9.5.14

I wtedy przyszedł maj...

Prażące słońce, spacery wiejskimi uliczkami wśród winnych krzewów, malowane domki z kolorowymi okiennicami i ten cudowny blask przecinającej górzysty krajobraz rzeki Mosel... Nic tylko chłonąć te chwile niczym zatęchła ściereczka z mikrofibry. Ach, brakowało mi tego tak bardzo. Tydzień bez Internetu i nagle mogę znaleźć czas na wszystko. Na zależałą książkę,  rozmowę z rodzeństwem, bitwę na poduszki i film, przy którym ze śmiechu aż ciekły mi łzy :D I nawet na to, by się tak po prostu ponudzić. Nie pamiętam kiedy ostatni raz udało mi się tak odprężyć. Bajka. Do tego dodajcie niemieckie słodycze, zapiekankę z ziemniaków i regionalne ciasto orzechowe mojej ciotki. Mógłbym nie wyjeżdżać stamtąd już nigdy. Inny klimat, zupełnie inny tryb życia. Fajnie było przez te kilka dni poudawać Niemca, rzucając wszystkim staruszkom wesołe Halo! ;) A różnorodność towaru obecna nawet w osiedlowym sklepie zawstydziłaby nie jedną Stonkę. Co prawda, to prawda. Granice otwarte, ale pomimo tego jest jeszcze duuużo ciekawych rzeczy, które do Polski nie dotarły. Jak milka z krakersami TUC TUC, waniliowa Coca-Cola, Ice Tea o smaku mango czy Oreo w białej czekoladzie. Lista jest naprawdę długaśna. Ale to może nawet lepiej. Jest co odkrywać za każdym razem.
Wspomnień kupa. Tyle samo zdjęć do obrobienia. Maj rozpoczął się zdecydowanie i niezaprzeczalnie super! Ale się nie rozczulam, bo to jednocześnie oznacza, że został już jedynie miesiąc do sesji. Kiedy to wszystko zleciało??? Kwitną kasztany, wszędzie pachnie lipą, tłumy galowo ubranych maturzystów, inwazja przeciwsłonecznych okularów, lody, lody, lody i rowerzyści. Ach. Idzie lato. Niedługo plaża. Pozytywnie. Trzymajcie się - Łukasz.