9.5.15

Ciasto z kuskusem i powidłami

Wierzycie w miłość od pierwszego wejrzenia? Cóż, ja nie. To zbyt banalne. A poza tym szacunek do własnej osoby i te gorsze doświadczenia na polu bitwy po prostu automatycznie zabraniają sercu na takie szybkie akcje - nie można przecież oddawać się tak w ciemno byle komu. Pierwsze razy bywają zdradliwe, a ja jako osoba oceniająca wszystko i wszystkich w mgnieniu oka, prawdę Wam powiem! Wierzcie lub nie, nie raz takie podejście okazało się totalnym błędem, który trzeba było leczyć słonymi łzami i podwójną porcją lodów waniliowych z popcornową kruszonką. Każdemu się zdarza. Dla odmiany natomiast nie wierzę w przypadki. Wszystko ma znaczenie. I mimo, iż najbardziej w ludziach pociągają mnie ich oczy, to czyste szaleństwo na ich punkcie zaczyna się u mnie dopiero po trzecim wejrzeniu.
I to nie takim byle jakim, całkiem zwykłym, dwusekundowym, pustym rzutem lecz intensywnym i pełnym nadziei jak w twórczości Gardella. Musi zaiskrzyć. A jak ktoś wtedy podejdzie, cytując klasyka, serce suche jak pergamin w książkach, które tak często przeglądam okazuje się być tym, dzięki czemu płonę jak czarownica na stosie. Fire meet gasoline.

Wiecie, ostatnimi czasy jakoś tak rzadziej narzekam na bolący bardziej niż odleżyny spokój i starczą stagnację. Nie wyleguję się nadmiernie na materacu, rozmyślając nad tym czy pingwiny mają kolana i dlaczego UFO atakuje tylko i wyłącznie Amerykę :) Sporo się przez ostatni miesiąc zdarzyło. Nie macie o tym pojęcia (w większości), gdyż co tu dużo mówić - do klawiatury było za daleko. I mimo zjawiskowych wypieków wielkanocnych, świetnych urodzin, długaśnego pobytu w domu, mnóstwa koncertów, chwilowego powrotu do mojego ukochanego Krakowa etc. wena nie atakowała mnie w swoim drapieżnym stylu jak to zwykle bywa, gdy właśnie coś się dzieje. Poza tym niecierpliwie czekałem na nowego smartfona i w ogóle wszystko tylko nie blog. A teraz w dodatku mi odbija, więc nie mogę się skupić nawet na myciu zębów :) Stwierdziłem jednak w końcu, że czas się odezwać. Nie możecie przecież w nieskończoność przeglądać archiwum, pfff. Nawet najbardziej gorliwym szybciutko się to znudzi i przeskoczą na bezużyteczną :) Zatem zwolennicy zdrowego żywienia i wielbicielki wszystkiego, co fioletowe, odświeżajcie strony. Nadchodzi kuskus jakiego jeszcze nie znaliście!!


Ciasto to chodziło mi po głowie już dawno temu. Ale jak to zwykle ze mną bywa, wszystko odkrywam na nowo po czasie. Pamiętam szał na kaszę jaglaną i fikuśne produkcje z kuskusem w roli głównej. Nie dałem się jednak wtedy temu, że tak to nazwę, kulinarnemu trendowi. Mam swój styl i dobrze wiem, co i kiedy najlepiej do mnie pasuje i mnie wyraża. Przepis jednak okazał się na tyle studencki, że nie było zmiłuj. Musiałem Wam go w końcu opchnąć. Tu i teraz. Wbrew pozorom wcale nie jest mdłe ani zakalcowate. Wyczuwalny posmak kuskusa nie psuje wypieku, ponieważ sok z cytryny i owocowe powidła dodają mu tego ciekawego charakteru i wilgotności placka drożdżowego. Porcja wyszła stosunkowo niewielka, zatem przy moim apetycie i wianuszku miłych buź do obdarowania kawałkiem starczy najwyżej do jutrzejszego popołudnia. Cieszę się, że jestem z powrotem. Inspirujecie!

Bazowałem na przepisie znalezionym o tutaj.

Składniki:                                   160 stopni/ 35 minut
# 3/4 szklanki kaszy kuskus
# 1/2 szklanki gorącego mleka
# 3 łyżki wrzątku
# nieco ponad 1/2 szklanki cukru
# 1 1/4 szklanki mąki pszennej
# 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
# szczypta soli
# 2 jajka
# sok z 1 cytryny
# mniej niż 1/2 szklanki oleju
# mały słoiczek powideł śliwkowych (ok.100g) lub 250g świeżych owoców*

Do dużej miski wsypcie kuskus i zalejcie go gorącym mlekiem z wodą, zostawcie do napęcznienia (ok. 10 minut). Po tym czasie wymieszajcie kaszę z cukrem, a następnie zmiksujcie z jajkami i sokiem z cytryny. Potem dodajcie mąkę, proszek do pieczenia i sól. Powtórnie zmiksujcie, a na koniec wlejcie olej.  Całość energicznie wymieszajcie łyżką. 

Do foremki 14x21 cm (równie dobrze możecie użyć keksówki) wyłożonej papierem do pieczenia przełóżcie połowę masy, przykryjcie połową zawartości słoiczka z dżemem (lub posypcie połową owoców) a następnie wyłóżcie resztą masy. Wierzch przykryjcie pozostałą ilością dżemu (resztą owoców). Włóżcie do rozgrzanego piekarnika i pieczcie aż do momentu "suchego patyczka".

*możecie użyć porzeczek, jagód, malin czy innych owoców leśnych. Najlepiej jak będą lekko kwaskowate, co fajnie połączy się z cytrynową nutą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz