31.7.13

Akcja: What Florence and the Machine gave Us

Jak zapewne wszyscy wiecie, wybieram się już niedługo, bo za niecałe dwa tygodnie (nie mogę się doczekać) na Coke'a. No, prawdę mówiąc, to przede wszystkim (żeby nie mówić tylko i wyłącznie xP) jadę tam po to, aby zobaczyć rewelacyjną Florence Welch i jej wiernych grajków zupełnie na żywo. Poziom ekscytacji i podniecenia nie opada, co więcej nieustannie rośnie, od momentu przełomowego i decydującego, czyli od kupna biletów. Tak, tak, tak. Uwielbiam Flo i jej muzykę. Trafia do mnie stuprocentowo. Co więcej całkowicie ją przetrawiam i wydalam do otoczenia w postaci pozytywnej energii i niezgłębionego entuzjazmu. Nie wyobrażam sobie dnia bez choćby nucenia pod nosem jej piosenek.

Brownie

Poszukiwanie przepisu na najlepsze brownie jest jak poszukiwanie świętego Graala. Zwłaszcza dla Nas, Europejczyków, którzy smaku prawdziwego amerykańskiego wypieku raczej nie mieli okazji poczuć. Czego więc szukać???
Podręcznikowe jest chrupiące z wierzchu, natomiast środek z wyglądu nieco wilgotny i gliniasty - hmmm, nic tylko idealny zakalec (?). Przejrzawszy mnóstwo kulinarnych stron, natknąłem się na dziesiątki przepisów, z których każdy w opisie zapewniał o swojej doskonałości. Rozumiem, o gustach i smakach się nie dyskutuje, ale musi być jakiś wzór przecież. Zabawne, że niektóre z receptur posiadały w składzie proszek do pieczenia :) Dla niewtajemniczonych: mówi się, iż brownie to ciasto czekoladowe, do którego pewna roztargniona amerykańska kura domowa zapomniała dodać właśnie proszku do pieczenia. Stąd specyficzny wygląd niedopieczonego ciasta i oryginalny smak.

29.7.13

Bananowy Zonk

Na początku jestem Wam winien przeprosiny. Zniknąłem bez uprzedzenia na jakiś czas, więc część z Was mogła pomyśleć, że znudziło mi się blogowanie (o, zgrozo!). Nie, nie, absolutnie nic z tych rzeczy. Tak więc jestem z powrotem!! Mocno przepraszam i spieszę wyjaśnić, że to był tylko taki wakacyjny relaks. Bez Internetu. Szukanie inspiracji i nowych smaków, pomyślicie. NIE. Trzeba się było w końcu trzasnąć na mahoń^^  <hahaha>

A propos opalenizny......jeszcze przed wyjazdem naszła mnie ochota na banany. Pyszne, pieczone banany. A że pogoda była (jak zwykle zresztą) "wybitnie" wakacyjna, to o grillowaniu nie było mowy. Więc je do piekarnika. Jest debiut - jest dreszczyk. Jednym słowem: totalna improwizacja. Szczypta kuchennych czarów marów i < pufff>...taki ZONK!!!

Szybki opis
Nazwa: Pieczony z rodziny bananowych
Smak: bezbłędny
Zapach: nieziemski
Wygląd: yyyy, nad tym to trzeba będzie jeszcze popracować, bo wygląda jak kaszanka polana majonezem, lol
Nadzwyczajne umiejętności: potrafi zniknąć w oka mgnieniu
Dodatkowo: +500 do dobrego humoru

Oficjalnie aktualny hit w moim domu!!! Od teraz szczęście smakuje bananowo.


Przygotujcie:
# 2 duże świeże banany
# pół tabliczki białej czekolady
# aromat waniliowy
# aromat rumowy
# 1/2  płaskiej łyżeczki cynamonu
# łyżeczka brązowego cukru
# 1/4 płaskiej łyżeczki gałki muszkatołowej
Banany umyjcie i ułóżcie na kawałku papieru do pieczenia na blaszce. Włóżcie do nagrzanego piekarnika aż do zbrązowienia skórki. Następnie ostrożnie wyjmijcie blachę i przewróćcie banany na drugą stroną. Za pomocą ostrego nożyka natnijcie owoc wzdłuż całej długości i lekko otwórzcie. Zmieszajcie gałkę, cynamon i cukier i posypcie otwartego banana. Włóżcie z powrotem do piekarnika i pieczcie około 15 minut, by cukier się rozpuścił. W międzyczasie rozpuśćcie w mikrofalówce lub kąpieli wodnej białą czekoladę z dodatkiem kilku kropel obu aromatów (troszkę więcej rumowego, będzie smaczniejsze :)
Upieczone banany wykładacie na półmisek i dekorujecie artystycznymi esami-floresami z czekolady.

21.7.13

Przepis na szczęście, czyli muffiny czekoladowe

Kiedy wyszperałem je w Internecie i po raz pierwszy upiekłem, myślałem, że rozpłynę się ze szczęścia. Dosłownie. Były wyrośnięte, pachnące, popękane - tak amerykańskie, że pękałem z dumy. Automatycznie więc trafiły na listę moich ulubionych. Popisowych również ;) Rzadko piekę muffiny, u mnie wolą babeczki. Są bardziej wilgotne i delikatnie. A poza tym można je bezkarnie dekorować pysznymi kremami. Muffinki są inne, bardziej konkretne. I sycące, więc żadnych ozdób nie potrzebują. Niemniej jednak lubię je dodatkowo polać czekoladą (wersja chocolate deluxe^^) czy przyprószyć cukrem pudrem. Dzisiaj pokażę Wam jak przygotować wariant z różanym nadzieniem.


Recepturę na nie zdradziła mi Anka z "Przepisu na życie" (http://przepisnazycie.tvn.pl/kulinarny-blog). Zakochałem się w tym serialu, a że z muffinami łączy mnie coś więcej niż słodkie wnętrze czy amerykańskie korzenie <hahaha, chciałbym xd>, to nie mogłem sobie odmówić przygotowania ich przy najbliższej możliwej okazji. Zapamiętajcie ten przepis, naprawdę warto!
Tak na marginesie dodam jeszcze, że uwielbiam z nimi eksperymentować. Wam też polecam; spróbujcie dodać do środeczka na przykład suszoną żurawinę, konfiturę malinową lub budyń albo wierzch polejcie rozpuszczoną w kąpieli wodnej gorzką czekoladą.
To tyle, a teraz marsz do kuchni!!!

Przepis na 5-6 sztuk:                            200 stopni/ 20 minut
# 150g mąki pszennej
# 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
# 1 jajko
# 40g cukru
# 110ml mleka
# 50g rozpuszczonego masła
# 2 łyżeczki kakao
# 2 łyżeczki startej czekolady
# czekolada (w kawałkach lub nawet całkowicie starta)
# wanilia: odrobina pestek ze środka i kawałek drobno posiekanej laski (ewentualnie można zastąpić aromatem lub ekstraktem waniliowym)
# dodatkowo: marmolada z dzikiej róży i cukier puder
Do jednej (mniejszej) miski przesiewacie mąkę, kakao i proszek do pieczenia i łączycie z cukrem i 2 łyżeczkami startej czekolady. W drugiej (większej) mieszacie ze sobą mleko, jajko, roztopione masło i wanilię. Następnie do mokrych składników wsypujecie te suche, ponownie je przesiewając. Dosypujecie czekoladę w dowolnej postaci.
Po połączeniu wszystkiego napełniacie papilotki do połowy,  potem kładziecie odrobinę marmolady i przykrywacie łyżką ciasta. I do nagrzanego piekarnika :)
!!! Ponieważ te muffiny się raczej nie przyrumienią^^, to przed wyjęciem sprawdźcie suchość środka patyczkiem. Dodatkowo porcja cukru pudru na wierzch.

Brand New Me

Zmiany, zmiany, zmiany!!! W końcu luźniejszy weekend i poszalałem w ustawieniach bloga. Mam nadzieję, że Wam się podoba nowy szablon. Długo nad nim siedziałem i nadal nie do końca jestem pewny czy to wersja oficjalna. Dosłownie jak w sklepie z butami - zbyt duży wybór; więc przygotujcie się na to, że za jakiś czas coś może (mi) się zmienić :D Dobra, to tyle jeśli chodzi o background. Więc dłużej już nie przeszkadzam. Wracajcie do czytania :)

Cynamodowego dnia  ;)

19.7.13

Mrożona kawa

Po pierwsze nie lubię smaku kawy. Kocham za to jej zapach. Niebiański aromat rozchodzący się po całym domu, gdy mama nastawia ekspres w niedzielne przedpołudnie. Cudnie.
Po drugie w ogóle na mnie nie działa. Kofeina - co to jest??? Mogę pić kawę hektolitrami a i tak efektu brak. Dlatego nauczyłem się pić kawę dla przyjemności, przepraszam : nie pić, a delektować się każdym łykiem. Jak prawdziwy barista. A że, jak wspomniałem, smak kawy nie zupełnie do mnie przemawia, to nauczyłem się dodawać do niej przeróżnych różności, dzięki którym urasta do rangi ambrozji^^.
Jednym z takich pomysłów na kawę jest jej mrożona wersja. Dziś czysta klasyka. Z dodatkiem ulubionych lodów. Obłędnie. Chyba nie muszę Was zachęcać...:D

Przepis na jedną szklankę:
# 2 łyżeczki kawy rozpuszczalnej
# 2 łyżeczki zimnej wody
# 2 sporaśne gałki lodów czekoladowych (nie żałujcie sobie :)
# zimne mleko
# opcjonalnie: bita śmietana, cynamon
Do szklanki wsypujecie kawę, zalewacie wodą i mieszacie do rozpuszczenia. Dodajecie lody i zalewacie do pełna zimnym mlekiem. Dla lubiących sobie dogadzać dodatkowo porcja bitej śmietany ma wierzch i szczypta cynamonu.

DIY: SET 4 - bawełniana torba

Pamiętacie obiecaną niespodzianką związaną z koncertem Florence and the Machine w Polsce? Przyznam się, że miała nią być koszulka z logo zespołu. Niestety nigdzie nie udało mi się dostać zwykłego, białego podkoszulka, a wszystkie białe t-shirty, które mam, nie nadawały się na przerobienie. Więc żeby pomysł się nie zmarnował, postanowiłem odświeżyć bawełnianą torbę na zakupy. Może mniej rzucająca się w oczy, ale lepszy rydz niż nic, jak to mówi mój dziadek.
W sumie muszę przyznać, że w takiej formie [mój pomysł] bardziej mi się podoba. A że na zakupy chodzę często...xD Co prawda, nie wiem jak długo przetrwa nadruk. Nie mam też pojęcia czy jest odporny na pranie. Nieważne, niech tylko przeżyje Coke'a; będę wdzięczny :) Z początku był pomysł kupienia specjalnej farby do malowania na tkaninach, ale coś nie pykło i skończyło się na zwykłych...nie uwierzycie...farbkach do malowania po szkle xP Mam ich całkiem pokaźną ilość. I z tego, co pamiętam z dzieciństwa, nie koniecznie chciały się spierać z piżamy (zawsze brało mnie na uprawianie sztuki zaraz po wieczornej kąpieli^^ ). Więc może jest cień szansy, że torba zostanie ze mną dłużej niż jeden wypad do Krakowa.
Na koniec dodam, że niespodzianka okazała się troszkę pracochłonna. Mnie zajęło to w sumie kilka godzin. Ale jestem dumny z efektu :D
obrazek znaleziony w Internecie, który posłużył mi za szablon
Potrzebne materiały:
# bawełniana torba
# czarna farbka do okien (lub profesjonalna do malowania po tkaninach)
# ołówek i gumka
# kilka wykałaczek
# opcjonalnie: folia (koszulka z segregatora)
# kawałek starej szmaty


Metamorfoza step-by-step:
KROK 1 - po wybraniu odpowiedniego szablonu przerysowujecie go ołówkiem na torbę; nie bójcie się częstego wygumkowywania, projekt ma spełniać Wasze oczekiwania a łatwiej pozbyć się śladów ołówka niż farbki

KROK 2 - ostrożnie wyciskacie farbkę na torbę w miejscach wyrysowanych wcześniej ołówkiem (można też farbkę wycisnąć na  foliową koszulkę) i delikatnie rozmieszczacie ją na wyznaczonych miejscach za pomocą wykałaczek. Często zmieniajcie wykałaczkę, bo farbka może w międzyczasie na niej zaschnąć; ubrudzone dłonie wycierajcie w starą szmatę (bądźcie uważni, gdyż palce mogą się ubrudzić farbą i przez przypadek zabrudzić też torbę); pozostawiacie do wyschnięcia

KROK 3 - gdy farbka już wyschnie, sprawdzacie czy całą grafika dobrze się prezentuje i ewentualnie coś pogrubiacie lub uzupełniacie. Ponownie odkładacie do wysuszenia

KROK 4 - po końcowym wysuszeniu wystarczy tylko ostrą krawędzią gumki (np.odcinacie kawałek nożykiem) usuwacie pozostałości ołówka, jeżeli takowe w ogóle występują
Et voila!

17.7.13

Pączuchy

Mmmmm, ach te pączuchy. Rumiane maluchy; wręcz same wskakują do buzi. Jeden za drugim. Nawet nie zorientujecie się kiedy znikną z Waszych talerzy. Powaga. Przyjemnie chrupiące z wierzchu, natomiast mięciutkie w środku. Kolejny dowód potwierdzający czyjąś tam tezę, że małe jest piękne. I smaczne. I uzależniające. I kaloryczne. I...dobra, wystarczy, bo jeszcze Was zniechęcę. A naprawdę warto ich spróbować. Całe szczęście, że nie jestem na żadnej diecie. Chociaż w sumie chciałbym, ale sory - mam tak słabą wolę, że wytrzymuję co najwyżej kilka godzin, lol. Więc nawet zaczynać się nie opłaca . Dzięki Bogu za dobrą przemianę materii. Mam zaiste rewelacyjną perystaltykę, możecie mi zazdrościć Y'ALL :P hahaha :D
Przed Wami wariant beznadzieniowy, bezpieczeniowy i bezmikserowy. Czyż nie brzmi idealnie^^? Nie potrzebujecie niczego z wyjątkiem miski, a jesteście w stanie wyczarować naprawdę świetny podwieczorek. Kto jest "za"? Ja z pewnością. Mogę jeszcze dopisać, że najlepsze są na świeżo, zjedzone w ten sam dzień, ale to bez sensu. I tak znikną w mgnieniu oka.


Na ok.20-25 sztuk potrzebne są:
# 1 serek homogenizowany waniliowy (200g)
# 1 szklanka maki pszennej
# 1 łyżeczka proszku do pieczenia
# 1 łyżeczka cukru
# 1 jajko
# olej do smażenia
# cukier puder do posypania
Wrzucacie wszystko do jednej miski i łączycie tak, aby masa była jednolita. Do garnuszka lub na patelnię wlewacie olej (ok. 5 cm wysokości) i czekacie aż dobrze się nagrzeje. Ciasto w ilości niecałej łyżki stołowej formujecie w zwilżonych wodą dłoniach, by uzyskać kształt kulki. Nie musi być idealna :) ostrożnie wkładacie na rozgrzany tłuszcz. Wszyscy nielubiący się brudzić mogą ciasto po prostu wkładać łyżką (pomagając sobie drugą łyżką). Gdy jedna strona się zarumieni, przewracacie na drugą. Smażycie na złocisty kolor. Wyjmujecie i odsączacie z nadmiaru oleju na ręczniku papierowym. Przekładacie na talerz i oprószacie cukrem pudrem.

16.7.13

Ciasto ucierane z porzeczkami i kruszonką

Ciasta ucierane należą do tych z kategorii "najłatwiejsze". A że ostatnio straszny ze mnie leniuch to troszeczkę sobie odpuszczam (nie martwcie się, niedługo mi przejdzie). Na pomysł z jego przygotowaniem wpadłem w chwili, gdy w lodówce zobaczyłem miskę pełną soczystych czerwonych porzeczek.Cieszę się, że w końcu coś innego niż truskawki. Nie żeby mi się przejadły czy coś, ale zawsze fajnie spróbować czegoś nowego. No więc przyszła pora na porzeczki. Do tego przepisu wpasowały się świetnie, jak wszystkie sezonowe owoce  zresztą. Do popołudniowej kawy będzie idealne :)


Przepis na średnią blachę:                    180 stopni/ ok. 1 godziny
# 4 jajka
# 1,5 szklanki mąki pszennej
# 1 łyżeczka proszku do pieczenia
# 1 szklanka cukru
# paczka cukru wanilinowego (8g)
# 4 łyżki oleju
# 1-1,5 szklanki czerwonej porzeczki
# na kruszonkę:
                       - 3 łyżki margaryny
                       - 3-4 łyżki cukru
                       - 3 łyżki mąki pszennej
Do miski wbijacie całe jajka i ucieracie je za pomocą miksera z dodatkiem cukru i cukru wanilinowego. Następnie dodajecie olej i ponownie łączycie. Przesiewacie mąkę z proszkiem. Dokładnie wszystko miksujecie. Tak przygotowane ciasto wylewacie na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. Przysypujecie świeżymi owocami. W misce po cieście umieszczacie składniki na kruszonkę i łączycie. Gdy będzie się zbyt mocno lepić do rąk, to opcjonalnie można dodać więcej cukru/mąki. Posypujecie ciasto gotową kruszonką. I do nagrzanego piekarnika. Pamiętajcie o suchym patyczku ;)

13.7.13

Les GOFRES

Gofr jaki jest każdy widzi. W ogóle to myślałem, że pisze się "gofer", ale słownik ortograficzny natychmiast wyprowadził mnie z błędu xD Dla przypomnienia fotka z rączki :


Chrupiący, pysznie przyrumieniony na złoto. Słońce na talerzu w tak pochmurny dzień jak dzisiaj. Wcale nie czuć, że wakacje w pełni, więc musiałem coś wymyślić, by sobie o nich przypomnieć. Pogoda kiepściuchna i wszystko wskazuje na to, że przez jakiś czas taka się utrzyma. Nędza. Po prostu nędza. Nie chce mi się wychodzić z domu i najchętniej budowałbym tylko ekskluzywne wille z basenami i różowymi flamingami (tak, pogrywam sobie w The Sims ;), pochrupując przesolone precle.
Udało mi się na szczęście wykrzesać odrobinę entuzjazmu w tak melancholijny i szary dzień i wyszperałem przepis na pyszne goferki^^  Od razu zapachniało jak w jakiejś przydrożnej, nadmorskiej budce, więc automatycznie humor wrócił. Zamknąłem oczy a z radia poleciało Boney M : " Hooray, hooray! It's a holi-holiday..." I jest bajecznie. Hahahaha :)


Przepis na około 10 sztuk:
# 2 szklanki mąki pszennej
# 2 szklanki mleka
# łyżeczka proszku do pieczenia
# 2 jajka
# szczypta soli
# 1/3 szklanki oleju
# łyżka cukru pudru
Oddzielacie żółtka od białek. Białka z dodatkiem soli ubijacie na sztywną pianę. Do miski z żółtkami dodajecie przesianą mąkę, cukier puder, proszek do pieczenia, olej i mleko. Wszystko miksujecie. Na koniec dodajecie pianę z białek i delikatnie łączycie całość.
Tak przygotowane ciasto wylewacie porcjami na blaty gofrownicy.

Moje ulubione wariacje gofrowe: 

Krem kakaowo-orzechowy, banany i bita śmietana
Truskawki z bitą śmietaną i czekoladą

12.7.13

Torcik urodzinowy HUNGER GAMES

I znowu o "Igrzyskach śmierci" :) tym razem na słodko.
Tort urodzinowy w tym stylu zaplanowałem już dawno temu. Niespodzianka dla nastoletniego już (och, jak te dzieci szybko rosną^^) fana serii autorstwa Suzanne Collins - młodszego brata (chyba się ucieszył...xD)

O ile te same ciasta mogę piec kilka razy z rzędu, o tyle każdy tort, jaki przygotowuję, z zasady musi być niepowtarzalny. W końcu pieczony tylko raz do roku :) Tym razem postanowiłem podnieść sobie poprzeczkę. Po raz pierwszy pracowałem z masą cukrową, w dodatku zrobioną samodzielnie w domu. Roboty kupa, ale zobaczyć uśmiech na twarzy dziecka - bezcenne xP hahaha :)
Pobawiłem się również smakami: masę budyniową przełamałem dodatkiem świeżych owoców. Słodkie banany i nieco kwaskowate nektarynki. Lekko egzotyczne połączenie, w każdym razie niecodzienne. Wyszło smacznie, choć według mnie bez fajerwerków. Ot taki biszkopcik. Całe szczęście wszyscy najpierw najedli się oczami i ostatecznie nikt nie narzekał :D
W ocenie babci: Kochanie, to ciasto jest tak słodkie jak ty!   <oh, staph it granny, i'm blushin' xP>

Outside

and Inside


Przepis na biszkopt:                          160-170 stopni/ 35 minut
# 5 jajek
# 3/4 szklanki cukru
# 3/4 szklanki mąki pszennej
# 1/4 szklanki mąki ziemniaczanej
Białka oddzielacie od żółtek i ubijacie na sztywną pianę. Pod koniec ubijania stopniowo dodajecie cukier, za każdym razem dobrze ubijając wsypaną porcję. Następnie wrzucacie po kolei żółtka. I tu taki sam schemat: wpada jedno i ubijacie całość; potem drugie itd. Na koniec wymieszaną wcześniej mąkę przesiewacie do ciasta. Delikatnie wszystko mieszacie.
Tortownicę (u mnie ta mniejsza, ok. 22 cm) wykładacie papierem do pieczenia (tylko dno). Przelewacie ciasto do formy i pieczecie w nagrzanym piekarniku aż do tzn. suchego patyczka. A teraz uwaga: gorący biszkopt wyjmijcie z piekarnika i upuście na podłogę z wysokości ok. 0,5 m. Odstawiacie na bok, by się ostudziło.

***przepis na biszkopt pochodzi  z bloga mojewypieki.com***
Masa budyniowa:
# 1,5 szklanki mleka
# niecałe pół szklanki cukru
# 60g margaryny
# 2 jajka
# 2 łyżki mąki pszennej
# 2,5 łyżki mąki ziemniaczanej
Szklankę mleka zagotowujecie z cukrem i margaryną w wysokim garnuszku. W misce miksujecie pozostałe 0,5 szklanki mleka, jajka i obie mąki. Wlewacie do gorącego mleka. Gotujecie aż do zgęstnienia masy, cały czas energicznie mieszając przy pomocy drewnianej łyżki. Przekładacie do średniej wielkości miski i odstawiacie do ostudzenia.
Następnie miksujecie całość z dodatkiem połowy kostki margaryny. Powinien wyjść aksamitny krem. Dzielicie go na trzy części:
1. łączycie z jednym bananem pokrojonym w ćwiartki
2. łączycie z czterema nektarynkami (obranymi ze skóry i pozbawionymi pestek) pokrojonymi na małe części. Uwaga! Najlepiej po pokrojeniu poczekać chwilę aż zbierze się trochę soku i następnie go zlać, dzięki czemu krem nie zrobi się rzadką breją ;)
3. zostawiacie bez niczego

Przygotowanie tortu: biszkopt dzielicie na trzy równe blaty, nasączacie je odrobiną wody i pierwszy z nich kładziecie na paterze (lub talerzu, na którym będziecie podawać ciasto). Smarujecie masą budyniowo-nektarynkową. Przykrywacie drugim blatem biszkoptowym. Na to kładziecie masę budyniowo-bananową i na niej ląduje kolejny biszkoptowy krążek. Górę i boki smarujecie cienką warstwą "czystego" kremu.
A teraz najgorsze :D czyli masa cukrowa. Najlepiej przygotować ją dzień wcześniej i przechować w lodówce.

Przepis na nią pożyczam z bloga Delimamma.pl :
# 100g pianek marshmallows (użyłem białych, kupionych podczas tygodnia amerykańskiego w Lidlu)
# 250 g cukru pudru
# 1,5 łyżki wody
Pianki rozpuszczacie w kąpieli wodnej. Po kilku minutach dodajecie wodę, a gdy wszystko się połączy wsypujecie połowę porcji cukru. Dokładnie mieszacie. Następnie przekładacie miskę na bok (zdejmujecie z kąpieli) i wsypujecie resztę cukru. Mieszacie wszystko (może być trochę ciężko :)
Masę przekładacie na stół i, posypując od czasu do czasu cukrem pudrem, zagniatacie tak długo aż przestanie się lepić do stołu.
Przygotowaną masę można przełożyć do szczelnego woreczka i przechować w lodówce.
W celu dekoracji ciasta musicie cienko rozwałkować masę, a następnie przekładacie ją na gotowe ciasto. Nadmiar odcinacie nożykiem.

Ja zabawiłem się jeszcze w misterne wycinanie Kosogłosa: pozostałą po odcięciu masę cukrową posypujecie kakao (dla widocznego efektu), ponownie wałkujecie i wycinacie postać (użyłem szablonu wcześniej wyciętego z tektury).

Ufffffff, koniec. Przyznacie, że pracochłonne. Ale takie tortury to ja wprost uwielbiam^^

11.7.13

Budynioffee

Na pewno kojarzycie to ciasto. Po internetach krąży pod jakże nieadekwatną nazwą 3-BIT. Nieadekwatną, gdyż w smaku wcale nie przypomina mi popularnego batonika. Stąd moja inwencja i proszę - nazwa konkretna: słodkie łakomczuszki wiedzą, co jedzą, haha :)

W ogóle ciasto bez pieczenia to dla mnie nie ciasto. No, co najwyżej pół-ciasto. Lubię zaglądać do piekarnika, obserwując jak tworzy się kolejne cudo <skromniś> a takie słodkości jak ta odbierają mi tę przyjemność. Niemniej jednak wytwór niczego sobie. Przygotowałem je jeszcze w roku akademickim na urodzinowe party ze znajomymi, którzy koniecznie chcieli spróbować czegoś mojego. A że w mieszkaniu akurat nie było działającego piekarnika (o, zgrozo!), to trzeba było wymyślić coś innego. I tak powstało budynioffee, czyli porządna porcja bitej śmietany, budyniu i toffee. Powiem Wam, że najbardziej smakował mi kawałek, który przeleżał całą noc na talerzu i zjadłem go dopiero na kacu, lol.
Studentom smakowało, więc liczę na to, iż Wy też nie pogardzicie. Ździebko pracochłonne i czasochłonne, zwłaszcza, gdy sami gotujecie mleko na karmel, ale czas spędzony w kuchni to dla mnie czysty relaks.

Superior quality, wiem, ale wtedy to już każdemu się rozmazywało xP

Na moją mniejszą blaszkę (21x25) potrzebowałem:
# 2 paczki herbatników petit beurre (najlepsze według mnie są Bonitki z Biedronki)
# 1 puszka mleka skondensowanego słodzonego (polecam te z Gostynia) lub gotowego kajmaku
# tabliczka gorzkiej czekolady
# ok. 300-350 ml śmietany 30%
# łyżka cukru pudru
# na masę budyniową:
   - 2 szklanki mleka
   - 0,5 szklanki cukru
   - 3 jajka
   - 85 g masła
   - 3 1/3 łyżki mąki ziemniaczanej
   - 2 2/3 łyżki mąki pszennej

Blaszkę wykładacie papierem do pieczenia. Na dno wykładacie pierwszą warstwę herbatników.

Wersja z kajmakiem: podgrzewacie kajmak w garnuszku na małym ogniu cały czas mieszając. Gorący wylewacie na herbatniki, wyrównujecie i przykrywacie kolejną warstwą herbatników.
Wersja z mlekiem skondensowanym: puszkę mleka umieszczacie w wysokim garnuszku; zalewacie wodą tak, aby cała puszka była w niej zanurzona. Gotujecie pod przykryciem przez 2,5-3 godziny. Gorący wylewacie na herbatniki, wyrównujecie i przykrywacie kolejną warstwą herbatników.

Przygotowujecie masę budyniową: 1,5 szklanki mleka zagotowujecie z cukrem i masłem. Pozostałe 0,5 szklanki mleka łączycie z jajkami i mąką za pomocą miksera. Wlewacie do gorącego mleka i gotujecie przez 1-2 minuty, cały czas mieszając. Tak przygotowany budyń wylewacie na herbatniki i przykrywacie następną warstwą herbatników.
Blaszkę owijacie szczelnie folią (lub wkładacie do siatki) i schładzacie całość w lodówce, najlepiej na całą noc, by herbatniki odpowiednio zmiękły.
Po wyjęciu z lodówki, odwijacie ciasto z folii. Ubijacie śmietanę z dodatkiem cukru pudru. Wykładacie równomiernie na herbatniki. Całość przykrywacie solidną warstwą startej czekolady.

Smakowitego dnia!

*** Przepis zaczerpnięty z mojej kulinarnej biblii, czyli bloga mojewypieki.com. Kolejny, wiem. Ale jest nieziemsko pyszny, więc jeszcze nie raz o nim wspomnę, obiecuję ;)

DIY: SET 3 - ozdobne pudełko

Jeszcze kilka lat temu, kiedy mania na punkcie Harry'ego Pottera sięgała zenitu, uwielbiałem przenosić różne magiczne przedmioty znalezione na kartach powieści do świata rzeczywistego. Jako ogromny fan serii byłem dumny, że potrafię sam skonstruować, wystrugać, wyszyć czy skompletować wiele rzeczy. Do dziś na mojej szafie leży Nimbus 2001, gdzieś obok kurzy się stara tiara a na biurku, pośród długopisów i  kredek błyszczy się różdżka. O, tak :) wspomnienia wracają...
Jestem stuprocentowo pewny, że wierny książkom i postaciom stworzonym przez J.K.Rowling będę do końca życia. Niemniej jednak ta panująca wokół cisza prowokuje do tego, by dać się zaczarować bohaterom jakiejś innej sagi.

Dosyć sceptycznie więc, nieustannie w sercu nosząc magiczny świat Rowling^^, sięgnąłem po ''Igrzyska śmierci". Jak na razie skończyło się na filmowej wersji powieści. Boję się czy książka nie zmieni mojego zdania, gdyż ekranizacja zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Byłem pozytywnie zaskoczony, wręcz oszołomiony i głodny kolejnych treści. Z niecierpliwością czekam więc na jesienną premierę "W pierścieniu ognia", a wolny czas umilam sobie wymyślnymi pracami ręcznymi. Oto efekt, czyli jak z pudełka po butach zrobić ozdobne pudełko na przeróżne rozmaitości.

Gotowe pudełko

Szablon z kartonu
Potrzebne materiały:
# pudełko po butach
# złoty spray
# klej w sztyfcie
# czarny matowy papier (wycinanki)
# tektura
# kawałek kartonu
# nożyk
# czarny marker
# stare gazety

 Metamorfoza step-by-step
:
KROK 1 - zacznijcie od wieka pudełka; połóżcie je na rozłożonych gazetach i dokładnie pokryjcie złotą farbą w spray'u

KROK 2 - dolną część pudełka wyklejacie czarnym papierem metodą wydzierania (trochę pracochłonne)

KROK 3 - na kawałku kartonu rysujecie kształt broszki z Kosogłosem; szablon łatwo znaleźć w Internecie (leniuchy mogą go po prostu wydrukować i odrysować). Ostrożnie wycinacie nożykiem i dokładnie zamalowujecie markerem na czarno

KROK 4 - z tektury wycinacie literki (dowolny tekst; u mnie po prostu HUNGER GAMES), które następnie również pokrywacie złotą farbą. UWAGA! literki są lekkie i pod wpływem powietrza z aerozolu uciekają przed farbą. Zostawiacie do wyschnięcia

KROK 5 - czas połączyć wszystkie elementy: czarny szablon z kartonu przyklejacie zwykłym klejem na środku wieka pokrytego złotym spray'em. Literki natomiast doklejacie po bokach pudełka.
Et voila!

9.7.13

DIY: SET 2 - t-shirt jednokolorowy

Nudny, nijaki, ten też; nędza....i znowu nie mam się w co ubrać. Taaaak, dramat codziennej egzystencji. Też macie ten problem???
Już dawno wyrosłem z noszenia koszulek, zwłaszcza tych z dzikimi, barwnymi printami. Leżą więc w szafie a jedyne żywe stworzenia, które się nimi interesują to mole. Mam ich dziesiątki - jakże zacne pamiątki po okresie gimbazjum. I co z nimi zrobić? Przecież wszystkich nie wyrzucę!!!
Dobra, robię research.
Zacząłem układać kupki. Pierwsza - znośne, jeszcze założę. Druga - będą do spania. Trzecia - do niczego, więc out w trybie natychmiastowym. I czwarta - coś można jeszcze z tymi szmatami zrobić.
Myślę więc. Jak sprawić, by zyskały w moich oczach. Coś doszyć, wyszyć, obciąć, przefarbować....hmmmmmm. OBJAWIENIE.

Pamiętacie koszulkę, którą upolowałem na wyprzedaży? Miała fajną kieszonkę w kontrastowym kolorze, która to tak naprawdę przykuła mój wzrok. Genius!!!
Głosem Fineasza: Już wiem, co będę dzisiaj robił.

Metamorfoza step-by-step:
KROK 1 - z tektury wytnijcie pożądanej wielkości wzór kieszonki

KROK 2 - znajdźcie materiał pasujący do t-shirtu, który chcecie przerobić (u mnie była nim inna koszulka).

Małe podpowiedzi:
~ do bieli pasuje wszystko
~ łączcie pastel z pastelą
~ mocny kolor fajnie wygląda z jaśniejszym odcieniem
~ nie bójcie się fajnych, barwnych wzorów; spróbujcie czegoś ekstra np. zwierzęce paski czy cętki, moro (wojskowy - w tym sezonie bardzo modny). Niby mała kieszonka, a może sprawić, że znajdzie się w centrum uwagi.

KROK 3 - wycinacie na znalezionym materiale odrysowany wcześniej kształt kieszonki, zostawiając z każdej strony po 1-1,5 cm na podłożenie (zagięcie materiału, by się nie pruł )

KROK 4 - wycięty i podłożony materiał przypinacie szpilkami do Waszego t-shirtu

KROK 5 - przyszywacie kieszonkę ręcznie lub obszywacie ją na maszynie
                            Et voila!

****
I jeszcze jeden pomysł na szybką zmianę. Od jakiegoś czasu bowiem podobają mi się koszulki bez rękawów. Nie nosiłem ich wcześniej, bo czułem się zbyt nago, a poza tym wcale nie było czym się pochwalić, gdyż bica brak. Jest jednak lato i chcąc nie chcąc się do nich przekonałem. Są rewelacyjnym rozwiązaniem na upalne dni. Aby je zrobić, wystarczy po prostu w odpowiednich miejscach obciąć t-shirt. Mega łatwa sprawa, więc nie będę Wam tego opisywał. Wystarczy, że zerkniecie na zdjęcie:

Narysujcie ołówkiem zarys podkoszulki i po prostu tnijcie :)
 

Budyń babuni

Postanowiłem jakoś wykorzystać te żółtka, które zostały po niedzielnej bezie. Miałem wielką ochotę na crème brûlée, ale niestety gdzieś mi się zapodział palnik xd (a cukier sam się nie skarmelizuje, niestety)
Więc myślę, co by tu innego przygotować. Tak na szybciocha. I wymyśliłem: dzisiaj ugotuję budyń; taki prawdziwy, domowej roboty, z ziarenkami wanilii. Szperam, szperam....i jest :)

Przepis tak zajebisty, że od nadmiaru ślinotoku zamoczyła się karteczka z recepturą, haha :D just kiddin'
Najlepszy, jaki jadłem. Do tych z paczki nie ma porównania. Delikatny, rozpływający się w ustach; mnie najbardziej smakuje jeszcze ciepły polany sokiem z malin zrobionym przez mamę. Yuuummmmmy !!!


Przepis na 5 sporawych porcji:
# 1 litr mleka
# 2 łyżki masła
# opakowanie cukru wanilinowego (16g)
# 6 łyżeczek cukru pudru
# ziarenka z jednej laski wanilii
# 4 łyżki mąki ziemniaczanej
# 4 żółtka
Odmierzacie szklankę mleka i wlewacie ją do średniej wielkości miski. Resztę mleka zagotowujecie z masłem, cukrami i wanilią w dużym garnku z podwójnym dnem (żeby się nie przypaliło).
Do miski dodajecie żółtka i mąkę. Miksujecie aż do połączenia się składników. Następnie zawartość wlewacie do gotującego się mleka, cały czas mieszając wszystko drewnianą łyżką. Zmniejszacie płomień na kuchence i nadal mieszacie do ponownego zagotowania. Budyń powinien wyjść aksamitny, nie za gęsty.

Tak przygotowany budyń przelewacie do opłukanych zimną wodą miseczek.

7.7.13

Królowa Pavlova

Moja pierwsza pavlova EVER - zarówno pieczona jak i smakowana. Nie powiem, nerwy były. Nie wiedziałem czy odpowiednio wyrośnie, czy przypadkiem przez noc mi nie opadnie, czy będzie delikatna w środku a krucha z wierzchu. Lubię, gdy wszystko wychodzi za pierwszym razem, tak idealnie. I muszę przyznać, że mnie nie zawiodła :) dlatego właśnie postanowiłem nadać jej królewski tytuł. Zasłużyła na niego w pełni.
Jeszcze nigdy nie widziałem tak ogromnej bezy. Jak Bezilla albo bezowy King Kong. Beza nad bezami - taka królowa-matka, z jakiegoś Zasiedmniochmurogrodu xP. Jest dosłownie niesamowita!


Kaloryczna bombka, wiem. Ale jak tu się nie skusić: słoneczne niedzielne przedpołudnie, ogród, kawa w ulubionym kubku...mmmm, trzy kawałki, czujecie to?!?! Pokutować za tę rozpustę będę pewnie jeszcze długo, ale było warto.



Składniki na bezę:
# 4 białka
# 1 szklanka plus 1 łyżka drobnego cukru do wypieków*
# niecała łyżeczka soku z cytryny
# kopiasta łyżeczka mąki ziemniaczanej
# szczypta soli

Na początku nastawcie piekarnik na 180 stopni. Niech się nagrzewa a Wy w tym czasie przygotujcie bezę.

W dużej misce umieszczacie białka oddzielone od żółtek i dodajecie do nich szczyptę soli. Ubijacie tak długo aż piana będzie sztywna. Następnie stopniowo (to ważne!),  łyżka po łyżce wsypujecie cukier. I dalej ubijacie. Na koniec dodajecie sok z cytryny oraz przesianą mąkę. Delikatnie wszystko łączycie.

Na płaskiej blaszce wykładacie kawałek papieru do pieczenia. Żeby było łatwiej, narysujcie na nim okrąg wielkości dużego talerza (ok 22 cm). Następnie przełóżcie pianę na wyrysowany okrąg; zróbcie to w miarę równo, wygładzając boki ku górze. Ma powstać sporawa chmurka.
Tak przygotowaną bezę wkładacie do nagrzanego piekarnika. Po 5 minutach zmniejszacie temperaturę do 140 stopni i dalej pieczecie przez 1,5 godziny. Po tym czasie wyłączacie piekarnik i uchylając drzwiczki studzicie bezę, najlepiej przez całą noc.




* nie musicie specjalnie kupować drobnego cukru; wystarczy odmierzoną porcję zwykłego cukru kryształu nieco rozetrzeć w blenderze (zawsze tak robię). Drobny cukier po prostu łatwiej i szybciej się rozpuszcza.

Bita śmietana:
# 1 duże opakowanie śmietany 30%
# 1 łyżka cukru pudru
# opcjonalnie proszek typu Śmietanfix
W misce ubijacie śmietanę mikserem na średnich obrotach. Pod koniec ubijania dodajecie cukier puder i ewentualnie Śmietanfix. Łączycie.
!!! Pamiętajcie, aby bezę udekorować śmietaną dopiero przed podaniem

Sos truskawkowy:
# pół kilograma świeżych truskawek
# 2 łyżki soku z cytryny
# 2 kopiaste łyżeczki mąki ziemniaczanej
# 1 kopiasta łyżeczka cukru pudru
# 3 łyżki wody
Odkładacie na bok 5 dużych truskawek. Resztę zgniatacie widelcem lub miksujecie w blenderze. Przekładacie do garnuszka i podgrzewacie aż do zagotowania. Dodajecie sok z cytryny. Dalej podgrzewacie. W małym słoiczku mieszacie mąkę, cukier puder i wodę. Energicznie wytrząsacie a następnie powoli dodajecie do truskawek, cały czas mieszając. Powinno ładnie zgęstnieć. Odstawiacie do całkowitego wystudzenia. Przed podaniem wkrajacie odłożone uprzednio truskawki.
Sos wyjdzie kwaskowaty, tak dla kontrastu.

Przepis na bezę inspirowany tym z bloga mojewypieki.com

4.7.13

DIY: SET 1 - espadryle

Od dawna chciałem posiadać w swojej garderobie parę espadryli. Sandałów nie noszę (o, zgrozo!), a w pełnych butach nogi strasznie się męczą.Więc szukałem. Szukałem na aukcjach internetowych, na bazarkach, w sklepach obuwniczych - nic. Nigdzie nie można było ich dostać. Oczywiście o męskim modelu mówię, bo jak na złość, to damskich jest wszędzie od cholery (bez urazy dziewczęta ;).
I w końcu znalazłem. Jakiś czas temu w supermarkecie na odzieżowym. Dwie dychy. Myślę sobie: spoko pieniądz. To biorę, mierzę. Okey. Decyzja podjęta: "czerwone poproszę!".
Nie lubię nudnych kolorów, a poza tym chciałem wprowadzić do swojej szafy trochę barw, a nie ciągle ta czarno-granatowa klasyka. No to mam. Cieszę się jak jakiś Kopciuszek ;)

Ubrałem dosłownie raz...może dwa; no na bank trzy to był max. Wystarczyło. Marketowa jakość dała o sobie znać. Materiał poblakł, wyciągnął się. Więc zrobiło mi się smutno. I odłożyłem je w kąt.

Aż tu niedawno przyszła mi do głowy rewelacyjna myśl - weź je chłopcze przerób! Pomysły masz, materiałów w domu pełno. Dobra. No więc je ciach-ciach-ciach <nie wiedziałem jaki dźwięk dać igle przy szyciu xp>. Et voila!

BEFORE:
Paint Master xd
AND AFTER:

While beachin'

Profilowe ^^
Metamorfoza step-by-step:
KROK 1 - musicie podjąć decyzję jakie kolory pasują do Waszych butów (są wakacje, więc poszedłem w klimaty marynarskie - biały i niebieski)

KROK 2 - pomysł na wzór. Dziewczyny mają trochę łatwiej, bo wystarczą cekiny albo ćwieki. Ja wpadłem na pomysł przeszycia włóczką - idealnie komponuje się z płóciennym materiałem (so vintage :P)

KROK 3 - Igła cerówka z dużym oczkiem. I do roboty! Na obrzeżach świetnie wygląda ścieg dziergany*. Paski to już łatwizna. Pamiętajcie o supełkach. Polecam na końcu je podkleić od wewnętrznej strony klejem do butów. Dłużej wtedy przetrzymają - ale uważajcie, żeby nie powstały brzydkie plamy. Lepiej kleić do podeszwy.

* Ścieg dziergany – tu znajdziecie podpowiedź jak go zrobić:
                       http://instrukcyjny-swiat-marci.blog.onet.pl/2008/03/28/sciegi/

3.7.13

Truskawkowy napój mleczny

No w końcu wyszło jakieś słońce!!! Świetnie, czas więc na pyszne, przyjemnie zimne pićku.

Kiedyś owocowe napoje mleczne robiłem na bazie herbatek w granulkach lub kakao; całe szczęście, że  sezon na owocki w pełni. Nie trzeba ratować się chemią, by się przyjemnie schłodzić od środka. Bajecznie smaczny, bajecznie prosty. Na razie truskawki, ale później na pewno spróbuję z jagodami i malinami, koniecznie.

  Przepis na jedną wysoką szklankę:
# kilka świeżych truskawek (6-7 wystarczy)
# zimne mleko
# cukier

Trzy truskawki trzeba wcześniej włożyć do zamrażarki na około godzinę (żeby zdążył się zmrozić). Przydadzą się później jako smaczny odpowiednik kostki lodu schładzający napój.

3-4 truskawki kroicie na kawałki i zasypujecie cukrem (1-1,5 łyżki). Co jakiś czas trzeba je zamieszać, by puściły dużo soku. Sok zlewacie do wysokiej szklanki, a pozostałe truskawki możecie zjeść :)
Dopełniacie zimnym mlekiem do 4/5 szklanki. Na koniec wrzucacie zamrożone truskawki. Mieszacie słomką.

Wakacyjne shoppingi

Wyprzedaż, o tak...moje ulubione słowo na wu, zaraz po wino i wakacje :D
Ten, kto wymyślił centra handlowe, zasługuje na Nobla.Na Nobla w dziedzinie...yyy...nie wiem jakiej, ale na pewno zasługuje. Może być ekonomiczna, w końcu chodzi o wydawanie kasy :P
Tyle szczęścia w jednym miejscu. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię łazić po sklepach, przeglądać rzeczy na wieszakach i wybierać z nich te, które kompletnie do mnie nie pasują, a potem robić sobie szaloną sesyjkę w przymierzalni, just for fun :)
Nie wiem co, ale coś te cholerne półki w sobie mają, że automatycznie poprawiają mi nastrój (potwierdzone naukowo^^). Czy to ten zapach nowości? Relaksująca muzyczka? Możliwość przymierzania nawet tych ciuchów, na które teoretycznie mnie nie stać? A może wielki czerwony szyld z napisem PROMOCJA??? Tak, tak, tak. Cokolwiek to jest - zdecydowanie na mnie działa. Nic nie poradzę, dobra zniżka nie jest zła. Tak więc, ulegnąwszy po raz setny bądź tysięczny presji czerwonych metek, poszedłem się uszczęśliwić.
Na tegorocznych letnich wyprzedażach moja niedomykająca się szafa wzbogaciła się o wybitnie wakacyjne fanty: wszystko z myślą o sierpniowym Coke'u. Nie mogę się już doczekać aż Florence zobaczy moją festiwalową niespodziankę - szykuję dla niej coś specjalnego; zobaczymy czy się uda. Na razie jednak musi Wam wystarczyć to:

Upolować mi się udało koszulkę bez rękawów z H&M, burgundowe (wiem, nie widać, ale uwierzcie na słowo) szorty również z H&M oraz białe trampki (wyszperane na allegro).

I na koniec najważniejsze przesłanie. Cytując piękną B. : Whoever said money doesn't buy happiness, didn't know where to shop. I nikt mi nie wmówi, że czuć tu jakimś zakupoholizmem. Także nie przejmujcie się, tylko biegnijcie do sklepu - po szczęście xd

2.7.13

Dekorowane puszyste babeczki waniliowe (najlepsze)

Idealne! - mam taki zwyczaj zapisywania sobie pod każdym wypróbowanym przepisem krótki komentarz. Są to moje odczucia po spróbowaniu tego czegoś po raz pierwszy - osobiste, często zbyt krytyczne jak się później okazuje. Ale w przypadku tych maleństw wszyscy byliśmy zgodni: z ust całej rodziny posypały się komplementy - aż mi normalnie było głupio :P Nie żebym nie lubił pochwał. Wręcz przeciwnie, często sam je na nich wymuszam. Trzeba jakoś swoje próżne ego łechtać ^^


To podobno najlepsze babeczki, jakie udało mi się dotąd upiec...więc czym prędzej się nimi z Wami dzielę. Mega długo szukałem tego właściwego, najlepszego i idealnego smaku - i się udało. Maluchy są lekkie i puszyste, nie za słodkie, więc jak najbardziej można pofantazjować podczas dekorowania ( btw. najlepszy etap produkcji). Na zdjęciu wariacje z kremem budyniowo-maślanym. Oceńcie sami.

Na babeczki przygotujcie :
                                                                    170 stopni / ok. 20 minut
# 1,5 szklanki mąki pszennej
# 50g masła lub margaryny
# 1 szklanka drobnego cukru
# 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
# 2 łyżki oleju
# 2 jajka
# 0,5 szklanki mleka
# ziarenka z połowy laski wanilii
# szczypta soli

----->WSZYSTKIE SKŁADNIKI POWINNY BYĆ W TEMPERATURZE POKOJOWEJ-to bardzo ważne. Najlepiej je po prostu wcześniej wyjąć z lodówki (patrz: masło, jajka, mleko)

W dużej misce ucieracie mikserem masło z olejem na gładką masę. Następnie (najlepiej porcjami) wsypujecie cukier, cały czas miksując. Wbijacie po jednym jajku i dokładnie ucieracie całość.
Do osobnej miski przesiewacie mąkę, proszek do pieczenia i sól.
A teraz do początkowej masy maślanej dodawać musicie na zmianę: najpierw porcję mąki, potem porcję mleka z wanilią aż do uzyskania gładkiej masy. Ciastem napełnić papilotki do 3/4. I do nagrzanego piekarnika  :)
Pamiętajcie o "suchym patyczku".

Przepis na krem:
# kostka margaryny (250g)
# 1 szklanka cukru pudru
# 4 łyżki maki ziemniaczanej
# 1 szklanka mleka

Do połowy szklanki mleka dodajecie mąkę i dokładnie mieszacie. Drugą połowę szklanki mleka wlewacie do garnuszka i podgrzewacie. Gdy się zagotuje, należy wlać mleczno-mączną miksturę, zmniejszyć palnik i energicznie mieszać. Powinna powstać gęsta masa. Odstawiacie do ostudzenia.
W misce ucieracie masło z cukrem pudrem aż do lekkości. Następnie za pomocą miksera dodajecie partiami ostudzony budyń. Całość dokładnie łączycie.

*jak ktoś posiada, to można pobawić się barwnikami. Wystarczy niewielką ilość wmieszać w krem.

1.7.13

Bananowy chlebek

Już nigdy nie wyrzucę zbyt dojrzałego banana do kosza, nigdy! Jest dużo lepszy sposób, by się go "pozbyć". I w dodatku zajebiście smaczny, haha :D


Banana bread to klasyka kuchni amerykańskiej. Każda szanująca się housewife potrafiłaby wyrecytować przepis na to cudo nawet obudzona w środku nocy. Brakuje mi do tego zacnego tytułu jeszcze trochę, tak o tyle <pokazuję palcami xd>, ale myślę, że sprostałbym takiemu zadaniu bez problemu ^^

Dom pachnący bananami i wanilią to istna aromaterapia. Uwierzcie na słowo. A teraz bierzcie przepis i marsz do kuchni. Poprawcie humor wszystkim, którzy narzekają na wakacyjną pogodę :)

Będą Wam potrzebne:                            175 stopni / 50minut
# 3 dojrzałe banany
# 1/3 szklanki oleju
# 1/2 szklanki cukru
# 1 jajko
# ziarenka z połowy laski wanilii
# 1 łyżeczka sody oczyszczonej
# szczypta soli
# 1,5 szklanki mąki pszennej

W misce rozgniatacie banany, dodajecie olej i mieszacie. Łączycie z cukrem, ziarnkami wanilii a następnie z roztrzepanym jajkiem. Do oddzielnej miski przesiewacie mąkę, sól i sodę. Łączycie zawartość obu misek, dodając suche do mokrych.
Przekładacie całość do keksówki (u mnie 10x22 cm) wyłożonej papierem do pieczenia. I do nagrzanego piekarnika :)
Pamiętajcie, że piec trzeba do tzn. suchego patyczka.

*opcjonalnie można dodać posiekanych orzechów włoskich, rodzynek, kawałków czekolady czy innych pyszności - jak kto lubi (osobiście zawsze klasyka, najpyszniejsza)

3..2..1..Start!

Taa-da-aa-m! No, w końcu się udało. Witajcie na moim blogu :)

Nie będę się rozpisywał o tym, jak to prowadzenie bloga od zawsze było moim marzeniem. Nie :) pomysł przyszedł stosunkowo niedawno. No, może w głowie siedział już jakiś czas, ale konkrety zaprzątają mi głowę przez ostatnie miesiące. I wierzcie, pomysłów zebrało się mnóstwo!

Najgorzej było zadecydować, czym to konkretnie będę wasze oczy i mózgi zaskakiwał, czym wasze serducha podbijał i przede wszystkim, za pomocą czego sprawię, że będziecie chcieli tu kolejny raz wpaść. I stwierdziłem, że nie ma co się ograniczać :) Będzie to taki dziennik, pamiętnik, do którego dostęp będziecie mieć Wy, zarówno modożercy jak i wielbiciele wszystkiego, co słodkie na tym świecie. Innymi słowy  Y'ALL PEOPLE!!
Mam nadzieję, że nie raz Was zaskoczę

Pysznej lektury