31.10.13

Sabat czarownic cz. III : kruche ciasteczka z m&m'sami

Dziś Hallowe'en, więc nie pozostaje mi nic innego jak zaprezentować Wam ostatnie wypieki jakie wyczarowaliśmy podczas naszego zeszłotygodniowego zlotu. Może wizualnie mało związane z tematem, ale wcale im to nie umniejsza. Wręcz przeciwnie. Są tak kolorowe, że automatycznie przykuwają uwagę i znikają najszybciej.


Co prawda, ten przepis to jeden z tych w stylu na oko, ale postaram się podać proporcje składnikowe jak najdokładniej. Robi się je naprawdę szybko, więc można je upiec w każdej chwili, nawet w środku imprezy, gdy zacznie brakować przekąsek. A dodatek m&m'sów sprawia, że jeszcze trudniej im się oprzeć. Więc jak, skusicie się na ciasteczko? :D

Przygotujcie:                                 180 stopni/ około 15 minut
# 150g margaryny
# 150g cukru pudru
# ok. 2 szklanki mąki pszennej
# 1 jajko
# 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
# mała paczka drażetek M&M's

Margarynę ucieracie z cukrem. Dodajecie jajko i dokładnie łączycie. Przesiewacie mąkę i proszek do pieczenia. Ciasto nie powinno być zbyt lepkie, więc w razie czego nie krępujcie się dosypywać dodatkowo po troszku w trakcie mieszania. Następnie bierzecie w lekko zwilżone ręce kawałek ciasta i formujecie kulkę wielkości orzecha włoskiego. Kładziecie ją na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i delikatnie rozpłaszczacie. W ciasto wciskacie kilka (po 2-3) czekoladowe drażetki. I tak aż do zapełnienia całej blachy.
Wkładacie ją następnie do rozgrzanego piekarnika i pieczecie do momentu aż zaczną się rumienić.
(UWAGA! bądźcie ostrożni, bo kolorowa glazura drażetek łatwo się topi i w efekcie się pali; pilnujcie czasu pieczenia)

26.10.13

Co w szafie trzeszczy...Bershka i inne takie

Mój dzisiejszy weekendowy spacer do galerii handlowej nie odbył się tylko i wyłącznie w celach rekreacyjnych, by ot tak pojeździć sobie w górę i w dół na ruchomych schodach ani też w celu zaspokojenia narcystycznej części swojej osobowości, przeglądając się w szklanych witrynach najmodniejszych sklepów. Chociaż grupa psychologów czająca się za wielką sztuczną palmą i skrycie przyglądająca się temu , co robię, pewnie byłaby innego zdania :P Tu nie chodzi już o luźny obchód w celach poznawczych. Wybrałem się tam, ponieważ mam problem.

25.10.13

Leniwe z serem i ziemniakami


Podobno prawdziwe leniwe kluchy lub pierogi robi się na bazie ciasta mącznego i dodatku sera. Kopytka z kolei to kluski składające się przede wszystkim z ziemniaków. Cóż, to, co chcę Wam dzisiaj zaproponować to mała mieszanka jednych z drugimi. Sprzątając powoli kuchnię przed powrotem do domu na Wszystkich Świętych, znalazłem kilka ostatnich ziemniaków i resztkę białego sera w lodówce. Postanowiłem więc, że spróbuję eksperymentalnie połączyć i to i tamto i sprawdzić, czy wyjdzie z tego coś zjadliwego. Wypróbowanym wcześniej przy robieniu kopytek sposobem, zmiksowałem ugotowane ziemniaki na puree i zmieszałem z twarożkiem. Dla wizualnej odmiany postanowiłem pokroić je w malutkie romby. Ugotowałem i przyznam szczerze, że wyszło całkiem całkiem. No, może jedynie dodałbym większą ilość twarożku, by był bardziej wyczuwalny. A tak poza tym to świetna opcja na szybki weekendowy obiad. U mnie na słodko, ale znalazłem w sieci pomysły na polanie ich smażoną cebulką czy skwarkami. Także brać, nie wybrzydzać! Do garów marsz :D

Jeszcze na surowo
Składniki (na dwa duże talerze):
# 4 średniej wielkości ziemniaki ugotowane w osolonej wodzie i zmiksowane na puree
# 1 jajko
# ok. 100g twarogu
# mąka ziemniaczana tudzież mąka pszenna

Postępujecie podobnie jak w przepisie na kopytka, czyli najpierw wstawiacie na gaz garnek z wodą. Solicie ok.1/4 łyżeczki.

W międzyczasie puree ziemniaczane łączycie z jajkiem. Twarożek rozgniatacie widelcem lub przepuszczanie przez praskę i dodajecie do ziemniaków. Mieszacie. Dosypujecie na oko mąki ziemniaczanej i pszennej (lub samej mąki pszennej) i wyrabiacie ciasto do momentu aż przestanie się kleić. Wykładacie na oprószony mąką blat, dzielicie na 2-3 części i każdą po kolei rolujecie. Następnie taki walec z ciasta przygniatacie palcami i kroicie nożem pod skosem, a potem jeszcze na pół, by powstały małe romby. Wrzucacie do wrzącej wody i gotujecie do momentu wypłynięcia na wierzch i potem jeszcze chwilkę. Wyjmujecie łyżką cedzakową na talerz.

24.10.13

Sabat czarownic cz. II : upiorne ciasto czekoladowe


Czekaliście długo i cierpliwie, więc czas nagrodzić Was kolejnym przepisem ze zlotu piekących czarownic. I oczywiście kolejny utrzymany w klimacie nawiedzonych domów ze skrzypiącymi podłogami, Frankensteinów i stękających zombie.

22.10.13

Sabat czarownic cz.I : babeczki dyniowe z kremem


Hallowe'en zbliża się wielkimi krokami. Nie żebym jakoś specjalnie świętował z tego powodu, ale myśl jaka  automatycznie się w głowie pojawia to wielka, pomarańczowa dynia z wydrążonym środkiem i wyciętą straszną buzią. Plus oczywiście zapalona świeczka wewnątrz. Świetna zabawa, tak na marginesie :) A skoro już o dyni mowa, to absolutnie nie można przejść obok niej obojętnie. O tej porze roku jest praktycznie wszędzie: na ryneczkach, w marketach, na działkach. Dojrzała powinna mieć piękny, mocno pomarańczowy kolor. Udało mi się zdobyć właśnie taką swojską, ze sprawdzonego źródła. Stąd wiem, że cokolwiek z niej przygotuję, będzie rewelacyjne. I jak z nieba spadło mi właśnie zaproszenie na wspólne pieczenie. W piekarniku !!! Najprawdziwszym :P nie, nie u mnie. Mój nadal na chorobowym. Wybawiła mnie mianowicie zaprzyjaźniona fanka dekorowanych babeczek i bujnych loków Hermiony Granger. O lepszym połączeniu nie mógłbym marzyć: czas więc na zlot, moi kochani. Zlot jednookich i bezzębnych staruch, które w rytm szeptem śpiewanych szekspirowskich rymowanek przygotują dla Was coś przepysznego :) Double double toil and trouble, fire burn and caldron bubble!
Przed Wami pierwsza sekretna receptura, którą nie tak potajemnie z sabatu wynoszę :) Dla miłośników żabich oczu, skrzydeł nietoperza czy suszonych ogonków salamandry nic się tu nie znajdzie, ale to nie powód, żeby nie spróbować. Są zabójczo pyszne. Delikatnie korzenne, rumiane i sycące. A krem wprost rozpływa się w ustach. Plus idealna okazja, żeby w końcu wykorzystać moje ręcznie robione motylki z masy cukrowej, które nie tak dawno przygotowywałem. Czekajcie niecierpliwie na więcej i nabijajcie wyświetleń, bo inaczej rzucimy na Was klątwę :D
PS. Pieczenie to idealny sposób, by rozpocząć dzień :D


Składniki na 12 sztuk:         180 stopni/ 25-30 minut
# 140g margaryny
# 2 1/2 szklanki mąki pszennej
# 2 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
# 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
# 1/2 łyżeczki soli
# 1/2 łyżeczki sproszkowanej gałki muszkatołowej
# 1/2 łyżeczki przyprawy korzennej
# 1/3 szklanki kefiru lub maślanki
# 1 1/4 szklanki puree z dyni*
# 3/4 szklanki cukru
# 2 duże jajka
--->wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej<---

Mąkę, proszek do pieczenia, sól, przyprawy i sodę wymieszać, przesiać i odłożyć na bok.

Puree z dyni wymieszać z kefirem lub maślanką i również odłożyć na bok.

W misce utrzeć margarynę z cukrem na puszystą masę. Dodawać po jednym jajku, za każdym razem porządnie wszystko miksując. Następnie w trzech turach dodawać puree z dyni na zmianę z suchymi składnikami, mieszając drewnianą szpatułką do połączenia.
Gotowym ciastem napełnić równomiernie papilotki i wstawić do nagrzanego piekarnika. Piec do tzw. suchego patyczka.
Po upieczeniu potrzymać trochę w ciepłym piekarniku. Potem odstawić do wystudzenia.
W międzyczasie zabierzcie się za krem.

Składniki na krem:
# 150g serka typu philadelphia
# 1 szklanka cukru pudru
# 1 łyżeczka cynamonu
# 150g masła lub margaryny

Miękką margarynę lub masło utrzyjcie z cukrem na puszystą masę. Następnie porcjami dodawajcie serek i cały czas wszystko mieszajcie (w miarę dokładnie, żeby nie powstały grudki). Dosypcie cynamon i jeszcze raz wszystko przemieszajcie. Wyszedł pyszny, prawda :) Schłodźcie przez jakiś czas w lodówce.
Babeczki dekorujcie dopiero, gdy całkowicie ostygną, inaczej krem zacznie spływać. A czubek opcjonalnie można przyozdobić motylkiem z masy cukrowej.

*puree z dyni - dowolną ilość wydrążonej i obranej ze skóry dyni kroicie na niewielkie kawałki i dusicie w garnku z odrobina wody (1-2 łyżki) do miękkości. Jeszcze ciepłe zmiksujcie dokładnie blenderem

przepis inspirowany tym z bloga mojewypieki.com

21.10.13

Tort migdałowo-kokosowy


Muszę Wam napisać, że niespodzianka udała się w tysiącu procentach. Dziadek był bardzo bardzo zaskoczony; na szczęście na zawał nie padł, za to uronił parę łez, trochę się z zaskoczenia zdenerwował (tylko troszeczkę, większość nawet nie zauważyła), ale suma sumarum z uśmiechem zdmuchnął świeczki, tak że cały wosk poleciał na mnie, gdyż to ja trzymałem na rękach tort. Nie obyło się także bez kilkuminutowego Sto lat (nie mam pojęcia, skąd znają tyle zwrotek :), przytulania i fontanny iskier. Najlepsze życzenia jeszcze raz ode mnie, dziadku <3 Aż w końcu przyszła pora na krojenie tortu..

12.10.13

Co w szafie trzeszczy...Deichmann

Czego jak czego, ale sklepów z dobrymi i ciekawymi butami jest w Polsce jak na lekarstwo. Wszystkie praktycznie o takim samym, nieustannie powielanym, bezwyrazowym wyglądzie. Nędza. Dla osób, które przywiązują uwagę do tego, co noszą jest to gigantyczny problem. Oczywiście można kupić "dizajnerskie" buciki w pierwszym lepszym odzieżowym w każdej galerii handlowej, ale jak, pytam się, firma produkująca ubrania może znać się na rzemiośle obuwniczym. Pobudka, przecież to całkiem inna bajka. Przepraszam, ale na taką szmirę to aż szkoda patrzeć, a co dopiero wydawać na nią pieniądze...

11.10.13

Chrupiące placki ziemniaczane

Po sporej ilości wyświetleń, jakie zdobyły moje knedle ze śliwkami, śmiem zaryzykować tezę, że musi Wam sprawiać niezłą frajdę przyrządzanie obiadu na słodko. Wiem, wiem, też mam czasami na nie ochotę. Co prawda, nic nie może równać się ze schabowym mojej babci czy ogórkową mamy, ale raz na jakiś czas każdemu należy się cały dzień spędzony tylko i wyłącznie na wcinaniu słodkich pyszności. A co tam! Idzie zima: najpierw masa, potem rzeźba - czyli jak zwykle obiecywany sobie noworocznie ostry trening, o którym i tak drugiego stycznia zapewne zdążę już zapomnieć xD
To, czego chcę Was dzisiaj nauczyć, to podstawa, jeśli chodzi o umiejętności kulinarne każdej zdesperowanej pani domu. Nawet jeśli nie macie zamiaru do takowego stanu aspirować (w co oczywiście wątpię^^), przepis przyda się na pewno. Nie dość, że jest prosty, tani i smaczny, to przy okazji jest smaczny i tani xP Czy wspominałem już, że jest mega smaczny?? I całkiem wielofunkcyjny, jeśli można tak powiedzieć o jedzeniu. Mam tu na myśli, że można je zjeść na słono z dodatkiem śmietany lub gulaszem węgierskim, czy choćby z dżemem lub cukrem (ta opcja w większości przekonuje młodszych smakoszy :). Wypróbowałem wszystkie warianty i stwierdzam, że wszystkie smakują. Pewnie część z Was pomyśli: ale jak to ziemniaki z cukrem? Zjedlibyście, no nie wiem, na przykład frytki na słodko?? I na tym właśnie polega fenomen pyry. Każdy lubi po swojemu. A że o gustach, także/zwłaszcza tych smakowych, się nie dyskutuje, zostawiam więc w Waszych rękach decyzję, na jaki sposób skonsumujecie te złociste i chrupiące placuchy.


Składniki na jedną sporą porcję:
# 3 duże ziemniaki (na oko 0,7 kg)
# pół małej cebuli
# sól, pieprz do smaku
# 1 jajko
# 2-3 łyżki mąki ziemniaczanej (można nie dodawać wcale)

Obieracie ziemniaki, myjecie i ścieracie na tarce po tej mega ostrej stronie (zazwyczaj znajdującej się na przeciwko dużych oczek). Powstały sok zlewacie do szklanki lub słoika, delikatnie wyciskając ziemniaki, i pozostawiacie na chwilę aż biała skrobia opadnie na dno. Wtedy ostrożnie zlewacie ciecz znad osadu a resztę wrzucacie z powrotem do miski. Cebulę obieracie i drobno szatkujecie. Dodajecie do miski. Dobrze doprawiacie solą tudzież pieprzem. Wbijacie jajko, mąkę i całość łączycie.
***Jeśli nie macie zamiaru smażyć placków od razu, posypcie wierzch mąką ziemniaczaną, co zapobiegnie zczernieniu masy.***
Na rozgrzanym oleju kładziecie za pomocą łyżki porcje masy ziemniaczanej i smażycie placki dowolnej wielkości  z obu stron na złoty kolor. Od czasu do czasu za pomocą łyżki odlejcie z miski powstającą wodę i zamieszajcie. Gotowe można na moment położyć na ręczniku papierowym, by odsączyć z oleju. Podajecie wedle uznania ;)


PS. Można zrezygnować z cebuli, jak ktoś nie lubi. Również będą smaczne.

8.10.13

Kaszka manna DELUXE EDITION


Herbata z cytryną i imbirem działa cuda! Czuję się o niebo lepiej. I pogoda jakby od razu lepsza. Pozytywnie :) A że siły wróciły, więc trzeba to uczcić, naturalnie. Tylko najpierw pozwólcie, że się niezdarnie wygrzebię spod zaspy 4-warstwowych nawilżanych mocno zużytych, delikatnie mówiąc^^.
Ok. Dzisiaj przed Wami klasyczny deserek z kategorii U Grażynki, czyli smacznie za grosik. A przy tym, jak zwykle u mnie, prosto. 1/10 w skali trudności. No, może 100, bo trzeba podgrzać mleko, if you know what I mean ;D Ale efekt smakowy, mmmm. Deluxior jak się patrzy! A ślinka aż cieknie po brodzie wartkim strumieniem, szczodrze zraszając podłogę i przewiązanego u szyi fartucha, niczym jakiś dziurawy ogrodowy wąż. Także trzymajcie w pogotowiu mopa. By the way, rura pod zlewem mi przecieka, chyba coś jest z nią nie tak xP Za tydzień pewnie mnie zaleje, ale kto by się tam tym przejmował. Najważniejsze, że w Lidlu można już kupić kalendarz adwentowy i czekoladowe mikołaje. Czyż nie cudownie, święta tuż tuż ;) Rozkoszujcie się zatem smakiem przedszkolnych podwieczorków, myśląc intensywnie nad wymarzonymi podchoinkowymi prezentami, a ja idę szykować sobie obiadek.

Słodkie łakomczuszki, łączmy się!

Potrzebne składniki:
# 1 szklanka mleka (opcjonalnie może być woda, ale nie będzie stricte tego samego smaku)
# 5-6 łyżeczek kaszy manny (im więcej, tym bardziej gęsta)
# 3 łyżeczki cukru
# 1 starta kostka czekolady (u mnie gorzka)
# szczypta cukru wanilinowego do oprószenia
Mleko wlewacie do rondelka i na małym ogniu doprowadzacie do wrzenia. Dodajecie cukier i zmniejszacie gaz. Wsypujecie kaszkę i od tego momentu cały czas mieszacie aż do zgęstnienia (kilka minut). Zestawiacie z ognia i wsypujecie startą czekoladę. Łączycie. Przekładacie do miseczki i opcjonalnie oprószacie cukrem wanilinowym dla zapachu.

5.10.13

Co w szafie trzeszczy...F&F

Co roku w okolicach końca września lub wraz z początkiem października starannie ostrzę sobie pazurki, wiążę u szyi pokaźny śliniak i z największą przyjemnością zasiadam przy jednoosobowym stoliku w najmodniejszej internetowej kafejce, by z apetytem wgryźć się w najświeższe modowe pyszności, serwowane przez projektantów z całego świata specjalnie dla mnie. Gdy tylko nasycę wygłodniałe oczy tysiącami zdjęć prezentowanych w look-bookach i dokładnie zaplanuję listę najbardziej pożądanych przeze mnie nowości, nadchodzi pora, by sprawdzić jak idealnie leżą na mnie owe wypatrzone fanty.

4.10.13

Kogel - mogel

Jesień pełną gębą, a ja latam po mieście w lekkiej kurteczce. Nic dziwnego więc, że w gardełku zaczyna mnie drapać a palce, gdyby nie zbawienie w postaci długich rękawów, dawno by zaczęły odpadać. Jeden po drugim. O czym ja myślałem, pakując się, że nie zabrałem ze sobą szalika ani rękawiczek. Lato. Lato wszędzie miało być przecież. Cholera niech weźmie te wszystkie pogodynki! Ja tu zamarzam o szóstej rano na przystanku, a je budzi w tej samej chwili szelest banknocików pięknie przelewanych na ich luksusowe konta w zagranicznych bankach. Studentowi zawsze wiatr we wszystko. Trzeba przeżyć; do domu wracam najwcześniej za dwa tygodnie, gdy dziadek będzie miał huczne urodziny. Tak, tak, tak. Świetna okazja, by sobie znowu popiec!!! Zastanawiam się skromnie, co tam dostanę za listę życzeń do spełnienia. Jest okazja, będzie i tort mam nadzieję :D Tym razem wpadłem na pomysł, żeby przygotować menu pod podniebienia seniorów, coś jak ich smaki z młodości, wiecie...Żeby nie było trylionowy raz sernika z łezką i jabłecznika na lanym cieście, z których słynie babcia. Moja kuchnia, moje wypieki. Ma być z pierdolnięciem: tańce i alkohol. A nie herbatka i herbatniki; jeszcze może włączyć jakiś serial i od razu dać im umrzeć? Not a chance! Już ja zadbam o to, by każdy przy wejściu dostał swoją działkę glukozaminy^^ Będzie. Będzie zabawa! Będzie się działo..
Dobra, ale to za kilkanaście dni. Dzisiaj troszkę skromniej :) Podrzucam Wam przepis na coś, co smak ma tak tajemniczy, że ciężko mi go określić. Pozytywny oczywiście, ale nie mam porównania, gdyż to mój pierwszy raz. Na pewno pasują do niego określenia słodkie i kremowe. Kogel - mogel. Skąd ta dziwaczna nazwa nie mam zielonego pojęcia. Bez pieczenia i po studencku. Można dodatkowo wymieszać z łyżeczką kakao lub sokiem z cytryny. Nie mam ani jednego ani drugiego, więc nie powiem Wam czy dobre :)  Jeszcze nie wiem do czego wykorzystam pozostałe białka, ale na pewno się przydadzą. PS. Podobno pomaga na chrypę ;)


Składniki:
# 2 jajka
# 2-3 łyżeczki cukru
Jajka sparzcie wrzątkiem. Żółtka oddzielcie od białka, wbijając je do szklanki. Zasypcie cukrem. Ja dałem trzy łyżeczki, ale wyszło mi trochę za słodkie, więc następnym razem zmniejszę ilość o odrobinę. Wkładacie do szklanki łyżeczkę i energicznie mieszanie przez kilka minut, by wszystko się połączyło i uzyskało kremową konsystencję.



1.10.13

Szybki deser ananasowy


Początek miesiąca, więc będzie na bogato. Szaleję z ananasem. I to w dodatku świeżym. Smakuje o niebo lepiej niż wersja z puszki. Jeśli nie mieliście okazji spróbować, to zachęcam, zachęcam. Śmiało. Jak się oczywiście domyślacie serwuję dziś deserek bez pieczenia. Dziwna odmiana. Wolałbym zupełnie inaczej wykorzystać ten przepyszny owoc, ale cóż.. Gdybym był w domu, zamieniłbym go na ciasto rodem z Gotowych na wszystko, autorstwa boskiej (choć fikcyjnej) mistrzyni w fachu, w którym ja dopiero zaczynam raczkować - Brie Van De Kamp. Ciasto ananasowe "do góry nogami". Dobre. Ale nie martwcie się, na pewno będziecie jeszcze mieli okazję o nim tutaj przeczytać. Uwielbiam ten serial, choć nie śledziłem go od początku. Teraz kiedy znam już koniec, nie specjalnie chce mi się zagłębiać w początkowe wątki. Tak czy inaczej, przepisy serwowane przez Brie zawsze wyglądają perfekcyjnie i wykwintnie. Jak ona sama. By the way...cały czas szukam sprawdzonego przepisu na muffiny ze skórką pomarańczową (z ostatniego sezonu), więc jakby komuś się rzuciło w oczy, to się nie krępujcie.. :)  Wracając do deseru, jeśli nie lubicie ananasa, możecie równie dobrze wykorzystać brzoskwinie, kiwi czy inne takie. Przepis bardzo prosty, żeby nie napisać prostacki xP Ale cóż...świetny na podwieczorek przy komputerze, gdy po całym dniu bycia zajedwabistym (jak to Edzia Górniak kiedyś powiedziała), macie w końcu czas, by pośmiać się z "gwiazduń" na obcasiku, frędzelku czy innym dalmatyńczyku :D Have fun!

Składniki:
# 1/8 oczyszczonego ananasa
# kilka łyżek jogurtu naturalnego
# 2 starte na wiórki kostki czekolady (u mnie gorzka)
Za pomocą blendera lub po prostu nożem rozdrabniacie ananasa do postaci "jeszcze nie" musu. Wkładacie 2 łyżki do szklanki i przekładacie jogurtem naturalnym. I tak aż Wam się skończy owoc. Najwyższa warstwa to kleks z jogurtu, który posypujecie obficie czekoladą.