Mam ów wspomniany problem nie od dzisiaj. Od kiedy skończyły się czasy, w których decyzję podejmowała moja ukochana rodzicielka zdążyło upłynąć mnóstwo czasu. Dobrze wiem, na czym mi zależy; zawsze mam konkretny, podpatrzony z zagranicznych stron i magazynów projekt w głowie i staram się znaleźć model chociażby zbliżony wyglądem do pierwowzoru. Wszystko byłoby super, gdyby nie to, że mieszkam w Polsce. Kraju wyrastających jak grzyby po deszczu chińskich marketów i drobnych sklepiczków z szemranym towarem, na który nawet nie ma gwarancji. Jak tu zacząć wybierać, kiedy nawet nie ma opcji numer 1?? Ciężko, mega ciężko. Częściej udaje mi się nawet zobaczyć fajne buty w second-handzie, choć zwykle i tak nie ma mojej rozmiarówki. Coś jest nie tak: zastanawiam się tylko czy ze mną, czy z całą resztą. Czasami czuję jakbym żył w czasach jaskiniowców, gdzie nikt nie dbał o to, co na nodze. Ważne, by nie wdepnąć boso w kupę i żeby wąż nie ugryzł. Stylowa pustelnia. A prawda jest taka, że porządne buty to podstawa dobrze skompletowanego zestawu. To jak z fajną fryzurą. Kojarzycie bad hair day? Ja z autopsji chyba za bardzo. Dobry look to ogromna dawka pewności siebie. Nic więc dziwnego, że wokół tyle szarych ludzi ze wzrokiem wiecznie wbitym w ziemię, jakby obsesyjnie szukali przypadkowo porozrzucanych drobniaków. Drama. Ale cóż zrobić..można tylko wierzyć w to, że ta sytuacja się kiedyś zmieni.
I pocieszającym może być fakt, że coś się chyba zaczyna w końcu ruszać, bo tak zaskoczony nie byłem od czasu, gdy Dan okazał się Plotkarą. Zaskoczony i to jak najbardziej pozytywnie. Wystarczyła przypadkowa wizyta w Deichmannie, by oczarować mnie modelami, które non stop śnią mi się po nocach. W końcu ktoś zaczął czytać mi w myślach. Dziękuję. Prawdziwa skóra, pełno zamszu, a wszystko w kolorach jesieni, które uwielbiam najbardziej. Brązowo, piaskowo, beżowo. Sezon zapowiada się naprawdę w dobrym stylu. Jest porządnie i z charakterem, a to ważne, bo jak ktoś mądry kiedyś stwierdził: osobowość człowieka można stwierdzić po butach, jakie nosi. Nareszcie mam jakikolwiek wybór. I nagle największe zmartwienie to brak miejsca, by je wszystkie pomieścić. Taak, szkoda, że nie u mnie. Zaginionego skarbu El Dorado jak nie było, tak nie ma. Jest jeszcze opcja znalezienia mówiącej złotej rybki albo chociaż stroju rozbójnika. Czterdziestu chłopa chyba nie bawi się w odliczanie, więc jakoś bym się mógł przedostać do sezamu Ali Baby... Szkoda tylko, że życie to nie bajka. Trudno, będę musiał zadowolić się jedną parą (przynajmniej na razie;). Tylko którą wybrać, kiedy przytulić mam ochotę wszystkie?!?!
(zdjęcia nie są moją własnością; źródło------>deichmann.com/PL/pl/shop/welcome.html)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz