8.3.14

Ciasteczka pieczone nocą

Piekliście w dzieciństwie ciasteczka dla świętego Mikołaja? Wiecie, tak jak na tych wszystkich amerykańskich filmach pokazują. Zostawiane w zestawie ze szklanką mleka, żeby grubaska utuczyć, by nie dał rady przez komin wyjść z powrotem. Albo ciasteczka z dedykacją dla Waszych szkolnych walentynek od sekretnych wielbicieli? Podobasz mi się. Lubię Cię. Zgadnij od kogo. A może chociaż specjalne ciasteczka w formie prezentu dla wyjątkowych dla Was osób? Przeprośki czy stolatki, zawinięte w celofan i ozdobnie przewiązane kolorową wstążką. Przyznam, że ja też nieszczególnie. W czasach szkoły bardziej myślałem o tym, którego pokemona jeszcze nie mam na półce lub za jaką karteczkę najlepiej się wymienić, by w końcu mieć w segregatorze same pary :) Dopiero niedawno wpadłem za to na pomysł słodkiego obdarowywania ludzi dla mnie ważnych i ważniejszych. Często mam tak wielką ochotę upiec komuś tort z byle powodu. Tak po prostu. Bo jest. Ale zaraz potem odzywa się we mnie głos rozsądku, mówiący, że nikt normalny nie zje ci całej blachy ciasta. Więc zazwyczaj wtedy odwieszam pomysł na szpileczkę i czekam aż nadarzy się okazja. Prawdziwa. Tak było do...hmmm...nie pamiętam kiedy. Zresztą daty nie są istotne. Istotny jest powód. Do momentu, gdy zobaczyłem na Ciasteczkolandii przepis na najlepsze maślane ciasteczka pod Słońcem. Myślicie, że ludzie piszą idealne z dużą dozą przesady? Ja owszem. Dlatego zachowuję dystans aż samemu spróbuję i wtedy oceniam. W tym przypadku nie było mowy o porażce. Ciastka to marzenie, zarówno jeśli chodzi o pracę z nimi jak i smak. Surowa masa jest tak plastyczna, że aż chce się z niej lepić jak z plasteliny. A waniliowy zapach, delikatny maślany posmak i ich kruchość nie pozwolą Wam przejść obok nich obojętnie. Powtarzam, najlepsze :)


Składniki:                              175 stopni/ 8-12 minut
# 175g miękkiego masła
# 200g drobnego cukru do wypieków
# 2 duże jajka
# 400g lub więcej mąki pszennej
# 1 łyżeczka proszku do pieczenia
# 1 łyżeczka soli
# kilka kropel aromatu waniliowego

Miękkie masło utrzyjcie z cukrem na puszystą masę, dodając go w kilku etapach. Następnie wbijcie jajka i aromat i zmiksujcie dokładnie do uzyskania jednolitej masy.
W drugiej misce wymieszajcie mąkę z solą i proszkiem do pieczenia. Suche składniki przesypcie do maślano-jajecznej masy i delikatnie acz pewnym ruchem wymieszajcie najpierw przy użyciu szpatułki a potem ręcznie. Gdy ciasto będzie zbyt mocno się lepić do palców, dosypcie trochę mąki, ale pamiętajcie, że jeśli przedobrzycie, to ciastka wyjdą twarde.
Gotowe ciasto podzielcie na dwie części, z których uformujcie dyski i owinięte folią, umieśćcie w lodówce na minimum 1 godzinę (ja trzymałem nawet 4 godziny, bo w międzyczasie musiałem wyjść na miasto:) .
Po tym czasie wyjmijcie jedną część ciasta, posypcie blat stołu cienko mąką i rozwałkujcie na grubość około pół centymetra. Za pomocą foremek wytnijcie dowolne kształty i przełóżcie je na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. Pieczcie w nagrzanym piekarniku do momentu aż brzegi się delikatnie zezłocą.

1.3.14

Por Favor-es

Tłusta bańka czwartkowej bezkarności bezlitośnie prysła, ale jak dla mnie to marny powód, żeby zacząć odmawiać sobie przyjemności :) Korzystając zatem z trwającego nadal karnawału (i ubierając ulubione spodnie z gumką w pasie xP), postanowiłem strzelić jakiś okazjonalny wypiek. Żeby nie było, że się nie udzielam :P Z przyjemnością więc dzisiaj wstałem i pomaszerowałem do kuchni, w głowie kreując pyszny pomysł. Efekt finalny wywołał uśmiech na twarzach wszystkich. Także siedzimy sobie właśnie w kuchni z mamą i siostrą i plotkujemy, zagryzając każdy łyk pysznej białej kawy chrupiącym chrustem z przepisu mojej babci. Grupowe opychanko. Jest cudnie i jak na razie nikt maniakalnie nie spogląda w lustro, dopatrując się kolejnego wałeczka tłuszczu. Nie ma to jak w domu. Uwielbiam te moje krótkie, raptem kilkudniowe wpady, kiedy nikt nie marnuje czasu na pranie czy prasowanie, a zamiast tego siadamy sobie razem przy stole, przy kawie, przy filmie, przy świeczkach i po prostu jesteśmy. To chyba jakiś wyuzdany fetysz, ale nie ma nic lepszego niż widok poruszających się w mechanicznej mantrze ludzkich szczęk, cichy pomruk zadowolenia, rozmarzony wzrok i ten gest sięgnięcia po kolejny kawałek słodkiego czegokolwiek. Don't stop doing it, por favor! Moje małe guilty pleasure. Chłonę te obrazy niczym sucha skóra regenerujący krem do rąk z dodatkiem masła shea i ekstraktu z rumianka. Chowajcie się, wena przyszła. Będzie soczyście :) Hahaha, żartuję. Nie chce Was zrażać, więc już kończę. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko zaprosić Was do częstowania się. Przepis jest naprawdę rewelacyjny. Babcia ma rękę do wypieków i chyba wiem kto ją po niej odziedziczył <właśnie teraz skromnie wskazuję na siebie brudnym od cukru pudru paluchem>. Wychodzi wielgachny talerz piętrzących się do nieba faworków, no przynajmniej taki był na początku. Teraz po nim zostało już wspomnienie. Także szybciutko, szybciutko :D


Składniki:
# 2 1/2 szklanki mąki pszennej
# 5 żółtek
# 1 łyżka miękkiego masła
# 2 łyżki wódki
# 1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
# 1/2 szklanki kwaśnej śmietany
# szczypta soli
# około 1/2 kg smalcu + 1 litr oleju do smażenia
# dodatkowo: cukier puder do oprószenia

W płaskim garnku lub w dolnej części prodiża postawionej na palniku (nie martwcie się, to bezpieczne) umieśćcie tłuszcz. Niech się nagrzewa.


W międzyczasie do dużej miski przesiejcie mąkę i proszek do pieczenia. Dodajcie masło, żółtka, sól, śmietanę i wódkę, a następnie zagniećcie ciasto (ma być gęste jak na pierogi, jeśli Wam to porównanie coś mówi :). Połączone składniki wybijcie przy użyciu drewnianego berła kuchennego. Oznacza to nic innego jak szaleńcze walenie z całej siły w ciasto do momentu aż pojawią się pęcherzyki powietrza. A tak po ludzku to do czasu, gdy zauważycie rozstępy jak na brzuszku po ciąży :D
Urwijcie mikroskopijnej wielkości fragment ciasta i wrzućcie go na tłuszcz. Jeśli zacznie się smażyć w towarzystwie bąbelków, to znak, że ma odpowiednią temperaturę. Zaczynamy więc smażenie.
Z gotowego ciasta bierzcie kawałek i rozwałkowujcie bardzo, bardzo cieniutko. Najlepiej do momentu aż warstwa ciasta będzie prawie przezroczysta. Im cieńsze, tym bardziej chrupiące. Za pomocą noża tnijcie wzdłuż rozpłaszczonego placka pasy grubości około 3 cm. Potem każdy pas pod skosem na 2-3 części i na każdej części dodatkowo na środku małe nacięcie. Tak przygotowany faworek złapcie za rożek i przewińcie go przez otwór. I tak z pozostałymi. Przygotowane kłaść na rozgrzanym tłuszczu i smażyć na słomkowy kolor z obu stron (około 2 minuty). Przełóżcie na talerz wyłożony papierem kuchennym i posypcie cukrem pudrem. Dopiero teraz zabierzcie się za kolejny kawałek ciasta i postępujcie tak jak poprzednio. To ważne, bo rozwałkowane ciasto nie może czekać. Powodzenia :)