11.2.14

My Next Bloody Valentine's

Mój wewnętrzny uczuciowy ugór daje o sobie znać wybitnie w Walentynkowym tygodniu. Love is all around us, tak? Litości. Doktorze Von Miłość, jestem chyba przypadkiem krytycznym, oh.. Gdzie ten zły romans, o którym śpiewa Lady Gaga, ja się pytam?!?! GDZIE!?!?! A niech mnie. Czasami czuję, że już całkiem niewiele brakuje a wyciągnę zgrabną rączkę i sięgnę po literaturę z serii Harlequin. Apokalipsa.
To wcale nie tak, że nie lubię Walentynek. Tych czerwonych serduszek spadających na ziemię niczym krwawy śnieg, dosłownie wszędzie duszących się w uścisku par, okazjonalnych maskotek z chińskiego marketu czy tandetnych lizaczków, których i tak nikt do buzi nie zmieści. Niech sobie już będą. Święto jak święto. Chociaż uważam, że to tani pretekst: okazywać sobie miłość powinno się codziennie. Boli mnie najbardziej to, że widząc tych wszystkich zakochanych, czuję się jak niepełnosprawna osóbka w trakcie szkolnego Dnia Sportu. Słowem: niefajnie. I tak już kolejny mija rok a ja sam. Singiel w wielkim mieście. Oczywiście grzechem to moje narzekanie, bo mam fantastycznych przyjaciół, których wprost uwielbiam. Te niekończące się rozmowy telefoniczne, spacery bez celu, plotkowanie przy herbatce z sokiem malinowym czy dojrzałe rozmowy (prawie) nocą. Prawdziwe skarby. Ale powiedzmy sobie szczerze, czasami przychodzi taki moment, taka ochota, by przytulić się do kogoś w sposób inny niż się ściska przyjaciół. Poczuć czyjś oddech tam gdzieś w okolicach ucha, włosy w buzi, cichy głos, szepczący jak dobrze. Dłużące się na nierozstawaniu minuty... Tak to sobie przynajmniej wyobrażam. Metoda analizy w podejściu teoretycznym, wiecie.  Plus bujna wyobraźnia, która też robi swoje. I tak sobie czekam jak ta Fiona, w najwyższej komnacie, w najwyższej wieży...dobra, nie przesadzajmy, aż tak beznadziejnie nie jest. Nie zmienia to jednak faktu, że moja siostra szpanuje zaręczynowym pierścionkiem a mnie nikt jeszcze nawet romantycznym buziakiem nie obdarzył. Drama time! No, bo czy ja proszę o zbyt wiele?! Czas chyba wziąć sprawy w swoje ręce.....wstępuję do klubu Too young to be bitter :D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz