściem zajadę najwyżej pod osiedlowy monopol. Cały czas uczę się pokory i świadomości, że ich popełnianie ma naprawdę jakąś wartość. I jakiś sens. Ciężko mi się przyznać, ale chyba boję się szerokiego oceanu. Bycia na szczycie. Tego momentu przytłaczającej ciszy, nikogo wokół i zżerającej od środka niepewności. W dodatku nie umiem pływać. O, ironio! Przeżywam jak stonka wykopki, ale taka jest prawda. Wszystko, co nieznane budzi lęk<i>. </i>Ale z drugiej strony, kto jak nie my. Jesteśmy młodzi, kreatywni, szaleni, często absurdalni i nienormalni. Świeże umysły. Z tego może powstać tylko coś dobrego. Poprawka, nie <i>dobrego</i> - wręcz genialnego. W końcu <i>czym byłby świat bez wariatów? Tylko oni są coś warci.</i> Więc czego tak naprawdę się boję? Potencjalnego sukcesu.. blasku fleszy.. złośliwej notki na Pudelku.. Haha! Chyba się już w tym użalaniu pogubiłem. Tyle tu piszę o tym, jak to chwytać dzień, a tymczasem po drugiej stronie lustra mam oczy wielkie jak postać z obrazu Margaret Keane. Nic tylko czas się zbierać. Ale zanim to zrobię, zostawię Was z przepisem niesłychanie na czasie, gdyż... <i>tup tup tup...</i> zbliża się do nas najbardziej tłusty dzień w roku. Co powiecie na to, by tym razem obejść się bez marmoladowego nadzienia?<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjN_i-dpLrJt_DCvmajwQITrbZM-LKafU5tz_704D3YgLD48BWDuetl1wN-66uqyfcvI-Dx2zYw64MC1CMGseFJP-TnRgjbhNeBTAgYGeaesWt2o5PyJNV1CROM_QcvUYV0lTGJ_WBqPc/s1600/Zdj%C4%99cie1914.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjN_i-dpLrJt_DCvmajwQITrbZM-LKafU5tz_704D3YgLD48BWDuetl1wN-66uqyfcvI-Dx2zYw64MC1CMGseFJP-TnRgjbhNeBTAgYGeaesWt2o5PyJNV1CROM_QcvUYV0lTGJ_WBqPc/s1600/Zdj%C4%99cie1914.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
Pieczone pączki różnią się znacznie w smaku od tych typowo dostępnych w cukierniach, czyli smażonych. Są równie mięciutkie, puszyste, ale nie przesiąknięte tłuszczem. Są zdecydowanie dietetyczne, ale w żadnym wypadku im to nie ujmuje. Ciekawy smak, którego szczerze powiedziawszy, wcześniej nie doświadczyłem. Bardziej porównałbym je do pieczonych drożdżowych bułeczek. Dodatkowo nuta cynamonu i masła dodaje im tego czegoś, ale jeśli pominiecie obtaczanie i zostawicie je bez cukru, mogą stanowić fajny pomysł na niecodzienne śniadanie. Przepis wyszukany na MojeWypieki.com<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcifTWDMJZ49rMksMH3O9KrSEQKXZ_M4bluk7WVb-6L9jcOTrkFzUgQ6bMz9MA-rs18znDz8kVvQb5v3BAvU2yUQNUmQFaxYpPYUkGVJahJs3S3F5DNiSyQKU4xBWEjYhSt24GGHFI2Xc/s1600/Zdj%C4%99cie1916.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcifTWDMJZ49rMksMH3O9KrSEQKXZ_M4bluk7WVb-6L9jcOTrkFzUgQ6bMz9MA-rs18znDz8kVvQb5v3BAvU2yUQNUmQFaxYpPYUkGVJahJs3S3F5DNiSyQKU4xBWEjYhSt24GGHFI2Xc/s1600/Zdj%C4%99cie1916.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
Składniki (na około 12 sztuk): <span style="font-size: large;">180 stopni/8 minut</span><br />
# 2/3 szklanki letniego mleka<br />
# 1/2 paczki suchych drożdży (4g)<br />
# 1 łyżka roztopionego masła<br />
# 1/3 szklanki drobnego cukru<br />
# 1 jajko<br />
# 2 1/2 szklanki mąki pszennej<br />
# 1/2 łyżeczki soli<br />
<br />
Dodatkowo:<br />
# 50g roztopionego masła<br />
# 3/4 szklanki drobnego cukru<br />
# 1/2 łyżeczki cynamonu<br />
<br />
Do miski przesiejcie mąkę, wsypcie drożdże i wymieszajcie. Dodajcie resztę składników i wyróbcie ciasto, pod koniec wlewając tłuszcz. Wyróbcie kilka minut do uzyskania gładkiego i elastycznego ciasta. Uformujcie kulkę, włóżcie z powrotem do miski, przykryjcie ściereczką bawełnianą i odstawcie w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (podwojenia objętości - min. 1 godzina).<br />
<br />
Wyrośnięte ciasto wyjmijcie na oprószony mąką blat, powtórnie wyróbcie i rozwałkujcie na grubość około 13 mm. Wycinajcie większe koła a w nich z kolei mniejszą dziurkę. Ułóżcie na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, ponownie przykryjcie i pozostawcie do napuszenia, czyli około 25 minut. Puchate krążki pieczcie w nagrzanym piekarniku. Po 8 minutach sprawdźcie patyczkiem czy środek jest suchy.<br />
<br />
Jeszcze ciepłe pączki maczajcie z obu stron w roztopionym maśle a następnie w cukrze wymieszanym z cynamonem. Odstawcie do ostygnięcia.</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-23841102255017017292015-01-30T20:00:00.000+01:002015-01-30T20:00:12.479+01:00Czekoladowe ciasto z niczego<div style="text-align: justify;">
Mimo, iż zawsze z tygodniowym wyprzedzeniem próbuję oswoić tę dość nieprzyjemną myśl, zbliżający się koniec miesiąca nie daje mi o sobie zapomnieć. Niby portfel jakby cięższy, ale niestety wyłącznie od skrupulatnie kolekcjonowanych z Biedry grosiaków. Poniekąd to złoto, ale w tym wypadku cieszyć się wypada jakby mniej. Można powiedzieć, że niespecjalne to zaskakujące, ale nawet wpatrujący się we mnie osamotniony Mieszko czuje lekki dyskomfort w takiej sytuacji. Za dużo miesiąca do końca pieniędzy. Znowu.<br />
Coś mi mówi, że moja świnka skarbonka już niedługo samolubnie postanowi po raz ostatni kwiknąć i po desperackiej próbie samobójczej skończy w tysiącu kawałkach na lakierowanym parkiecie dużego pokoju. O Boże-Bożenko! I kto to będzie później sprzątał? Aj michita porfavor... Studiowanie poza domem jest doświadczeniem jedynym w swoim rodzaju, to prawda. Z jednej strony wolność i niezależność, trochę przestrzeni w wynajmowanym mieszkaniu czy akademiku, planowanie własnych wydatków, szczypta kultury, kawa tudzież piwo z przyjaciółmi, nowe znajomości, nowe buty czy chociażby nowy numer ulubionego magazynu kupiony dla przyjemności. Z drugiej chęć życia chwilą, chwytanie każdego łaskoczącego promienia słońca, każdej napotkanej szansy, nieplanowane szaleństwa, słodka rozrzutność i związane z tym wszystkim ostatecznie nerwowe zerkanie na stan konta. Tak właśnie wygląda moje wspaniałe życie. Naukowo nie jestem jakiś tam specjalnie wybitny, ale nie oznacza to absolutnie, że od razu tępy. Mam po prostu swoje priorytety, więc uczenie się zostawiam sobie zazwyczaj na koniec. Może dlatego właśnie nigdy nie łapię się na stypendia? Jednocześnie czuję niechęć do jakiejkolwiek formy aktywności zarobkowej, gdyż po prostu żal mi czasu, który można w sposób stukrotnie lepszy wykorzystać, mieszkając w mieście tak magicznym jak Kraków. Kiedy jak nie teraz. Tu zawsze znajdzie się coś do zrobienia, do zwiedzenia, do spróbowania a każdy nowy dzień naprawdę jest możliwością. Szczególnie, gdy na miejscu masz kochaną wariatkę, z którą nawet wyjście do zieleniaka po ziemniaki wiąże się z zajebistymi wspomnieniami. Żyć - nie umierać. Konsumpcyjny styl bycia jaki od urodzenia prowadzę ma w sobie nutkę destrukcyjności. Niby pieniądze to nie wszystko, ale weź to powiedz bezdomnemu leżącemu na ławce pod stertą gazet. Perspektywa lekko przygnębiająca. Ale do rzeczy. Grosz się mnie nie trzyma, ale to już wiecie. Najgorzej, że mniejszy budżet nie oznacza wcale mniejszej ochoty na jedzenie. Zwłaszcza na słodkie. Może po mnie tego nie widać, ale potrafię zjeść dwa lukrowane pączki na raz a potem, jak gdyby nigdy nic, otworzyć czekoladę z całymi migdałami i....właśnie. Cukier potrafi uzależnić mocniej niż sklepy obuwnicze. Ostra chcica na <i>süßigkeiten</i> nachodzi mnie średnio raz na półtora tygodnia. Wyobraźcie sobie, w portfelu pusto, na półce ryż i makaron a w lodówce pasztetowa..I nie zgadniecie, co wtedy robię. Otwieram przeglądarkę i wpisuję parę randomowych wyrazów. Na ten przykład podam przykład. Karob. Studenckość. Kakofonia. My Słowianie. Degrengolada. Grzegórzki. Kolonoskopia. Dobra, wcale tak nie robię :P Wchodzę po prostu na pierwszego kulinarnego bloga, który wyświetla się po wyklikaniu zdanka typu <i>głodny student chce coś słodkiego.</i> Wszystko, co wyskoczy, warte jest wypróbowania. Wierzcie mi, takie przepisy nie raz już uratowały mnie przed popadnięciem w obłęd. Kogo dziś polecę, zapytacie? Kochani, nie kogo innego jak znaną już chyba wszystkim czytającym tego bloga autorkę MW. Przychodzę do Was dzisiaj z eksperymentem kryjącym się pod zgrabną nazwą Ciasto dla alergików. Zaskoczę Was lub nie, nie potrzeba do tego ciasta prawie nic. Nie ma tu jajek, nie znajdziecie też mleka czy masła. Nawet mikser Wam się nie przyda. Zaciekawieni? W takim razie zapraszam na włości. <br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRBCDznYk3yxI4j_5cfPgxZ0HHTPNes99ArSnqNn6wNkU8QWND_JNvsFWF-uei_aKle0Is-Z1Tsg_ImE2vAdxEZ5u-jrB-kUK5rUblwhIAfx5dl_hgzX_M4UA_iKaqygvU2xeaqCj4DoA/s1600/Nicholas-Cage-Welcome-GIF.gif" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRBCDznYk3yxI4j_5cfPgxZ0HHTPNes99ArSnqNn6wNkU8QWND_JNvsFWF-uei_aKle0Is-Z1Tsg_ImE2vAdxEZ5u-jrB-kUK5rUblwhIAfx5dl_hgzX_M4UA_iKaqygvU2xeaqCj4DoA/s1600/Nicholas-Cage-Welcome-GIF.gif" height="170" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">Źródło:www.thegloss.com</span></td></tr>
</tbody></table>
Według niektórych smakuje jak Monte, według innych jest po prostu zajebiste, ale nie wiem na ile wierzyć ludziom, którzy są już po kilku drinach :P Ma mocno czekoladowy smak, ale też bez przesady. Jest wilgotne, trochę murzynkowate. A co najważniejsze, słodkie. Jeśli chodzi o mnie, to nie powaliło mnie na kolana, ale jak na studenckie standardy, to było się czym pochwalić przed innymi. Zeszło szybciutko. Polecam.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkm3W_iXuUXNBHptjjujPUaDD48BlKHSQjgYNUeGbkeXd8qYgrQqUKeI1Pp8Rb5HpAnP6iBJak_CoFrxgGXBu_CbNA-vzsjAzp22SYnTGJvTWYTeswsbpzsPKoMhCudXf2Mx_79Pf7o_Q/s1600/Zdj%C4%99cie1904.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkm3W_iXuUXNBHptjjujPUaDD48BlKHSQjgYNUeGbkeXd8qYgrQqUKeI1Pp8Rb5HpAnP6iBJak_CoFrxgGXBu_CbNA-vzsjAzp22SYnTGJvTWYTeswsbpzsPKoMhCudXf2Mx_79Pf7o_Q/s1600/Zdj%C4%99cie1904.jpg" height="300" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">Zdjęcie zrobione prostownicą. Przy następnej okazji postaram się o lepszą jakość :)</span></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<u>Składniki:</u> <span style="font-size: large;">160-170 stopni/ 35-40 minut</span><br />
# 1 1/2 szklanki mąki pszennej<br />
# 4 łyżki gorzkiego kakao<br />
# 1 szklanka cukru<br />
# 1 szklanka wody<br />
# 5 łyżek oleju<br />
# 1 łyżeczka sody<br />
# 1 łyżeczka octu<br />
# szczypta soli<br />
# kilka kropelek aromatu wanilinowego<br />
<br />
Suche składniki przesiewacie do miski. Dodajecie cukier. Następnie wlewacie wodę, olej i aromat. Przy pomocy widelca lub łyżki łączycie wszystko do uzyskania jednolitej gęstej masy. Przekładacie ją do wyłożonej papierem do pieczenia malutkiej tortownicy (ok. 20 cm średnicy) lub keksówki*. Pieczecie w nagrzanym piekarniku do tzw. suchego patyczka. Ciasto powinno urosnąć z górką, a nawet lekkim pęknięciem. Powodzenia!<br />
<br />
* w przypadku keksówki trzeba znacznie wydłużyć czas pieczenia do dodatkowych 15-20 minut (często sprawdzajcie stan ciasta patyczkiem). A wierzch ciasta polecam przykryć potem folią aluminiową, żeby zbyt się nie spiekł.</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-87994397048608044542015-01-28T00:07:00.001+01:002015-01-28T00:07:06.772+01:00Także tego<div style="text-align: justify;">
Nie uwierzycie, ale od godziny już siedzę tu tak jak ta łysa blondynka u fryzjera z pustą szklanką po mleku, dobrą nutą w uchu i z otwartym edytorem, namiętnie skupiając myśli nad idealnym <i>avant-propos</i>. Jaką by tu literkę upoważnić do bycia na tyle kompetentną, by wzięła na siebie odpowiedzialność za cały ten prl-owski łańcuszek ciągnący się za nią w skończoność. Z blogowaniem jak z jazdą na rowerze - niby się nie zapomina, ale po długim okresie znikomej aktywności, pojawia się lekka nieufność podszyta niepewnością we własne umiejętności. Chciałoby się napisać coś tak epickiego, taką perłę, która zaprowadzi z powrotem na szczyt (jakbym tak kiedykolwiek wcześniej dotarł xD). Słowem: cokolwiek, co przywróci wiarę w siebie i jednocześnie nie będzie słodkopierdzącym peanem ku własnej osobie, która z lenistwa przestała robić to, co wcześniej robiła, mimo iż robiła to dobrze, tylko dlatego, że jest leniwa i udaje, że gotuje. Jestem podręcznikowym przykładem osóbki, która była na tyle przebiegła, by wmówić sobie, że wypalenie to naturalny etap w życiu każdego nieszanującego się publicysty. Tak, przyznaję to z ręką na serduchu, to właśnie mój przypadek. Najgorzej, że u mnie nawet nie chodziło o tu i ówdzie podkreślany brak piekarnika, niedobór lecytyny i pomysłów czy wytarte z przeżytku przyciski na klawiaturze. Po prostu przestało mi się chcieć, tak po ludzku. <i>But it's so unlike me</i>. Zazwyczaj karcę się za zbyt łatwe odpuszczanie, ale nie wiem czemu, tu poddać się było jakoś łatwiej. Ale koniec z tym, mówię w myślach. Przynajmniej teraz, gdyż w tym momencie właśnie czuję zwiększony poziom poczucia winy we krwi. A może to dlatego, że za tydzień mam sesję i desperacko choć podświadomie szukam zajęć, które skutecznie mnie od niej odciągną? Tak czy siak, blogowanie kojarzy mi się z czymś <i>über</i> przyjemnym. Wiem, że zabrzmi to narcystycznie, ale jak mam słabszy dzień, to wchodzę i czytam te swoje z ciężkim bólem wystękane niegdyś teksty i przyznam się z zamierzoną nieskromnością, że niezawodnie poprawiają mi humor. Nie wstydzę się tego, co było i niczego nie skreślam. Nie zmieniłbym nic. Przysięgam. Każdy post jest dla mnie ukrytym wspomnieniem; to jak zapach i smak zamknięty w kilkudziesięciu kilobajtach wyklikanych w języku polskim znaków. Po prostu fajnie sobie o tym wszystkim przypomnieć i przeżyć to jeszcze raz. Staram się nie być sentymentalny, ale Jane Austin ze wszystkich z nas zrobiła nieśmiertelnych romantyków. Uczuciowość przestała być domeną kobiet. Nikt już nie patrzy, czy facetowi wolno się rozczulić czy widok ten będzie raczej żenadą rodem z kazachstańskich filmów porno. W przypływie emocji wpisałem sobie więc w wyszukiwarkę hasełko cynamodowy pamiętnik. I wiecie co? Mam aż dziesięć stron wyników. Niesamowite, ale internet już o mnie nie zapomni. Wy też pamiętacie, bo sprawdzając z ciekawości statystyki, widzę, że wciąż jesteście całkiem aktywni jak na zapomnianego nawet przez Boga bloga. Dziękuję Wam za to bardzo. To taki widzialny dla mnie znak, że powrót marnotrawnej blogereczki nie będzie z góry skazany na porażkę. Chcę znowu dla Was pisać, może nie będzie to aż tak częste jak kiedyś, ale półrocznych przerw między postami postaram się Wam oszczędzić. Wiem jak to jest, bo sam śledzę efekty pracy wielu osób z branży. Czasami można dostać szału przez to ciągłe czekanie. Zatem ludziska, pomimo stu tonowej warstwy kurzu, grosiaków i wciąż pachnących miętą papierków po gumie Orbit bezczeszczącej nieświadomie mój geniusz, otwieram ten pamiętnik po raz kolejny. <i>Strzeżcie się, wrogowie dziedzica!</i></div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-82845385895326554492014-09-09T17:47:00.000+02:002014-09-09T17:47:43.830+02:00Gâteau au Yaourt czyli francuski klasyk<div style="text-align: justify;">
Gdyby jakaś szacowna komisja przyznawała nagrody za najlepsze sklepowe łupy, bez dwóch zdań zmieściłbym się dzisiaj w gorącej dziesiątce. Jak to powtarzam od zawsze, dobry shopping nie jest zły. A dobra zniżka to podstawa. W zeszły piątek byłem na otwarciu Galerii Warmińskiej. Bynajmniej nie jako jakaś blogerka-celebrytka. Nic z tych rzeczy. Co jak co, ale jeszcze do mnie nie dzwonią xd W każdym razie powód dostatecznie dobry, by wybrać się na wycieczkę krajoznawczą po okolicy. Wielkie nadzieje, w plecaku książka i szczegółowa lista z wypatrzonymi w sieci fantami. Były balony, talony i niestety na koniec wielki zawód. Markowych sklepów mnóstwo, ale asortyment w dziale dla panów nie powalił. Bieda z nędzą. Z tego wszystkiego, po trzech godzinach szperania, przymierzania i wkurzania się na całą galaktykę wyszedłem z drożdżówką, pogiętą ulotką i jednym t-shirtem. Słownie: JEDNYM. Przynajmniej obniżka była zacna, bo aż 30 %. Summa summarum posucha taka, że nie pytajcie. Od razu wiedziałem, że trzeba będzie robić porządne poprawiny<i>.</i> Zainspirowany więc modową aurą (wszak w Nowym Jorku Tydzień Mody trwa w najlepsze), postanowiłem wsiąść w pierwszy lepszy autobus i z garścią pełną kuponów rabatowych zapomnieć o zeszłotygodniowym fiasko. Całe szczęście pamięć to ja mam dobrą, ale krótką. Nowy tydzień, nowe horyzonty. W poniedziałkowy poranek poczułem wilczy zew wzywającego mnie Gdańska. Nie było rady. Zatem, ahoj przygodo! Na miejscu poczułem się jak stopa Kopciuszka mierzącego szklany pantofelek. Idealnie. Witajcie w moim świecie.<br />
<br />
Czasem słońce, czasem deszcz. Czyli pogoda w kratkę. Myślę sobie, dobry zwiastun; wszak krata zawsze w modzie. Czas zatem wypłynąć na cenowy połów. Będąc u wrót targowiska próżności, nie pozostało mi nic innego jak tylko rzucić się w wir slalomów i półkowych zakrętasów. Od ogromu wieszaków ręka mi puchła, zęby szczerzyły się w gwiazdorskim uśmiechu a portfel szczuplał w zatrważającym tempie. Siaty, siateczki i pamiąteczki. Upolowałem idealne czarne dżinsy, poliestrowe lacze z summer sale'u, kilo skarpet z napisami na każdy dzień tygodnia oraz piękny pikowany bluzo-sweter w odcieniu chodnikowej szarości. Miasto opuszczałem z wielkim entuzjazmem. Jesień spacyfikowana. Szafa pełna. <i>They see me buyin' they hatin' </i><br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
Będąc na fali pozakupowej ekstazy, nieopuszczający dobry humor zachęcił mnie do upieczenia czegoś słodkiego. W sumie to chyba jednak bardziej wina ponurej pogody za oknami, ale kto by się czepiał szczegółów. Każdy powód jest dobry, żeby włączyć piekarnik i zaparzyć kawę. Zupełnie nie z lenistwa zaproponuję Wam dzisiaj coś równie prostego jak <a href="http://cynamodowypamietnik.blogspot.com/2014/09/piegusek-z-migdaowa-nuta.html" target="_blank">zeszłosobotni piegus</a>. Oba te przepisy łączy bowiem łatwość odmierzania składników. Tak zwane ciasta szklankowe lub w tym przypadku kubełkowe. Świetna zabawa dla tymczasowych zapaleńców, dla których piętnastominutowe zagniatanie kruchego placka to szczyt cierpliwości. Przepis znaleziony na cudownej stronie <a href="http://lukrujepudruje.com/" target="_blank">Lukruję Pudruję</a>, którą od dłuższego czasu śledzę. Możecie ją zobaczyć w kolumience inspirujących mnie blogów. Zdjęcia super, szczerze zazdroszczę. Głównym bohaterem dzisiejszego wpisu jest Gâteau au Yaourt, czyli niezwykle popularne we Francji ciasto jogurtowe. Puszyste, z dającą się odnaleźć nutką kwaskowatego jogurtu naturalnego. U mnie dodatkowo z cytrynową glazurą, która świetnie podkreśla takie wypieki.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBhm_6jMSZlNKVNKO9c7CvOpvrS8pNDDXBO-Xvgcfylv-6H6Of_s_MiVvOTndSJnYA2gOD4O3iSUxDgDZ6YaMydyMoocImTEEnRRrvsbqhJZ9aU27hhUylBHlAjO2sfM4NcNq14rmsfas/s1600/Zdj%C4%99cie1622.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBhm_6jMSZlNKVNKO9c7CvOpvrS8pNDDXBO-Xvgcfylv-6H6Of_s_MiVvOTndSJnYA2gOD4O3iSUxDgDZ6YaMydyMoocImTEEnRRrvsbqhJZ9aU27hhUylBHlAjO2sfM4NcNq14rmsfas/s1600/Zdj%C4%99cie1622.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGBInnK2woTdopEsbIpZJ6MguFbR2DvKIzEBVLsbDbxCpuRw3ykuKSB9KE32xOi3QzaUAZLUQZJqyNc7p-P_W8k7vfbRp-4xfJ8LzIM2uu1qz-tNSEXfB0kwFmNcjcRIzjBAzQKewD3b4/s1600/Zdj%C4%99cie1619.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGBInnK2woTdopEsbIpZJ6MguFbR2DvKIzEBVLsbDbxCpuRw3ykuKSB9KE32xOi3QzaUAZLUQZJqyNc7p-P_W8k7vfbRp-4xfJ8LzIM2uu1qz-tNSEXfB0kwFmNcjcRIzjBAzQKewD3b4/s1600/Zdj%C4%99cie1619.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<i>~~ podane składniki odmierzamy czystym kubeczkiem po jogurcie ~~</i></div>
<br />
Składniki: <span style="font-size: large;">180 stopni/ około 30 minut</span><br />
# 1 kubeczek jogurtu naturalnego (u mnie 190 g)<br />
# 1 kubeczek oleju słonecznikowego<br />
# 2 kubeczki cukru<br />
# 3 kubeczki mąki pszennej<br />
# 1 łyżka ekstraktu waniliowego<br />
# 1 1/2 płaskiej łyżeczki proszku do pieczenia<br />
# 3 jajka<br />
<br />
Na wstępie nastawcie piekarnik. Mąkę przesiejcie wraz z proszkiem do pieczenia. Wszystkie składniki umieśćcie w misce i wymieszajcie do połączenia. Przelejcie ciasto na blaszkę (25x30cm) wyłożoną papierem do pieczenia. Pieczcie w nagrzanym piekarniku do tzw. suchego patyczka.<br />
<br />
Po upieczeniu ponakłuwajcie wierzch ciasta wykałaczką. W rondelku doprowadźcie do wrzenia:<br />
# 1/3 szklanki wody<br />
# 5 łyżek cukru<br />
# 1/4 łyżeczki kwasku cytrynowego<br />
Polejcie powierzchnię ciasta równomiernie i odstawcie do wystygnięcia.</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-6065635090058334632014-09-06T15:28:00.002+02:002014-09-06T15:28:28.706+02:00Piegusek z migdałową nutą<div style="text-align: justify;">
Jedyną rzeczą, której zazdroszczę rudzielcom, jeśli chodzi o ich wygląd, to fakt, że ich kolor włosów świetnie współgra z subtelnymi, delikatnymi piegami na nosie i policzkach. Zawsze, dosłownie zawsze chciałem mieć buzię pełną piegów. Niestety, nie wyszło. Nie te geny. Słońce też nie pieściło mnie zbyt hojnie porą wakacyjną. A poza tym mam ciemne włosy, więc raczej burzyłoby to tylko harmonię na mojej twarzy^^ Więc z wiekiem to pragnienie mi przeszło. Ale w sumie to nie mam pojęcia, dlaczego o tym piszę, bo dzisiejszy post z zamiaru miał być na słodko, a nie na modowo. Czas na <i>fashion issues</i> będzie później, teraz natomiast wgryźcie się, proszę, w to trzeszczące między zębami makowisko ;)</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2PLkmv1Z_52nwNXCTk9Wwkk987YV6BtbNobBF1Sr9JzPmkDB-38QiVF4MN251A_vUTMuRAnjq1IWVKM6nHQAsy98LOC52eiZmbN5YyiyJh437oJ9N8gYcU_BVqaLwhPBzmCpZNGQLSkk/s1600/Zdj%C4%99cie1614.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2PLkmv1Z_52nwNXCTk9Wwkk987YV6BtbNobBF1Sr9JzPmkDB-38QiVF4MN251A_vUTMuRAnjq1IWVKM6nHQAsy98LOC52eiZmbN5YyiyJh437oJ9N8gYcU_BVqaLwhPBzmCpZNGQLSkk/s1600/Zdj%C4%99cie1614.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Dzisiaj sobota, więc przepis, który Wam przedstawię będzie niezwykle prosty. Nie uwierzycie, ale w lodówce miałem aż dziesięć (!) niewykorzystanych białek, które z początku miały przemienić się w czekoladową pavlową, ale plany uległy lekkiej korekcie. Zamiast ogromnej bezy, ogromne zaskoczenie. Zwykle piegusek, czyli biszkoptowe ciasto wypełnione ziarenkami maku, kojarzyło mi się z dodatkiem kremu, bo z natury wychodzi troszkę przesuszone. Ale myślę sobie <i>wersja basic</i>, trzeba spróbować. Zwłaszcza, że dopadła mnie leniwa sobota. Za nic wykwintniejszego raczej bym się nie zabrał :P Wertuję zatem wyszukany przepis na Kotlet.tv, myślę sobie<i> nic trudnego</i>, czas więc wyjąć moją ulubioną miskę. Słownie: pół godziny. Tyle zajęło mi przygotowanie ciasta. Jeszcze przed śniadaniem wrzuciłem je do piekarnika i przedpołudniową kawę mogliśmy z mamuśką popijać, chrupiąc migdały na czekoladowej polewie. Ogólnie wyszło klawo. Jedyny minus całego przedsięwzięcia, to dziwaczne proporcje, bo cała miska piany starczyła finalnie na moją najmniejszą blaszkę. Aż oczęta przetarłem ze zdumienia. Ale no to nic. W sumie mi to nie przeszkadza, szybciej zniknie, a ja będę miał pretekst do upieczenia czegoś jeszcze xD</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinhVkB34cxqL7y0yJKE9tJwQzlmVUwtlA4gx8xCA7RXAuAbP4Q9Zx0U2Ud00Vme5TbKj8s2BoVgO3Mm-8QWfyjsuz6G4xmm5q1J-3XTKK2cdT_zTMePNFQCCV2y85OR55MvU2gyyDWTIY/s1600/Zdj%C4%99cie1616.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinhVkB34cxqL7y0yJKE9tJwQzlmVUwtlA4gx8xCA7RXAuAbP4Q9Zx0U2Ud00Vme5TbKj8s2BoVgO3Mm-8QWfyjsuz6G4xmm5q1J-3XTKK2cdT_zTMePNFQCCV2y85OR55MvU2gyyDWTIY/s1600/Zdj%C4%99cie1616.jpg" height="280" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEf4ixWcDuWl9X5Y78GUfOdru1h95HhwU-HgODuswaEMgL1ZboOnRQhr1MlcDfNxaPZm3q1qR5TOCPvc9fG8dsiwRrMvVTKk0r_WOi_Izgmg8gYx6LmiHU2urRRCMME5b-lJcyS0BBsIw/s1600/Zdj%C4%99cie1610.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEf4ixWcDuWl9X5Y78GUfOdru1h95HhwU-HgODuswaEMgL1ZboOnRQhr1MlcDfNxaPZm3q1qR5TOCPvc9fG8dsiwRrMvVTKk0r_WOi_Izgmg8gYx6LmiHU2urRRCMME5b-lJcyS0BBsIw/s1600/Zdj%C4%99cie1610.jpg" height="272" width="400" /></a></div>
<br />
Składniki: <span style="font-size: large;"> 200 stopni/ około 30 minut</span><br />
# 1 szklanka białek (ok.7-8 sztuk)<br />
# 1 szklanka cukru<br />
# 125g margaryny (pół kostki) <br />
# 1 szklanka mąki pszennej<br />
# 1 szklanka maku niemielonego<br />
# 1 łyżeczka cukru wanilinowego<br />
# 1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia<br />
# kilka kropel aromatu migdałowego<br />
# szczypta soli<br />
<br />
W rondelku umieśćcie margarynę, roztopcie i ostudźcie. W dużej misce ubijcie białka ze szczyptą soli na sztywną pianę. Następnie dodając porcjami cukier, ubijcie na bezową masę. Dodajcie przesianą mąkę, proszek do pieczenia i cukier wanilinowy. Delikatnie wymieszajcie. Następnie aromat i cienkim stróżkiem roztopiony tłuszcz. Tylko musi być ostygnięty, bo inaczej masa może się zważyć. Potem powoli mak. Delikatnie jeszcze raz przemieszajcie i przelejcie na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. Włóżcie do nagrzanego piekarnika i pieczcie do momentu aż drewniany patyczek wetknięty w ciasto będzie suchy.<br />
<br />
Na koniec możecie udekorować lukrem lub polewą czekoladową.lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-60544007951860518312014-09-03T19:26:00.000+02:002014-09-03T19:26:06.731+02:00 Szarlotka czyli mój pomysł na patriotyczny protest<div style="text-align: justify;">
Na ogół nie mieszam się do polityki. Nie jestem muchą - gunwa nie tykam, nie mój fetysz. Z patriotyzmem też wybitnie się nie wyróżniam, co nie znaczy, że do biało-czerwonej flagi przyznaję się tylko podczas mistrzostw. Przyjmijmy, że należę do ludzi apartyjnych, jak to kiedyś zgrabnie określiła K. Taka prawda, żyjemy w czasach, gdzie polityka to dobry biznes. Przy małym wkładzie własnym zarabia się krocie. Bo co trzeba robić, guzik wcisnąć? Być popularnym i dobrze wyglądać. Jak w liceum. <i>High life</i>. Narzekam, wiem, wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Takie nasze polskie narodowe zwyczaje. Ale dosyć lania pomyj, źle się dzieje. Barykady płoną, pociski lecą, strach iść po ziemniaki do marketu. Może to i głupio zabrzmi, ale oglądając wiadomości, mam wrażenia, że ktoś puszcza powtórki <i>Igrzysk Śmierci</i>. I łzy w oczach. Sercem jestem z Ukrainą. Za każdym razem jak miga mi w telewizorni zdjęcie z tamtych okolic, to aż głos mi odbiera. Pan Putin dokazuje w nieswojej piaskownicy i rozrzuca wszędzie swoje zabawki. Czuje się bezkarny i w dodatku uważa cały świat za gromadę głupców, którzy uwierzą w jego infantylne tłumaczenia o jego niewinności. I dalej robi, co chce. Przecież za miedzą mamy wojnę! Strach pomyśleć w co przeistoczy się ten konflikt. Dobrze nie jest. Alert, ludziska! No i w dodatku to odbijające się echem embargo na polskie owoce. Na pyszne polskie jabłka. Dziwne karty rozkładasz, Rosjo. W takiej sytuacji wyjście jest tylko jedno. One apple a day keeps Putin away xP</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLik_YqWkJN85-bhC3t14_oOYSb2RbNfDjUgw0N9Yhn_jPxhJ4iL3CJZHcmvz4PhXu1wjNYlaaMvJf84KnBUdSeSD4Ae1QFw_4_XdOErHFUVIQGOha1vNKGjH8NDOttlD9RAQL2orrP9I/s1600/Zdj%C4%99cie1596.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLik_YqWkJN85-bhC3t14_oOYSb2RbNfDjUgw0N9Yhn_jPxhJ4iL3CJZHcmvz4PhXu1wjNYlaaMvJf84KnBUdSeSD4Ae1QFw_4_XdOErHFUVIQGOha1vNKGjH8NDOttlD9RAQL2orrP9I/s1600/Zdj%C4%99cie1596.jpg" height="308" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście pyszne jabłuszka u mnie tylko w formie pachnących wypieków. Pierwszy przepis przywieziony z wakacji, którym dzielę z Wami. Szarlotka, która podbiła moje podniebienie i zdecydowanie od dziś należeć będzie do sprawdzonych i polecanych. Ciasto super samo w sobie. Jabłek w takiej formie jeszcze przedtem nie serwowałem, choć czułem, że z takiego miszmaszu może wyjść tylko coś wspaniałego. Całe owoce, nie przecier czy mus. Czuje się konkretne jabłko i to jest tajemnica jego sukcesu. Polecam, nie namawiam. Tak na złość Putinowi :)</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLhHG4cpxe6bFqJ1o3W1vmzebq-bhLhODgqtlKHk4TFH-T16sjhXGfpk3yW44EgoiNt1j0af9Wziz1w4dXk9dDB5AridGKsfhnuOZ4lwPBDkXT8Mw3uxeS_PXHKcA-RCiDiBAW7zbktIg/s1600/Zdj%C4%99cie1600.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLhHG4cpxe6bFqJ1o3W1vmzebq-bhLhODgqtlKHk4TFH-T16sjhXGfpk3yW44EgoiNt1j0af9Wziz1w4dXk9dDB5AridGKsfhnuOZ4lwPBDkXT8Mw3uxeS_PXHKcA-RCiDiBAW7zbktIg/s1600/Zdj%C4%99cie1600.jpg" height="298" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
Widzicie te jabłka, są obłędne!!!</div>
<br />
Kruche ciasto:<br />
# 3 szklanki mąki pszennej tortowej<br />
# 1 szklanka cukru<br />
# 4 żółtka<br />
# 3 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia<br />
# 175g margaryny<br />
# opcjonalnie: kwaśna śmietana<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Składniki umieśćcie w misce i zagniećcie z nich ciasto. Dodatek śmietany nie jest konieczny, zależy od tego, czy wszystko dobrze się łączy. Jeśli jest zbyt sypkie, wtedy dodajecie 2-3 łyżeczki śmietany i formujecie z całości kulkę. Wkładacie ją do lodówki.</div>
<div style="text-align: justify;">
W czasie jak ciasto się chłodzi należy wysmarować blaszkę odrobiną margaryny. Dodatkowo spód oprószyć bułką tartą lub mąką a dopiero następnie wylepić go wyjętym z lodówki ciastem (mniej niż połowa porcji ciasta). Resztę ciasta zawiniętą w folię wkładacie do zamrażalnika.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak przygotowany spód podpiekacie <b>20 minut</b> w piekarniku nagrzanym do <b>175 stopni</b>. Powinien się leciutko przyrumienić. Wyjmujecie i studzicie.</div>
<br />
Nadzienie:<br />
# 2 - 2 1/2 kg jabłek (nieobranych)<br />
# 3-4 łyżeczki cynamonu<br />
# 4 łyżki płynnego miodu<br />
# opakowanie cukru wanilinowego (8g)<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Potrzebna będzie Wam duża miska. Obierzcie do niej jabłka ze skórki i poszatkujcie na cienkie plastry na tarce (bez gniazd nasiennych - je wyrzucamy). Doprawcie do smaku. W zależności od kwaskowatości jabłek możliwa będzie dodatkowa ilość miodu, ale nie przesadzajcie, bo jabłka stracą atrakcyjny wygląd po upieczeniu. Polecam wymieszać wszystko ręką, bo wyjdzie tego naprawdę spora ilość. Następnie wykładacie jabłka na podpieczony i wystudzony spód. Wyrównujecie. Na koniec na dużych oczkach ścieracie pozostałe zamrożone ciasto i przykrywacie całość grubą warstwą. Wkładacie do nagrzanego uprzednio piekarnika (ta sama temperatura 175 stopni) na <b>45-50 minut</b>, czyli do momentu aż wierzch się zezłoci.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W oryginalnej wersji podaje się ją na ciepło z gałką lodów i porcją bitej śmietany, ale sama w sobie również jest pyszna.</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-82066389816592516122014-09-01T12:25:00.000+02:002014-09-01T12:25:18.424+02:00Pamiętniki z wakacji<div style="text-align: justify;">
W totalnym nieplanowaniu wakacji najbardziej lubię ich nieprzewidywalność. Żyjesz chwilą, każdego dnia budząc się, z podekscytowaniem czekając na to, co przyniesie. Moje wewnętrzne carpe diem w tym sezonie przeszło samo siebie. Kompletnie niespodziewanie udało mi się znaleźć źródełko bijące złociakami, także zniknąłem niczym porwany przez obcych bez słowa. Na prawie dwa miesiące. Wyjechałem nad piękne polskie morze. Praca sezonowa w takim miejscu ma to do siebie, że pochłania całkowicie. Będąc barmanem, robisz jednocześnie za kelnera, stoisz na zmywaku, sprzątasz i bawisz się w pokojówkę. Czas znika. Typowe. Zwłaszcza, gdy trafisz na złotówę, która na każdym kroku szuka sposobów na zysk. Ale nie dla mnie płacz po nocach, kisiel w gaciach czy troska o pięknie wyglądające paznokcie. Jestem mężczyzna pracującym, żadnej pracy się mnie boję ^^ I nawet spanie w piwnicy bez okien, prądu i zasięgu nie zdołało mnie wystraszyć. Nowy sezon w galeriach za pasem, więc trzeba było w końcu zarobić na nowe ciuszki (no i na czekający mnie w Krakowie warunek) <i>ha ha</i>. Truth time: moja pierwsza wakacyjna praca. Na początku byłem rzeczywiście troszkę niepewny, po pierwszych godzinach zmagając się z planem o potajemnej ucieczce pod osłoną nocy. Ale każdy następny dzień okazywał się lepszy i zdecydowanie łatwiejszy. Kontakt z zupełnie obcymi ludźmi, improwizowane rozmowy, uśmiech, który zaraża szybciej niż jakaś tam Ebola... Tak niesamowite i niepowtarzalne doświadczenie, które zmienia podejście do życia w stu procentach. Otwierasz się na innych, zapominasz o sobie, kompleksach, nieśmiałości. Powiem Wam, że pojawił się nawet niewinny flircik <i>tssss</i>! Czuję zmiany. W sobie, w tym jak postrzegam innych. Zmiany na lepsze i, jeśli to w ogóle możliwe, jeszcze więcej optymizmu. Jak terapia, za którą dodatkowo ci płacą. Udało mi się trafić na naprawdę świetnych ludzi, dzięki którym ciężka praca była tak naturalna jak oddychanie. Mnóstwo wspomnień, zabawnych sytuacji, <i>pamiątek</i> i przede wszystkim doświadczenia, którym mogę sobie wypełnić pustawą do tej pory rubryczkę w CV. Powiem Wam, że gdy było ciężko, to mówiłem sobie, że jestem jak Andy Sachs, pracująca u Mirandy. Jeden sezon i otworzą się drzwi do wszystkich innych miejsc. Wyjeżdżać było ciężko, zwłaszcza, gdy szefunio mówi ci, że byłeś najlepszym pracownikiem, ale skoro hajs się zgadza, to pora go wydać :P Odcinam się całkowicie od tego, co było. Jest tu i teraz. Przede mną wrzesień. Zapowiada się intensywnie. Mam zamiar skupić się na sobie i naprawdę wykorzystać każdą chwilę na coś fajnego. Nie rozpaczam, nie tęsknię, niczego nie żałuję. Wam też tego życzę, bo uczucie jest naprawdę fenomenalne.</div>
<div style="text-align: justify;">
PS. mam w głowie duuużo przepisów i pomysłów, tak więc stay tuned. Już niedługo nowe posty; mam nadzieję, że brakowało Wam chociaż odrobinę mojej skromnej osoby.</div>
<div style="text-align: right;">
Do następnego, my beloved readers :*</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-89145646760987792532014-07-01T16:38:00.001+02:002014-07-01T16:38:56.896+02:00Pochmurne celebracje<div style="text-align: justify;">
Dzisiaj mam dla Was kawałek pysznego kruchego placka z delikatną budyniową pianką. Kolejny letni klasyk debiutujący na moim wakacyjnym stole. Decyzja na jego upieczenie to była dosłownie sekunda. Babcia potrzebowała pomocy w przygotowaniu imienin. I wszystko jasne ;)</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjap0M9RyxjfuDyJ9daOiwBejgjAo-gIKwit2OB8JVkLA7MKfZIATNUEK4FKJ0iNwgVOfGknGNLExdRdHNv-pEvpNVekagmuWstnJAveIJdIuYE7Y3xffrJbB8jRw0Llodw3yBJLoupipM/s1600/Zdj%C4%99cie1520.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjap0M9RyxjfuDyJ9daOiwBejgjAo-gIKwit2OB8JVkLA7MKfZIATNUEK4FKJ0iNwgVOfGknGNLExdRdHNv-pEvpNVekagmuWstnJAveIJdIuYE7Y3xffrJbB8jRw0Llodw3yBJLoupipM/s1600/Zdj%C4%99cie1520.jpg" height="270" width="400" /></a></div>
<br />
Pieczenie eksperymentalne, czyli takie, które przynosi najwięcej niespodzianek. Jestem perfekcjonistą, dlatego lubię sprawdzone przepisy, ale robienie czegoś po raz pierwszy <i>is so exciting, isn't it?</i> Cały czas gorączkowo spoglądałem najpierw na przepis a potem na szybkę w piekarniku. Emocje prawie jak na porodówce. Przyznajcie, że na zdjęciu prezentuje się dosyć pospolicie. Troszkę jakby <a href="http://cynamodowypamietnik.blogspot.com/2013/08/popisowy-plesniak-czyli-morderstwo-w.html" target="_blank">pleśniaczek</a> z taką tam kolorową bezą. Otóż, nic bardziej mylnego. A to za sprawą delikatnej śmietankowej chmurki, która definiuje to ciasto. Jest wyrafinowane, odpowiednio słodkie, z dodatkiem sezonowych owoców. I ten smak. Niepowtarzalny. Pani Doroto, dziękuję, że jest Pani dla mnie tak ogromną inspiracją. Ostatnio zdałem sobie sprawę, że MojeWypieki przyczyniły się bezpośrednio do mojej kariery cukierniczej, po tym jak zobaczyłem stary wydruk przepisu na mój popisowy rzucany biszkopt, wciśnięty między inne w zeszycie kucharskim. Podświadomie wiedziałem u kogo zacząć się szkolić :) A piszę to dlatego, bo dzisiaj mija dokładnie rok od kiedy blog stał się moim sposobem na życie, jakkolwiek oklepanie to zabrzmi. Dokładnie 365 dni lepszych i gorszych pomysłów, kuchenno-modowych porad i wyciskających łzy historii opartych na <i>faktach autentycznych</i>. Mojego desperackiego wywnętrzania się i publicznego łechtania jakże próżnego ego. Wiecie o mnie zdecydowanie za dużo, dlatego z pełną premedytacją mogę Was zabić, hue hue hue :D Cynamodowy pamiętnik jest już grubaśnym plikiem pachnących korzenną przyprawą stronic, a ja nie mogę przestać rozpisywać się dalej. Ten talent nie mógł się zmarnować^^ Wiem, to dopiero początek, a że początki zawsze bywają trudne, dlatego ściskam Was w tym momencie specjalnie mocno. Dziękuję, że nie marnujecie swojego czasu z kimś innym, tylko ze mną xD Za te wszystkie słoneczne dni, jesienne wieczory i bezgwiezdne noce. Wy naprawdę to czytacie. Czasami wciąż nie potrafię w to uwierzyć. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhGSxgtV3ltxC6Dqi0j6pxkkbXU17wPMxZR4SJTK1oC7j6tj_jFmehN3pj134zJeaDIel16SX4wtqK6ofTm2hJSls0j7Br44jscMBiNGkxCB38Ejd8wn3kCF6VhR1n7L2qOkikvlz4V0o/s1600/Zdj%C4%99cie1525.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhGSxgtV3ltxC6Dqi0j6pxkkbXU17wPMxZR4SJTK1oC7j6tj_jFmehN3pj134zJeaDIel16SX4wtqK6ofTm2hJSls0j7Br44jscMBiNGkxCB38Ejd8wn3kCF6VhR1n7L2qOkikvlz4V0o/s1600/Zdj%C4%99cie1525.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<u>Kruchy spód</u>:<br />
# 2 1/2 szklanki mąki krupczatki<br />
# 250g margaryny (kostka)<br />
# 5 żółtek<br />
# 3 łyżki cukru pudru<br />
# 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Margarynę pokrójcie w kostkę i razem z pozostałymi składnikami zagniećcie ciasto. Następnie podzielcie je na dwie części: 60% i 40%. Owińcie folią spożywczą i zmroźcie w zamrażalniku przez <b>min. 1 godzinę</b>.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po tym czasie na wyłożoną papierem do pieczenia blaszkę o wymiarach 20x32 cm zetrzyjcie na tarce o dużych oczkach większy kawałek ciasta. Przyklepcie lekko i wyrównajcie powierzchnię. Podpieczcie w piekarniku nagrzanym do <b>190 stopni</b> przez <b>20 minut</b>. Powinno się lekko przyrumienić. Odstawcie do <u>całkowitego</u> ostudzenia.</div>
<br />
<u>Delikatna pianka</u>:<br />
# 5 białek<br />
# 1 szklanka cukru<br />
# 2 budynie śmietankowe lub waniliowe (2x40g)<br />
# cukier wanilinowy (16g)<br />
# 1/2 szklanki oleju roślinnego<br />
# szczypta soli <br />
<br />
Dodatkowo:<br />
# 500g truskawek, malin lub innych świeżych owoców<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<b>Uwaga!</b> Zarówno białka jak i olej powinny być w tej samej temperaturze. Ponieważ używam jajek prosto z lodówki, postanowiłem włożyć szklankę z olejem odpowiednio wcześniej (min.30-40 minut) do lodówki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pianę z białek zacznijcie ubijać dopiero, gdy spód z kruchego ciasta całkowicie wystygnie. Ja zawsze biję białka ręcznie (według mnie daje to lepszy efekt), ale możecie spokojnie wykorzystać mikser. Do ubitej ze szczyptą soli piany dodawajcie po łyżce cukru i cukru wanilinowego, każdorazowo porządnie ubijając całość. Następnie wsypujcie po trochu proszku budyniowego i mieszajcie do jego rozpuszczenia. Nie powinny pozostać żadne grudki. Na koniec, lejąc po ściance dodawajcie do piany po łyżeczce oleju. Za każdym razem delikatnie mieszajcie masę. Małe porcje są niezwykle istotne, bo inaczej piana opadnie. Gotową masę przelejcie na kruchy spód i przykryjcie świeżymi owocami. Truskawki i maliny układajcie otworkami do góry, a duże owoce przekrawajcie na połówki. Na koniec wyjmijcie z zamrażalnika drugą część ciasta i też zetrzyjcie na tarce, przykrywając owoce. Ciasto pieczcie w <b>190 stopniach</b> przez <b>ok. 40 minut</b>, a następnie odstawcie do wystudzenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>!!!</b> Jeżeli wykorzystacie budynie, w składzie których nie ma cukru, możecie po przestudzeniu dodatkowo oprószyć wierzch ciasta cukrem pudrem.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=3xUfCUFPL-8" target="_blank">BEYONCE - XO</a> </div>
</div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-42967458880804963032014-06-30T11:18:00.000+02:002014-06-30T11:18:11.674+02:00Bez metki nie ma podnietki<div style="text-align: justify;">
Wyznaję w swoim życiu kilka <i>złotych</i> zasad. Po pierwsze, lepiej się dobrze ubrać niż dobrze zjeść. Po drugie, nieważne w co jesteś ubrany, ważny jest sposób, w jaki to nosisz. Po trzecie, nigdy nie ubieraj się dwa razy z rzędu w ten sam zestaw. Nigdy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Życie nie zawsze jest jak kawałek tortu czekoladowego Nigelli. Zdarza się, że szklanka jest do połowy pusta, a chmury burzowe elektryzują nie tylko dobrze ułożone włosy, ale i całe ciało. Słowem, bywa smutno. Zawsze czułem, że w takich chwilach ciągnie mnie w stronę sklepowych półek. Nie żebym w innych sytuacjach nie czuł tego przyciągania, o nie :) Po prostu to przyciąganie było znacznie silniejsze. Cichy głosik w mojej głowie powtarzał zacięcie tylko jedno słowo: zakupy. Początkowo zadowalałem się batonikiem, poczytnym magazynem dla nastolatków czy książką. Jednak po niedługim czasie zrozumiałem, że żeby poprawić stan mojego wnętrza muszę zmienić coś na zewnątrz. I tak rozpoczęło się moje (nieświadome jeszcze wtedy) szaleństwo na punkcie wyglądu.<br />
<br />
Z modą próbowałem zaprzyjaźnić się już w liceum. Przyznam, że to bardzo kapryśna przyjaciółka. Nieprzewidywalna, złośliwa, lubiąca z ryzykiem balansować na granicy dobrego smaku, a często po prostu hipokrytka. Najbardziej w związku nie znoszę niepewności. Pewnie dlatego nasz kontakt z czasem zaczął się rozluźniać. Postanowiłem w całym tym szaleństwie poszukać odrobiny stateczności. Poszukać własnego ja. Własnego stylu. Każdy, kto przez to przechodził, przyzna, że jest to jeden z cięższych procesów jak można sobie zafundować. Będąc nastolatkiem bardzo trudno jest się określić. Ale ukrywanie się za parawanem przeciętności jest chyba jeszcze gorsze. Ja bynajmniej nie potrafiłem. Przeczytałem kiedyś wywiad ze Scottem Schumannem (The Sartorialist). Moje dążenie wyraził w sposób idealny. Powiedział tak: <i>Styl polega na noszeniu ubrań, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie. Moda to próba sprokurowania stylu, próba wywarcia na ludziach wrażenia. A styl - znaleźć miejsce, które się lubi i bez reszty nim zawładnąć.</i> Nocna wędrówka po górach bez mapy jest sto razy łatwiejsza niż odnalezienie własnego stylu, wierzcie mi. Jak patrzę wstecz na swoje niektóre <i>stylizacje</i>... Przecież to była jakaś masakra. Tak mi za nie wstyd. Były ultra-wieśniackie, totalnie do mnie niepasujące, wręcz szaleńcze, ale gdybym się na nie nie zdecydował, pewnie nie byłbym teraz tą osobą, którą jestem. Eksperymentowanie z wyglądem poprzez przeróżne fryzury i ubrania pomaga odnaleźć granice swojego własnego smaku. Najważniejsza z perspektywy czasu wydaje mi się odwaga w ich noszeniu i obojętność na to, co myślą inni. Dzięki temu mam teraz poczucie, że stylowo wiem dokąd zmierzam. Każdy element garderoby starannie dobieram, by wyrażał mnie i pasował do reszty szafy. I mimo, że jej drzwi ledwo się domykają, nie przestaję ich kupować. Odnalazłem w tym pewien sposób na <i>różowe</i> życie. Ciuchy to moje szczęście. Uwielbiam to. Uwielbiam je oglądać, dotykać, przymierzać, kupować, przerabiać, zmieniać, wymieniać, znowu oglądać, przymierzać, kupować, przerabiać... Brzmi jak <i>Wyznania zakupoholiczki</i>... i chyba rzeczywiście mam z tym lekki problem. Ale pomimo tej świadomości, nie robię nic. Nie potrafię przestać. Jak to mówią, <i>bez metki nie ma podnietki</i>. Zagryzam więc zęby na czerstwej kromce chleba byleby tylko zaoszczędzić na wypatrzony towar. A nawet jak nie jest upatrzony, to nic. Wydam prędzej czy później, miejsce nie ma znaczenia. Jestem biednym studentem bez regularnych przychodów, a w dodatku grosz się mnie nie trzyma. Zastanawiacie się pewnie, jak to wszystko łączę? Otóż tajemnicą mojego sukcesu są rozpychające się łokcie na przecenach, skąpstwo na internetowych aukcjach i przede wszystkim cotygodniwe polowania w second-handach. Nieprzebrane źródło (ha ha, nieprzebrane :) inspiracji. Wiem, pójdę przez to z torbami. I to pewnie już niedługo :) Ale przynajmniej zbankrutuję z uśmiechem (i z Gagą) na ustach - <i>Looking good and feeling fine! Looking good and feeling fine! SLAY! </i></div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=Za2dtcPTe7g" target="_blank">LADY GAGA - FASHION!</a></div>
lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6870985010077978849.post-37748119509654627972014-06-28T19:38:00.001+02:002014-06-28T19:38:49.463+02:00Sernik chałwowy<div style="text-align: justify;">
Od kilku miesięcy chodził mi po głowie pomysł na coś pysznego z chałwą w roli głównej. Podczas gdy kiedyś wydawało mi się, że jest okropna, gorzko-słodka, po prostu <i>ew!</i>, teraz wprost za nią przepadam. Uwielbiam waniliową. Banalna klasyka, ale do mnie przemawia najbardziej. Sezamowa czy słonecznikowa - nie wybrzydzam, choć ultra-miłośnicy pewnie uważają tę drugą za marną kopię tureckiego oryginału. Ostatnio wpadła mi w ręce rosyjska z dodatkiem orzechów pistacjowych. <i>Mmmmm</i>... nie mogłem się wprost powstrzymać. A ponieważ to u mnie rodzinne, stwierdziłem, że chałwowy wypiek posmakuje wszystkim. Nie było trudno wpaść na jakiś smaczny pomysł. Jedyny dylemat jaki stał przede mną, to czy jako pierwsze upiec babeczki czy szarpnąć się na sernik.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5kyJIv4c9a4bNIe8ZbE1A93hn4MtRI2Tf85QRuO5lKbkh34VaPFEEr2u-5YWnmTk5ihTr-TxIlqvoCp5-lq_rLjVqDqOguQlFJ0Rhztg2uTIJgmBiNgww3-KJ4ppAvOHMuMfoVix2euY/s1600/Zdj%C4%99cie1507.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5kyJIv4c9a4bNIe8ZbE1A93hn4MtRI2Tf85QRuO5lKbkh34VaPFEEr2u-5YWnmTk5ihTr-TxIlqvoCp5-lq_rLjVqDqOguQlFJ0Rhztg2uTIJgmBiNgww3-KJ4ppAvOHMuMfoVix2euY/s1600/Zdj%C4%99cie1507.jpg" height="285" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
O serniku chałwowym słyszałem tylko dwie opinie. Albo ktoś z szeroko otwartymi oczami mówił, że nigdy nie próbował, albo że ten sernik jest wprost nieziemski. Stworzony specjalnie dla wielbicieli chałwy. Wprost przegenialny w smaku i mimo, iż bardzo sycący, każdy jego kawałek znika równie błyskawicznie. Pomyślicie sobie: ależ to musi być słodkie i kaloryczne i... WHO CARES?! Raz się tyje. Miśki, łapcie więc listę zakupów i róbcie go w ciemno, bo jest uzależniający normalnie jak gra 2048. Przyznam, że się troszkę bałem kąpieli wodnej, ale wyszło świetnie. Sernik teoretycznie jest z tych cięższych, bo robiony bez piany z białek, ale zaskakuje delikatnością w każdym kęsie. Para wodna robi swoje. Pomimo, iż chałwę znajdziecie i w masie serowej i w polewie, nie jest ona przytłaczająca. Łączy się z serem idealnie, dając zadziwiający efekt. Bardzo dobrze się kroi, zwłaszcza tuż po wyjęciu z lodówki. Jak dla mnie najlepszy na zimno. Zdecydowanie ma w sobie to coś. Dodaję do ulubionych i czekam na koleją możliwość, bo u nas zostały już ostatnie kawałki. </div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUuV7yIOli3endfKPIwkjAaoK6KeP-Ay_q-Kxhj7FAMcbcn9Mw2PPW7jXrKbX-8Ib8hzXIZ0Lf2pd9uZclt8wjXD-w0xDzVmFFqJ_ngtKvPhx09Zz_BeUZ97lONNsxjsQcU0B9zPlmOFQ/s1600/Zdj%C4%99cie1503.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUuV7yIOli3endfKPIwkjAaoK6KeP-Ay_q-Kxhj7FAMcbcn9Mw2PPW7jXrKbX-8Ib8hzXIZ0Lf2pd9uZclt8wjXD-w0xDzVmFFqJ_ngtKvPhx09Zz_BeUZ97lONNsxjsQcU0B9zPlmOFQ/s1600/Zdj%C4%99cie1503.jpg" height="263" width="400" /></a></div>
<br />
<u>Kruchy spód</u>:<br />
# 175g ciasteczek pełnoziarnistych (wykorzystałem <i>Sasanki</i> z Lidla)<br />
# 4 łyżki roztopionej margaryny<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Ciasteczka rozdrobnijcie przy użyciu wałka lub malaksera. Ma mieć postać piasku. Następnie dodajcie roztopioną margarynę i połączcie. Teraz <i>piasek</i> powinien być wilgotny. Przełóżcie go do tortownicy o średnicy 25 cm uprzednio wyłożonej papierem do pieczenia (ale tylko spód!). Uklepcie mocno, by utworzyła się jednolita i równa warstwa. Odstawcie na bok.</div>
<br />
<i>Masa sernikowa</i>:<br />
# 800g twarogu trzykrotnie mielonego<br />
# 3/4 szklanki cukru <br />
# 5 małych (lub 4 duże) jajka<br />
# 125 ml śmietanki 30% (pół szklanki)<br />
# 2 łyżki mąki ziemniaczanej<br />
# 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii<br />
# 300g chałwy sezamowej o dowolnym smaku (u mnie waniliowa) <br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Wszystkie składniki powinny mieć <b>temperaturę pokojową</b>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W dużej misce zmiksujcie ser z cukrem. Pojedynczo dodawajcie jajka, za każdym razem miksując masę. W szklance wymieszajcie dokładnie śmietankę, mąkę i ekstrakt. Wlejcie do masy serowej i zmiksujcie tylko do połączenia składników. Chałwę pokruszcie w dłoniach na średniej wielkości kawałki, dodajcie do masy i za pomocą szpatułki wymieszajcie. Tak przygotowaną masę serową przelejcie na ciasteczkowy spód i wyrównajcie powierzchnię.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do piekarnika nagrzanego do <b>170 stopni</b> na najniższą półkę postawcie żaroodporne naczynie wypełnione ciepłą wodą. Ja wykorzystałem tę dużą blachę, która jest w każdym piekarniku. Na wyższej półce ustawcie tortownicę i pieczcie sernik przez <b>1 godzinę</b>. Po tym czasie wyłączcie piekarnik, uchylcie drzwiczki i wystudźcie ciasto.</div>
<br />
<u>Polewa</u>:<br />
# 100g chałwy sezamowej (może być ten sam smak do w masie serowej)<br />
# 75ml śmietanki 30%<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
W małym rondelku umieśćcie rozdrobnioną chałwę i śmietankę. Podgrzewajcie aż wszystko ładnie się połączy (by nie było grudek). Zdejmijcie z ognia i lekko ostudźcie. Można dodatkowo zmiksować polewę w blenderze. Gotową polewę przełóżcie na wierzch wystudzonego sernika.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ciasto schłódźcie przez 12 godzin w lodówce. Smacznego!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przepis zaczerpnięty z mojewypieki.com</div>
<br />lucky_lukehttp://www.blogger.com/profile/15449489695480548087noreply@blogger.com0