22.6.15

W proch się obróci (There will be ashes)

Jak to się stało, że po tak płomiennym uczuciu zostały już tylko zgliszcza? Puste nic. Enigma. I nikogo w promieniu tysiąca kilometrów. A ja w pośrodku tej pustelni, klęcząc bezsilnie, wpatruję się ślepo w otaczającą mnie gęstą mgłę. Ostrzegał, nie idź za głosem serca. To głupi narząd a gdy się uprze, to głuchnie. Nie słucha nikogo. Lecz teraz głuchy pozostaje tylko dźwięk jego bicia wydobywający się z małej drewnianej szkatułki, którą przykrywa świeżo zagrabiona ziemia. Nie dasz sobie z nim rady, przestrzegał. I miał rację. Chyba nigdy się nie nauczę, dochodzę do wniosku, sięgając po metalową łopatkę czarnymi od ziemi palcami. Za każdym razem, gdy pozwalam sobie na odrobinę spontaniczności, szczyptę szaleństwa motywowaną romantycznością duszy, kończę, rozdrapując zardzewiałym nożem zaschnięty strup po kuli, która po raz kolejny już przebiła mnie na wylot. Chyba mam za dobre zdanie o ludziach. Bezwarunkowo wierzę w ich dobre intencje, ale gdy tylko zamknę na moment oczy, kończę z pistoletem wycelowanym w moją stronę. To boli, przyznaję w myślach. Na pocieszenie dodam tylko, że z czasem ból staje się nie tyle słabszy, co szybciej udaje mi się nad nim zapanować. Sztuka zwana doświadczeniem. Wcale nie łatwo jest nic nie czuć. Po tak emocjonującej grze indywidualnej wrócić bez szwanku do świata pozorów. Miłość wytrąca z równowagi. A gdy nawet na tak zwaną miłość za wcześnie, to samo oczarowanie drugą osobą powoduje popadnięcie w pewien rodzaj obłędu, czyniąc z nas wariatów, bandę psycho świrów, którzy topiąc się w odmętach fascynacji, samolubnie nie wołają o pomoc... paradoksalnie, byle tylko poczuć przyspieszone bicie serca świadczące o tym, że jednak się żyje. Desperackie pragnienie uczucia tak żywego, że aż wewnętrznie wykańczającego. Podobno ból związany z uczuciem pragnienia na pustyni jest wiele razy gorszy od porządnego kaca. O ile bardziej daje się odczuć ten, spowodowany zawodem związanym z drugą osobą... Myślałem, że tym razem będzie inaczej, że okaże się tym...hmm... jedynym? przeznaczonym? aż po grób? Cóż za farmazony. Tylko głupcy dają się tak łatwo ponieść emocjom. Hipokryta. Najchętniej zniknąłbym teraz na miesiąc. Albo na rok. A w swojej nędzy, w czasie pomiędzy zmienił fryzurę, kupił wiewiórkę, przeszczepił serce.
Dlaczego to mi jest z tego powodu niedobrze? Miłość jest samolubna. To ja za tobą tęsknię, to ja chciałbym się z tobą zobaczyć, to ja chciałem ci zrobić niespodziankę. Myślałem tylko o jednym. I o jednym. Gotów poświęcić wszystko, by zdobyć wiele więcej. Bo przecież któż mógłby cię pokochać bardziej... Cóż, tym razem na tej transakcji raczej nie zyskałem. Kieszenie wypchane kamieniami w kształcie twojej twarzy i zapach przegrzanego rzutnika, na którym kiedyś wyświetlalibyśmy nasze zdjęcia. To wszystko. Wtedy symbole oddania, teraz jawią się jako błagalna ofiara na ołtarzu z prośbą o rozum. Czy można tęsknić za czymś czego jeszcze nie było? Mieć w głowie wspomnienia chwil, które jeszcze nie nadeszły?  Świadomie się ubezwłasnowolnić tylko z powodu jednego uśmiechu? Czy w końcu, ileż razy można sobą tak bardzo pogardzać, by bez mrugnięcia okiem odrzucać raz za razem wyznawane przez siebie cnoty. Zgaduję, że nieskończenie wiele. W proch się obróci. I wywróżyła. Przysięgam, kiedyś zamachnę się zamaszyście i strącę tę jej głupią kulę ze stolika tak, że zamieni się w drobny mak. Ku pokrzepieniu jednak sięgam po homerycki wywar z dzbanecznika. Bo trzeba umieć z twarzą powstać z martwych. Strzepać energicznie kurz i resztki serca noszonego na ramieniu przez tak długo i spojrzeć prawdzie prosto w oczy. Mam nadzieję, że kolejne jabłko wyciągane z koszyka fortuny nie okaże się robaczywe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz