14.3.15

Każdy ma swojego murzynka

Może trudno będzie w to uwierzyć, ale nawet tak zdolna i nieustannie dążąca do perfekcji osoba jak ja, miała kiedyś swój owiany tajemnicą pierwszy raz. Wiecie, ten szalony pomysł, objawiający się w postaci unoszącej się nad głową zapalonej żarówki, by coś stworzyć. Zrobić rodzicom jak się później okazało nie-aż-tak-wcale-pyszną niespodziankę. Pierwsze ciasto. Tak bardzo z miłości. Jak wiadomo, początki bywają ciężkie. Od przebitej śmietany, przez wychodzące z piekarnika zakalce, po zważoną polewę czekoladową. Talent nigdy nie objawia się od razu. W moim przypadku niestety nie można mówić o żadnym wyjątku. I mimo, iż ogromnie chciałem chociaż w tej dziedzinie okazać się złotym dzieckiem, wszystko wskazywało mi od samego startu, że zbyt łatwo to jednak nie będzie.
Akcja klasyk. Nikogo nie ma w domu, zatem siedzę. Sam jak w filmie. I jak to zwykle bywa, nudno. Nudno jak nigdy. Nudno, że aż boli. Rączki świerzbią, nóżka lata. Coś bym zbroił. To znaczy zrobił, oczywiście. I zupełnie nie wiedzieć czemu w jednej chwili znalazłem się nad kuchenką, podgrzewając margarynę z cukrem i kakao. Tak, murzynek na tę okazję będzie idealny. Ciemne, puszyste, podwójnie kakaowe. Z tym mi się kojarzyło to ciasto. Gumowym uchem podsłuchałem plotkujące sąsiadki i wyszło na to, że piecze się je szybko i łatwo. Myślę sobie, babcia zawsze chwaliła moje babki w piaskownicy. Niezbity dowód na to, że szansa na sukces gwarantowana. Toteż brnę w to bagno autogeniuszu niczym jakaś głupia krowa zwabiona blaskiem błędnych ogników. Nie ma ratunku. Ktoś rodziców rozpieścić musi, a każde dziecko wie, iż nie ma lepszego sposobu na wywołanie na ich twarzach szerokiego uśmiechu niż zrobienie samodzielnie jakiegoś deserku. Nie wiedzieć czemu wtedy pomysł na owocową sałatkę nie przeszedł. Niezbyt wysoka poprzeczka jak na dwunastolatka, a ja od dzieciństwa stawiałem na oryginalność. Czyli sobie tak mieszam, mieszam; w końcu smakuję. Hmm, słodkie, a więc z pewnością będzie dobre. Do piekarnika. Babko, babko... Ach, co to wyszedł za zakalec. Epicki. A jaki gorzki. Nawet tabliczka mlecznej czekolady nie zdołała zabić tego posmaku. Trudno, jak kochają to zjedzą. Z jednej strony byłem z siebie raczej dumny, z drugiej jakoś tak porzuciłem ten przepis na zapomniane kiedyś. Po latach postanowiłem się z widmem tej małej porażki zmierzyć. Zatem nie przedłużając, prezentuję moje do afrykańskiego tematu podejście numer dwa. Przed Wami wypiekany pan Bambo.


Składniki:                                    180 stopni/ 50 minut
# kostka margaryny (250g)
# 1/2 szklanki mleka
# 1 1/2 szklanki cukru
# 4 jajka
# 4 łyżki gorzkiego kakao
# 2 szklanki mąki pszennej
# 1 łyżka proszku do pieczenia
# szczypta soli

W rondelku umieśćcie pokrojoną na kawałki margarynę, cukier, mleko oraz kakao. Podgrzewajcie aż do dokładnego połączenia się składników (masa powinna być gładka i lśniąca). Odlejcie 2/3 szklanki masy, a do reszty przesiejcie mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia. Zmiksujcie. Oddzielcie żółtka od białek. Do kakaowej masy wrzucajcie po jednym żółtku, za każdym razem dokładnie całość mieszając. Z białek ubijcie pianę ze szczyptą soli, a następnie delikatnie wmieszajcie ją w całość. Gotową masę przelejcie do wyłożonej papierem do pieczenia formy (keksówka 30x10 cm lub blaszka 21x14 cm). Pieczcie w nagrzanym piekarniku do tzw. suchego patyczka.

Upieczonego i ostudzonego murzynka polejcie odstawioną uprzednio polewą kakaową i opcjonalnie posypcie dodatkami np. płatkami migdałów, posiekanymi orzechami lub kolorową posypką cukrową.

PS. Wpis nie jest w żaden sposób sponsorowany a lokować to ja sobie mogę co najwyżej włosy, ale ciasto pomogła mi przygotować pewna widziana w okienku margaryna, bo jak mówią, z nią zawsze się upiecze :D Ale to nie wszystko. Poniżej pyszny kawałek grupy, która rozkochała mnie w sobie od pierwszego usłyszanego brzmienia. Moje najświeższe muzyczne odkrycie. I nie uwierzycie, wystąpią w tym roku na Open'erze!!! Tyle wygrać #luckyluke

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz