26.10.13

Co w szafie trzeszczy...Bershka i inne takie

Mój dzisiejszy weekendowy spacer do galerii handlowej nie odbył się tylko i wyłącznie w celach rekreacyjnych, by ot tak pojeździć sobie w górę i w dół na ruchomych schodach ani też w celu zaspokojenia narcystycznej części swojej osobowości, przeglądając się w szklanych witrynach najmodniejszych sklepów. Chociaż grupa psychologów czająca się za wielką sztuczną palmą i skrycie przyglądająca się temu , co robię, pewnie byłaby innego zdania :P Tu nie chodzi już o luźny obchód w celach poznawczych. Wybrałem się tam, ponieważ mam problem.
Od kilku dni mianowicie intensywnie myślę i śnię dosłownie każdej nocy o swojej zimowej garderobie.  Czas w końcu na konkrety. Mam w planach upolować jakąś nie-byle-jaką kurtkę i kupić sobie wreszcie te buty, które chodzą za mną już od miesiąca. O ile cudem o buty nie muszę się martwić, o tyle "kożuchy" to już grubsza sprawa. Tych z kolei od cholery w każdym sklepie, więc teoretycznie z wyborem nie powinno być problemu. No właśnie: teoretycznie. Ja zawsze znajdę dziurę w całym. Sęk mianowicie w tym, że jak już się pewnie domyśliliście, nie lubię wyglądać jak wszyscy. Nie jestem osobą krzykliwie wyróżniającą się z tłumu, co to to nie. Nieustannie pracuję nad swoim klasycznym stylem ze szczyptą uroku angielskiego chłopaka^^ Jestem już mniej więcej po pierwszej połowie składania szafy do kupy. W tym roku korzystając z okazji, że szykuje się zakup, postanowiłem zrezygnować z nylonowych puchówek czy norweskich kurtek z drewnianymi kołkami. Są fajne, ale chcę przełomu. Przejrzałem więc wszystkie półki w Reserved i choć zazwyczaj coś wpadało mi tam w oko, tym razem byłem zawiedziony mnogością szarości i smutnych granatów oraz przeważającej ilości poliestru. Plus za ciekawe, barwne wełniane czapki, ale to tyle. Kolekcję oceniam na 5/10. Przykro mi. Nie postaraliście się tym razem. Wlokę się dalej i zachodzę do Pull&Bear'a. No, tu ździebko lepiej, ale to chyba tylko dlatego, że w przymierzalniach puszczają dobre nuty. Widzę fajne skórzane kurtki, ale kto wytrzyma w skórze przy - 10 stopniach! Poza tym ja nie noszę skór (na razie ;P) Spodobał mi się też jeden kożuch: wewnątrz owieczka, na zewnątrz miły w dotyku niebieski materiał. Niestety na modelu ze zdjęcia leżał o niebo lepiej niż na mnie. Znowu fiasko, więc w myślach mówię sobie: Iwona Pawlowicz, i podnoszę tabliczkę z 6. Dam im szansę, może dorzucą coś za kilka tygodni. Potem Cubus, czyli przepaść bez dna. Bez komentarza. Mój odżywczy spacer przeradza się w przymusową kilkukilometrową pielgrzymkę. Już nawet mi się nie chce, co jest przerażające, bo uwielbiam shoppingi; siły witalne zaczynają mnie opuszczać. Więc mówię sobie: jeszcze ostatni przystanek. Bo będziesz żałował. OK. Bershka. Niepewnie więc wchodzę, mijam ogromną część damską i w końcu jestem. Jestem..Jestem...w szoku/w związku/załamany/szczęśliwy/zawiedziony* (*niepotrzebne skreślić). Bershka, Bershka, Bershka. Jak mogłem w Was zwątpić. Git majonez, jakby to powiedziała pani Barbara Kwarc z klatki B. Oglądam i oczom nie wierzę. Lukier. Kilka interesujących modeli już po pierwszych minutach w sklepie. Mogę odetchnąć.... Ale niestety jedynie na sekundę. Spoglądając na pierwszą lepszą metkę, doznaję mini ataku serca. Cztery stówy? Trzy stówy trzydzieści? Takie ceny?! Takie?! Dlaaaaczeeeeegoooo? Dobra, wiem, że wyższa jakość=wyższa cena, no ale nie przesadzajmy. I tak w jednej chwili znowu twardo stałem na ziemi. Jestem w kropce, bo w portfelu kryzysowo. Oczy chcą, ręce chcą, ale pani z banku złowrogo wymachuje palcem wskazującym. Trudno. Muszę szukać dalej. Ale dzięki wizycie w Bershce jestem dobrej myśli. Kolejny spacer w przyszłym tygodniu i tak do skutku. Mam nadzieję, że Wam zakupy wychodzą dużo łatwiej :)

Bon nuit, Mes Petites Fashionistas!
Poniżej porcja moich faworytów:

zdjęcia nie są moją własnością; źródło---> bershka.com 

1 komentarz: